Artykuły

Ludzie wobec dziejowego dramatu

RZADKA obecność na scenach "NOCY LISTOPADOWEJ" wynika zapewne z faktu, iż dramat ten - jak pisał Kazimierz Wyka - wprowadza problematykę mitu antycznego w celu wyjaśnienia historii motywów postępowania jednostki. Okazuje się jednak, że są sposoby na to, aby niełatwy przecież tekst Wyspiańskiego pokazać w sposób przejrzysty. Dowiodła tego - podobnie jak wcześniejsze krakowskie przedstawienie Andrzeja Wajdy - premiera "NOCY LISTOPADOWEJ" w warszawskim Teatrze Dramatycznym.

Reżyser i adaptator MACIEJ PRUS postarał się o to, żeby nawet mniej przygotowani widzowie mogli cały spektakl nie tylko przeżyć, ale i zrozumieć. Nie znaczy to oczywiście, że uprościł on odczytanie "Nocy listopadowej". Swoją koncepcję artystyczną oparł na ukazaniu politycznego i narodowego aspektu powstania listopadowego. Cała tragiczna wielkość tego narodowowyzwoleńczego zrywu otrzymała w spektaklu Prusa, podobnie jak i w dramacie Wyspiańskiego, wymiar heroiczny.

Ścieranie się postaw moralnych wobec z góry wyznaczonej klęski nadchodzącego powstania, symbolicznie przewidzianej przez Nike spod Cheronei, stanowi treść tego przedstawienia. Konsekwentnie trzymając się takiej koncepcji zrezygnował M. Prus z wprowadzenia na scenę postaci Joanny, której rola w utworze Wyspiańskiego polegała m.in. na wyjaśnieniu stosunku księcia Konstantego do Polski i Polaków. Reżyser zachował jednak i znakomicie wykorzystał funkcję symbolu jaką w dramacie Wyspiańskiego pełnią mityczne boginie zwycięstwa i zagłady. To one także, obok finałowej w tym spektaklu wędrówki w śmierć, rozstrzygnęły o przebiegu wydarzeń powstańczych "Nocy listopadowej".

JEST też w tym przedstawieniu jakaś żarliwa, niemalże publicystyczna dyskusja wokół sprawy narodowej i najważniejszego jej aspektu - próby odzyskania niepodległości. Ścierają się więc pełne uniesienia poglądy na tę kwestię podchorążych z zachowawczymi, tak potępianymi przez romantyków, postawami generałów, z których żaden nie widział wystarczającej motywacji, aby objąć przywództwo nad garstką zapalonej do walki młodzieży. Z wiernością autorowi "Nocy listopadowej" przedstawienie Macieja Prusa wynosi podchorążych na poziom bohaterów, zaś sens ich poczynań zwieńcza symboliczny obraz zakutego w łańcuchy Łukasińskiego.

Zamysłowi reżysera podporządkowana jest ascetyczna wręcz scenografia Sławomira Dębosza. Na całą niemalże dekorację spektaklu składają się wiszące nad sceną nagie konary i szeleszczące pod nimi liście. Niewierne to i wierne zarazem. Niewierne wobec didaskaliów umieszczających akcję w różnych, a więc i architektonicznych realiach. A wierne, ponieważ sam Wyspiański akcentuje ustami księcia Konstantego ważność miesiąca, w którym rozgrywa się rzecz cała. "...Tak. Teraz jest listopad, niebezpieczna pora".

Choć cały spektakl jest - bardzo udany, to wiele tu scen wręcz znakomitych plastycznie. Choćby imponująca rozmachem scena walki podchorążych zwieńczona apokaliptycznie, bo pokazująca w zwolnionym tempie agonię ludzi, a zatem i całego powstania. Oryginalnie rozegraną sceną zbiorową jest sekwencja przez Wyspiańskiego umieszczona w teatrze, ale w spektaklu Prusa zachowuje ona ledwie pozór teatru. W ten sposób reżyser akcentuje, że życie jest grą ale i tematem do gry jest samo życie. Ta ważna część spektaklu rozegrana jest zabawnie choć nie przesadnie śmiesznie.

Z kreacji aktorskich, choć gra całego zespołu jest na ogół wyrównana, wybija się rola ZBIGNIEWA ZAPASIEWICZA (Wielki Książę Konstanty). To wielki kunszt aktorski sprawił, iż kreowanej przez siebie postaci nadał Zapasiewicz ludzki wymiar. W drugoplanowej roli gen. Wincentego Krasińskiego zabłysnął GUSTAW HOLOUBEK. PIOTR FRONCZEWSKI jako zdrajca i donosiciel Makrot potwierdził, iż znakomity bywa nie tylko w repertuarze komediowym. MAŁGORZATA NIEMIRSKA (Nike Napoleonidów) wyróżniała się spośród pań celnością rysunku postaci, który wykonała bez pompatycznego uniesienia i niepotrzebnych lamentów.

Trzeba tu podkreślić, że specyfika postaci powołanych przez Wyspiańskiego - w spektaklu M. Prusa nie stworzyła pozostałym aktorom szczególnych okazji do błyśnięcia talentem. Nie usprawiedliwia to jednak źle odtworzonej przez Marka Kondrata postaci Wysockiego, który wydał się zbyt mdły, niewyrazisty, za mało przekonujący jako przywódca podchorążych. Karol Strasburger mógł zaś z większą nieco wyobraźnią, bez przejaskrawionych płaczliwych akcentów zagrać swoją rolę młodego Gendre'a.

Muzyka Jerzego Satanowskiego zespolona z klimatem wydarzeń "Nocy listopadowej" podkreśla ich dramatyzm, a także stanowi doskonały rytmiczny podkład pod śpiewane partie tekstu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji