Artykuły

Coś pękło, coś się zaczęło

Niedawno w Teatrze Wybrzeże doszło do ważnego artystycznego i politycznego zarazem wydarzenia. Wyrzucany przez konserwatywne władze samorządowe ze stanowiska dyrektora teatru Maciej Nowak wystawił napisany przez Pawła Demirskiego dramat "Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw". Grane już kilkakrotnie przedstawienie wywołuje burzliwe reakcje publiczności. Jest także przełomem w trwającym już jakiś czas procesie przechodzenia wielu artystów na stronę sztuki zaangażowanej - pisze Sławomir Sierakowski w Gazecie Wyborczej.

Hasła sprzeciwu wobec ministra Giertycha z manifestacji studenckich i uczniowskich trafią w sobotę na sztandary związkowców, robotników i działaczy zaangażowanych dotąd w obronę praw pracowniczych.

Wszystkie oczekiwania tych, którzy sądzili, że zimny, prawicowy prysznic obudzi polskie społeczeństwo, spełniły się z nawiązką. Strajkują pracownicy, demonstruje młodzież, przeciw prawicowej władzy protestuje inteligencja. To, na co warto zwrócić uwagę, to związki powstające między tymi protestami. Tak jak siłą "Solidarności" było połączenie wysiłków robotników i inteligentów, tak i dzisiaj zaczynają się pojawiać oznaki tworzenia ruchów, a przede wszystkim wyobrażeń, które mają szansę na ogarnięcie całości protestów. Kruszy się mit, że ci, których interesują kwestie ekonomiczne, są przeciwni liberalnym postulatom światopoglądowym. Że ci, których do działania skłoniły kwestie światopoglądowe, nie mają zrozumienia dla rewindykacji ekonomicznych. I jeszcze jeden mit - o apolitycznych sztuce, literaturze i teatrze.

Niedawno w gdańskim Teatrze Wybrzeże doszło do ważnego artystycznego i politycznego zarazem wydarzenia, któremu można przypisać także wymiar symboliczny. Wyrzucany przez konserwatywne władze samorządowe ze stanowiska dyrektora teatru Maciej Nowak postanowił pożegnać się z gdańską publicznością mocnym akcentem. Wystawił napisany przez Pawła Demirskiego i wyreżyserowany przez Romualda Wiczę-Pokojskiego dramat "Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw"[na zdjęciu]. Jest to sztuka oparta na skandalicznej historii z łódzkiej fabryki sprzętu AGD Indesit, w której zginął robotnik, bo z maszyn pozdejmowano zabezpieczenia, aby w ten sposób zwiększyć wydajność pracy i konkurencyjność firmy na rynku. Przedstawienie pokazuje losy żony zabitego, która pod przebraniem zatrudnia się w fabryce i znajduje dowody łamania praw pracowniczych przez kierownictwo. Dalej przedstawione są próby zastraszania i przekupywania wdowy. Grane już kilkakrotnie przedstawienie wywołuje burzliwe reakcje publiczności. Jest także przełomem w trwającym już jakiś czas procesie przechodzenia wielu artystów na stronę sztuki zaangażowanej. Sztuka jest zrobiona doskonale artystycznie, będąc jednocześnie wprost polityczną.

Kiedyś Bertolt Brecht dostrzegł w tradycyjnym teatrze mieszczańskim ideologiczne założenie, że poprzez swoją strukturę ukazuje on świat, który jest dany, niezmienny i na który nie możemy mieć żadnego wpływu. Odpowiedział na to eksperymentalnym teatrem epickim, który wybijał publiczność z letargu pasywnego odbioru sztuki. Tak samo dzieje się dziś z politycznością sztuki w Polsce. Kończą się obawy artystów przed prymitywnymi zarzutami o publicystyczność twórczości lub o "instrumentalizację sztuki przez politykę" uwarunkowane dominującą w Polsce po '89 roku wizją kultury wolnej od polityki. Wizją odpowiadającą modelowi świata, w którym neoliberalne założenia zakorzenione w języku publicznym odgrodziły nas od zaangażowania w sprawy publiczne i polityczne i zepchnęły naszą aktywność do sfery prywatnej albo do ram "społeczeństwa obywatelskiego", które definiuje się jako sferę niepolityczną, pozarządową, gdzie mamy działać i debatować, ale tak żeby nie wchodzić w paradę politykom.

Piszę o sztuce Teatru Wybrzeże, bo jest ona wydarzeniem, w którym łączą się wszystkie nowe zjawiska. Wyrzucany przez władze z powodu niesłuszności światopoglądowej i "niewłaściwej" orientacji seksualnej dyrektor na swoje odejście wystawia sztukę pokazującą ciemną i pozostającą ciągle w ukryciu w polskim dyskursie stronę przemian. Tak oto dochodzi do symbolicznego połączenia kwestii światopoglądowych z socjalnymi. Nie da się bowiem walczyć o wolność, nie walcząc jednocześnie o materialne możliwości korzystania z niej dla wszystkich. Nacisk na rywalizację i konkurencyjność zaczyna się już w szkole, a kończy tak, jak w Indesicie, gdzie zdrowie i życie ludzkie wyceniono niżej niż korzyści finansowe z szybciej pracującej taśmy produkcyjnej.

Konserwatywny populizm zwalczyć można nie dzięki odmienianiu przez wszystkie przypadki zasad państwa demokratycznego i liberalnego, ale dzięki takiemu modelowi przemian, który nie skazuje dużej części społeczeństwa na frustrację wykluczenia i nie wystawia na oddziaływanie prostych recept populistów sprowadzających się zazwyczaj do nienawiści do odmieńca. Komuś, do kogo nie trafia argumentacja z porządku wartości, kto dostrzega potrzebę rozwoju gospodarczego i lekceważył dotąd kwestie liberalizacji światopoglądowej, warto przypomnieć pragmatyczny argument sformułowany w głośnym tekście Edwina Bendyka i Jacka Żakowskiego "Miłuj geja swego" ("Polityka", 23/2005), że na świecie dziś najlepiej rozwijają się ekonomicznie te regiony, w których panują otwartość kulturowa i tolerancja dla inności.

Wizja, która łączy sprawy socjalne z walką o tolerancję, stoi również za planowaną na najbliższą sobotę demonstracją przed Sejmem "O świecką szkołę i socjalne państwo" organizowaną przez Komitet Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników (KPiORP), w której udział zapowiedzieli Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Inicjatywa Uczniowska. Hasła sprzeciwu wobec ministra Giertycha obecne w manifestacjach studenckich i uczniowskich trafią w sobotę na sztandary związkowców, robotników i działaczy zaangażowanych dotąd przede wszystkim w obronę praw pracowniczych. W demonstracji uczestniczyć będą także przywódcy rewolty francuskiej młodzieży, która przed kilkoma miesiącami walczyła na ulicach Francji przeciwko liberalnej ustawie o kontrakcie na pierwsze zatrudnienie.

Wiele wskazuje na to, że nadchodzące wakacje, a zatem spodziewane obniżenie intensywności życia politycznego, będą jedynie ciszą przed burzą. Dla zrodzonych w maju i czerwcu antyrządowych inicjatyw studenckich i uczniowskich będzie to okres przygotowań do akcji, które kulminację powinny znaleźć w październiku, miesiącu symbolicznym. Najważniejsze jednak, aby doszło do współpracy wszystkich zaangażowanych w kontestację środowisk, koordynacji przedsięwzięć (powinno powstać w tym celu jakieś porozumiewawcze ciało) oraz - w odpowiednim momencie - przemyślanej i dobrze zaplanowanej radykalizacji działań (strajk studencki połączony z całym szeregiem innych akcji). "Knucie" przeciw konserwatywnym populistom zatacza coraz szersze kręgi... Coś się w Polsce zmieniło, coś się ruszyło. Wśród organizatorów protestów i uczestników panuje różnorodność poglądów, ale stworzenie wspólnego mianownika wydaje się coraz bliższe.

*Sławomir Sierakowski - redaktor naczelny "Krytyki Politycznej", doktorant w Instytucie Socjologii UW

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji