Artykuły

Obłęd imienia Stalina

"Bułhakow" w reż. Krzysztofa Rościszewskiego w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

Sztuka jest polem do popisu dla znawców tytułowego bohatera. Niemal każda kwestia to kryptocytat lub odwołanie do faktów z epoki. Nawet konstrukcja utworu kryje w sobie zagadkę literacką - Wojtyszko nie wprowadza na scenę Bułhakowa, każe tylko mówić o nim otoczeniu. Tak samo zrobił sam Bułhakow z umierającym Puszkinem w zapomnianej sztuce "Ostatnie dni". Co jednak teatr może oferować widzom nieoczytanym w historii lat 30. stalinowskiego imperium? Może nie tak mało: obraz obłąkanego świata, w którym prześladowany satyryk otrzymuje - ot, z kaprysu - propozycję pracy dla zespołu pieśni i tańca... tajnej policji, enkawudzista rozprawia o prawidłach dramaturgii, a wielki aktor staje na baczność przed szpiclem. A w tym świecie ludzie usiłują normalnie żyć, choć obłęd stoi za drzwiami. Tego czającego się szaleństwa trochę jest mało w olsztyńskim przedstawieniu. Solennie i sucho referującym akcję, nieznajdującym jednak sposobu, by "odjechać kamerą", spojrzeć z ożywczego dystansu i na okrucieństwo szpiclowskich gier, i na groteskowy, plączący artyzm z małością, zakulisowy światek MChAT-u. Może tylko w tężejącym nagle spojrzeniu zeszmaconego szpicla granego przez Marcina Tyrlika przejmująco, bo niespodziewanie, odbija się okrucieństwo systemu, na którym główny bohater sztuki brał swój bezsilny odwet "Mistrzem i Małgorzatą".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji