Artykuły

Fatalista, czyli niezły nudziarz

"Fatalista" Tadeusza Słobodzianka w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Maja Margasińska w naszemiasto.pl.

W założeniu "Fatalista" miał być inteligentną komedią, w której - jak w filmach Allena - ludzie kłócą się i dyskutują nad rosołem o poezji i filozofii. Coś jednak nie wyszło...

Akcja sztuki dzieje się podczas jednego wieczoru, w którym nadeszła pora, by wyjaśnić kilka spraw. Urocze mieszkanko przy Krochmalnej w Warszawie. Lata 30. ubiegłego wieku. Rodzina zasymilowanych Żydów siada do szabatowej kolacji. Beniamin (Robert T. Majewski), Lea (Magdalena Czerwińska) oraz ich synowie wykonują rytualne czynności, powtarzają modlitwy, wreszcie przychodzi pora na rosół... I wtedy właśnie wybucha bomba: Beniamin oświadcza, że nie będzie jeść rosołu. Bystre oko Lei dostrzega na policzku i koszuli męża ślad szminki... Kobieta postanawia wyłożyć na stół wszystkie karty. Rozmowa wychodzi od szczawiowej, którą Beniamin jadł u kochanki, i tajemniczego mężczyzny, z którym widziano Leę, krąży wokół niezabliźnionych ran, zahacza o filozofię i literaturę, wreszcie dotyka początku wspólnej historii skłóconych małżonków, z których każde-jak deklaruje - ma po dwa romanse. Beniamin nie może się pogodzić z tym, że jest podwójnym rogaczem. Lea zdaje się mieć najwięcej żalu o to, że mąż przestał być fatalista. Fatalizm jest wiarą w nieuchronność przyszłości. Pogląd ten mówi, że przyszłość jest już ustalona przez siły wyższe i nie może być zmieniona przez żadne działania pojedynczego człowieka lub całej ludzkości. Natomiast postępowanie Beniamina zaczyna świadczyć o jego wolunteryzmie, czyli hołdowaniu wolnej woli...

W założeniu spektakl ma być inteligentną komedią romantyczną w stylu Woody'ego Allena. Jednak - w przeciwieństwie do jego filmów - tekst Słobodzianka, na podstawie którego Wojciech Urbański zrealizował "Fatalistę", jest nieznośnie pretensjonalny. Za rozmowami o filozofii nie idzie żadna prawdziwa filozofia, za nieporozumieniami nie idzie temperatura małżeńskiej kłótni, nie ma prawdy ani języka, ani postaci. Beniamin i Lea mówią stylizowanym żydowskim językiem, który jest zupełnie nie do wytrzymania dla ucha. Spektakl Urbańskiego jest niestety po nic i nic po sobie nie zostawia. Aktorzy robią, co mogą, jednak w historii tak dalece brakuje emocji, że niewiele da się z niej wyłuskać. Dyskurs wydaje się być intelektualny, jednak nie jest to prawdziwa erudycja, a jedynie wydmuszka. W efekcie mamy hybrydę, która raczej nie zadowoli ani podniebienia intelektualisty ani mieszczanina. Szkoda w tym wszystkim bardzo dobrej momentami Czerwińskiej i uroczej scenografii Joanny Zemanek. Premiera 15.02.19

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji