Artykuły

Z TEATRU

TEATR ATENEUM: "Niebieskie migdały" - komedja w 3 aktach Jana Chlumberga, - tłomaczenie Marji Niklewiczowej, - reżyseria Wiktora Biegańskiego.

Na takich przedstawieniach, jak te "Niebieskie migdały" Chlumberga, wzbiera we mnie żal, że stałem się profesjonalistą w sprawach teatru, że nie mogę już z taką świeżością, jak publiczność, przejmować się, bawić się, rozciekawiać się tym w sztuce szczegółem, że na scenie pokazano nam nie tylko komedję, ale i ten teatr, który komedję wystawia. I do tego teatr ze wszystkiemu jego poufnościami, czyli, że widz niejako wprowadzony jest za kulisy podczas odbywającego się przedstawienia. Cobym za to dał, by za rozkoszną dla siebie brać nowość ten fortel autorski, tak bić brawo, jak w "Ateneum" brawo bije i to co chwila - tłumnie zebrana publiczność. I z jaką radością! Na sali widzów nikogo nie obchodzi, że cały ten teatr, ukazany w "Niebieskich migdałach", i wszyscy reżyserowie, inspicjenci, elektrotechnicy i cały ten pomysł dell'arte zrodził się wiedeńskiemu autorowi z tej przyczyny, że samej "komedji małżeńskiej", stanowiącej oś pomysłu, nie starczyłoby na sztukę, a i byłaby ona zanadto już banalna. Bo i istotnie: ktoby się dziś ośmielił pokazać jeszcze raz zagadnienie, że gdy żona w małżeństwie się nudzi, gdy mąż jej a ona mężowi zanadto już spowszedniała, to przychodzi czas, kiedy serce kobiece odruchowo zaczyna szukać innego uczucia. Ale ten sam banał ująć W jakieś niespodziewane ramy, np. wyobrazić sobie, że to nie aktorzy odgrywają podobną komedję, lecz osoby, przypadkowo znajdujące się w teatrze - to już dodatek, czy dodateczek, który banałowi może zapewnić powodzenie. I są te "Niebieskie migdały" jak skromny imieninowy kwiatuszek, który poowijano w puszyste, wielobarwne bibułki, by prezent suciej się oczom przedstawiał. Byle go tylko z tych bibułek nie rozwijać! No i okazuje się, że nikomu nie szkodzi to, że autor za mało pomysłowości włożył w rozgraniczenie tych momentów, kiedy mąż, żona i ten trzeci tyłko odgrywają komedję od chwil, kiedy zapominają się i naprawdę zaczynają żyć swoje- mi uczuciami. Farsa tak się podoba, że nikt też nie pyta o prawdopodobieństwo sytuacji, ani też nie dostrzega, że p. Chlumberg w gruncie rzeczy operuje zużytemi już i nienajfinezyjniej podamemi motywami i aforyzmami. Ludzie się cieszą, że mają sposobność widzieć, jak to w kuchni teatralnej preparuje się te potrawy, które, w ugotowanej już formie, jako normalny spektakl, podaje się potem widzowi. I wierzą, że tak naprawdę wygląda "sekret sce ny". Słowem: "Ateneum" trafiło na złotą żyłę, a widocznie takie już jest prawo zło:a, że się je przewoźnie odnajduje w piasku i w wodzie... W każdym razie sympatyczny teatrzyk odetchnie na jakiś czas, a tem sprawiedliwiej mu się to należy, że technikę przepłukiwania złota wykonano tu bez zarzutu: każda rola w sztuce za grana sprawnie, wycieniowana należycie, reżyseria pomysłowa, żywe tempo, umiejętnie nadany ton. Dyr. Biegański, jako mąż komikował swobodnie a z umiarem, p. Łabuńska sprezentowała się nam w roli żony, jako artystka może jeszcze niewyrobiona, ale estetyczna, inteligentna, obdarzona nie.podrabianą dystynkcją i o wrodzonym smaku aktorskim. Wcale dobrze się sprawił p. Surzyński, odtwarzający "tego trzeciego". Jak zwykle, tak i tym razem nie zawiódł p. Opaliński, zabawny w kłopotach reżysera tej rzekomej sceny. Umiejętnie rezonował p. Stróżewski, jako dramaturg tejże sceny, a pp: Parysiewiczówna, Goeblówna, Maniecki, Fertner, Rzewuski i Janicki nie zaniedbali swoich mniejszych ról "Ateneum" dało nowy dowód, że ma artystyczne prawo życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji