Artykuły

Co się komu w duszy gra

Spotkania: Chciałbym namówić Pana na rozmowę o teatrze, ale nie ukrywam, że równie zaciekawia Pańskie spojrzenie na to, co działo się i dzieje wokół teatru. Sam Pan zresztą w "Kartkach z pamiętnika" więcej pisze o życiu niż o teatrze...

Erwin Axer: Pewnie dlatego, że wbrew pozorom, jest życie także poza teatrem.

S: A życie zaczyna się od edukacji. Studia ukończył Pan przed wojną, w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, gdzie był Pan uczniem Leona Schillera. Właściwą działalność zaczął Pan zaraz po wojnie.

Wszedł Pan do teatru i wszedł Pan w inny świat niż ten, w którym się Pan wychował.

E.A: Wojna dopiero z perspektywy okazała się wyraźną cezurą. W pierwszej chwili nie było to dla mnie tak jasne jak później. Początek miał być, i chyba był, przede wszystkim kontynuacją. Podobnie jak u innych kolegów dominował instynkt współuczestniczenia. Działania. Chciałem reżyserować. Może i grać. Na to drugie nigdy się nie odważyłem.

S: Jednakże reżyserował Pan i prowadził przez ponad trzydzieści lat Teatr Współczesny w Warszawie, musiał Pan dokonywać jakiegoś wyboru, powiedzieć sobie, co w tej pracy jest najważniejsze. Bardzo wielu odpowiada na to pytanie, że najważniejsza była walka z reżimem...

E.A: W psychologii nazywa się to "optymistyczną tendencją pamięci". Niewielu znam artystów, którzy działali ze względu na dobro ogółu i inne sprawy w tym rodzaju. Dotyczy to nawet największych, cóż dopiero aktorów i reżyserów albo na przykład scenografów. Charakter i poglądy człowieka teatru i tak odbijają się w jego dorobku. Na dłuższą metę niczego nie da się ukryć i żadne autointerpretacje tego nie zmienią. W reżyserii każda minuta spektaklu stanowi wybór.

S: Czy miał Pan jakiś własny program?

E.A: Mętny. Aktor i literatura, jasna myśl, w miarę możności nie robić złych sztuk, starać się o możliwie najlepsze. Było nas zawsze kilku. Jerzy Kreczmar, Edward Csató, czołowi aktorzy i scenografowie... Zresztą sam pan wie, bo przecież przez kilka lat współpracował pan z nami. W miarę upływu czasu coraz mniej mówiliśmy o programie, bo lepiej wiedzieliśmy czego chcemy. Najjaśniejszy program miałem w P1ST, w szkole teatralnej. Schiller mnie wyśmiał i stwierdził, że chcę pogodzić proletariat z burżuazją.

S: A w PRL? Czy godził Pan proletariat z burżuazją?

E.A: Ten problem upadł po wojnie. Nie było już burżuazji i tym samym nie było proletariatu. Przynajmniej w sensie przedwojennym. Myślę, że w sumie w ciągu tych pięćdziesięciu prawie lat teatr przyczynił się do przetrwania imponderabiliów, które złożyły się na to, że nie jesteśmy Niemcami ani Rosjanami, ani na przykład Francuzami. Choć być Francuzem to na pewno nic złego. A program? Schiller, kiedy go pytaliśmy, co robić - to było jeszcze przed wojną - odpowiadał z reguły: "Przede wszystkim utrzymać Polskę przy Europie". Już wtedy było to zadanie przekraczające możliwości samego teatru.

S: Spod Pana "ręki" wyszło już kilka pokoleń reżyserów. A gdyby teraz jakiś młody reżyser zapytał: Panie dyrektorze, co robić? Jak by mu Pan odpowiedział?

E.A: Przede wszystkim, żeby nie słuchał rad. A przynajmniej, żeby się nimi nie kierował. A robić musi i tak: co mu w duszy gra. To dotyczy młodego reżysera. Studentów traktowałbym inaczej. Nie ma niczego gorszego od "liberalnej" nauki zawodu. Nauczanie powinno być w pewnym sensie konserwatywne. Uczyć trzeba tego, co się umie, a nie tego, czego się szuka. Potem każdy i tak pójdzie własną drogą. Rewolucje w teatrze prawie zawsze kończą się szybko. To też niemal reguła.

S: Teraz młodzi reżyserzy, tak samo jak wszyscy młodzi Polacy, myślą przede wszystkim o tym, jak "dostać się do Europy".

E.A: Co innego "utrzymać Polskę przy Europie", zresztą to był złośliwy żart Schillera, a co innego "dostać się do Europy". Przyjemnie, kiedy to się udaje, ale nie należy się tym poważnie interesować ani koncentrować na tym wysiłków. Od tego są ministerstwa turystyki, propagandowe instytucje i MSZ. Ludzie teatru są od tego, żeby u siebie w kraju robić jak najlepszy teatr.

S: Trudniej im jednak robić coś, co liczyłoby się w świecie. Przedtem byliśmy w modzie, bo tworzyliśmy za żelazną kurtyną.

EA: Za granicą byli przedtem ciekawi tego, jak się żyje z i pod bolszewikami. Co u nas wolno i czego nie wolno, chcieli się o tym "bolszewizmie" czegoś od nas dowiedzieć. To się skończyło. Teraz liczy się to, co dany artysta umie. Nie ma ułatwień. Dotyczy to pojedynczych aktorów, scenografów, autorów i reżyserów i całego kraju. To znaczy teatru.

S: Można powiedzieć, że nadeszła godzina prawdy.

E.A: W istocie stało się tak już dawniej. Na przykład w Niemczech już w latach siedemdziesiątych dojrzało pokolenie nie obciążone kompleksami, pokolenie tych, którzy nie uczestniczyli w wojnie, nie chcieli odpowiadać za winy ojców i dziadków, i nie mieli do nas żadnego specjalnego stosunku. Chociaż istnieją nadal innego rodzaju upodobania czy predyspozycje. Znam Niemców i Francuzów o szczególnym upodobaniu do Rosjan. Niektórzy Niemcy uważają, że Słowianie - Rosjanie, Polacy, Czesi - mają duszę, a oni nie... Słowiańska dusza jest towarem, który wciąż jeszcze dobrze się sprzedaje.

S: Wynika z tego, że powinniśmy teraz bardziej myśleć o sobie niż spoglądać za granicę. Ostatnio mówi się o przedstawionym przez Pana postulacie stworzenia Teatru Narodowego.

E.A: To przesada. Pewnego razu zaprosił mnie, wraz z kilkoma kolegami, pan Łukasiewicz, pełniący wówczas obowiązki kierownika Ministerstwa Kultury i Sztuki, i zapytał m.in. o to, co uważamy za ważne lub najważniejsze. Wydaje mi się, że jedną z takich spraw, może nawet najważniejszą, jest sprawa Teatru Narodowego. Nie tyle chodzi o budynek przy placu Teatralnym, który po raz trzeci się spalił i nie wiadomo, kiedy zostanie odbudowany, ile o instytucję. Jest to idea w Polsce żywa od przeszło dwustu lat i każde pokolenie ma obowiązek tym się zająć. Na życzenie pana Łukasiewicza napisałem kilka stron tekstu, który mógłby być podstawą do dyskusji.

S: I ten projekt był dyskutowany na forum Rady Kultury przy prezydencie, której jest Pan członkiem.

E.A: Jako rzeczoznawca. Nie jako moralista. Ze "Spotkań" dowiedziałem się, że Rada występująca jako "autorytet moralny" sprzeciwiła się skutecznie kandydaturze na ministra kultury osoby proponowanej przez premiera. To nieścisłe. Sprzeciwiło się kilka osób, nie wiem ile, bo nie uczyniły tego na plenum Rady, a pan prezydent uznał za wskazane powołać się na część Rady, co jest jego dobrym prawem. Stwierdzenie, że artyści, a już na pewno cała kupa artystów, nie mogą występować jako autorytety moralne nie ośmieszając się, jest wyważaniem otwartych drzwi. Mogą natomiast radzić każdemu, kto sobie tego życzy i ma wpływ na bieg spraw w zakresie swoich zawodowych kompetencji. Moim zdaniem należy to nawet do ich obowiązków i to bez względu na to, gdzie i kiedy mogą się przydać. W wolnym państwie i nawet pod zaborem. Są oczywiście za swoje rady odpowiedzialni.

S: Powróćmy do programu Teatru Narodowego.

E.A: Program to Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Fredro, Wyspiański. To zadanie zaledwie napoczęte. Wymaga on zresztą, to oczywiste, nieustannej reinterpretacji. W tym stylu, choć niekoniecznie z tymi konkluzjami, w którym myśli i publikuje bardzo inspirująco pani profesor Janion. Nie ma niczego ważniejszego od tego programu. Jesteśmy narodem, którego geniusz najpełniej objawił się w słowie: "Nie ma ani miast ni pomników, ni rzeźby ani malarstwa, tylko z ust do ust niesione słowo i wróżby poetów" - powiada Miłosz. W ciągu ubiegłych dziesiątków lat powstało kilka inscenizacji "Dziadów", "Nie-Boskiej", "Wyzwolenia", które odegrały poważną rolę w życiu duchowym i nawet politycznym tego kraju. Wtedy jednak wydawało mi się, że jest równie istotną sprawą utrzymanie więzi z tym, co od setek lat stanowiło dla Polski inspirację, a od czego próbowali nas odizolować Rosjanie. Uważałem, i uważam, że wielcy autorzy francuscy, angielscy i niemieccy, nie brak ich w dwudziestym wieku, pomagają nam w trwaniu. Ale dzisiaj myślę, że nadszedł czas, by nie zaniedbując tych zadań - jest na to dość scen, nieraz dobrych - poświęcić siły nowemu trudniejszemu obowiązkowi: przeszłość, której wszystko zawdzięczamy, uczynić teraźniejszością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji