Artykuły

Rak społeczeństwa

"Traviata" Giuseppe Verdiego w reż. Michała Znanieckiego w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Iwona Karpińska.

Operowy powiew świeżości zagościł na niewielkiej w rozmiarach scenie Opery Śląskiej, ale wielkiej w swoim artystycznym wyrazie sztuce "Traviata" Giuseppe Verdiego w najnowszej realizacji Michała Znanieckiego.

Reżyser, który potrafi poprowadzić postaci w taki sposób, w którym mamy nieustannie wrażenie konwersacji, rozmowy, emocjonalnych dialogów bohaterów, co w operze nie jest łatwe do osiągnięcia, zasługuje na uznanie. Rozmawiają, wyrażają swoje obawy, odczucia, rozterki, problemy, rozpacz a my razem z nimi wciągnięci w rozgrywające się życie na scenie jednocześnie wsłuchując się w śpiew oraz w dobiegającą muzykę z orkiestronu, który również stał się elementem sceny, elementem życia bohaterów.

To co najważniejsze zostało idealnie przez reżysera przykryte, by zostać wydobytym z niebywałą siłą przekazu - życie oraz najcenniejsze w nim wartości. Miłość, oddanie, bezinteresowność. Drogocenne wartości dzisiejszych dni.

Traviata, w tej roli Joanna Woś, z reżyserskiego założenia chora na śmiertelną chorobę naszych czasów, niesie w tej realizacji życie, przebudzenie, zastanowienie wszystkich tych, co po jej śmierci zostali. Dla widowni również i to jest najcenniejsze.

Wszystko to co było zbudowane w scenach barwnych, przejaskrawionych, chwilami budzącymi irytację i automatyczny sprzeciw w nas, że my to mamy na co dzień, wokół nas w ogłupiającym nadmiarze , że chcemy w operze widzieć inny świat, że przez to wszystko nie słyszymy tego co najważniejsze: piękna muzyki, zostało odsunięte w intymnej scenie Violetty z ojcem Alfreda wyzwalającej w nas właściwe emocje. Od tego momentu zaczęło się życie. Bez blichtru, fałszu, bez pustej zabawy, bez ludzi, dla których muzyka ma być tylko tłem do dobrej zabawy i do realizacji własnych celów, z oczyszczającą prawdą aż do bólu.

Rak, ale społeczeństwa, upadek, ale wartości i dobrego smaku, zbłąkanie, ale ludzi dzisiejszych czasów. Ta sztuka jest o umieraniu, ale klasy w człowieku. O umieraniu, a jednocześnie przebudzeniu w mistrzowsko zaprogramowanej scenie końcowej, w której trzeba bardzo podziękować chórowi Opery Śląskiej, w premierowym spektaklu byliście Państwo niezwykle przekonujący, wartościujący w nas to co zwartościowane być powinno.

Niebywałą siłą tej realizacji reżyserskiej jest uwypuklenie siły miłości, jaka łączyła bohaterów podkreśloną momentem, w którym po raz pierwszy zatrzęsły się mury Opery Śląskiej siłą muzyki dobiegającej z orkiestronu, siłą głosu Joanny Woś oraz energią emocji jaka powstała pomiędzy bohaterami w momencie wyznawania miłości przy rozstaniu.

Andrzej Lampert - Alfredo, wydawało by się młody, niepozorny fotograf, a odgrywa w tym spektaklu bardzo głęboką rolę, jako jedyny z setek zrobionych przez siebie zdjęć wydobywa człowieka. Jako jedyny widzi na nich człowieka z jego marzeniami, pragnieniami, obawami, nie przyjętą do zdjęć pozę, ale wszystko to, co jest po za nią.

I dąży do realizacji własnych marzeń, odczuć, pragnień przeciwko wszystkim i wszystkiemu co modne i na czasie i przede wszystkim co wypada, a co nie.

I ojciec - Giorgio Germont , w roli Stanislav Kuflyuk. stonowany , a jednocześnie przez to właśnie wyzwalający w nas, słuchaczach i widzach, sprzeciw, chęć krzyknięcia Stop, zastanów się, ale z uwagą byliśmy świadkami dylematów i dramatycznych wyborów głównej bohaterki. Uczciwości.

W spektaklu zagrała też orkiestra. A jak? To trzeba zobaczyć, a przede wszystkim usłyszeć jak gra orkiestra Opery Śląskiej pod batutą Bassema Akiki kierownika muzycznego, którego muzyka jest spójnym elementem artystycznego bardzo ważnego w tym spektaklu przekazu.

**

Premiera 7.12.18, spektakl 17.12.18

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji