Artykuły

Nieudany debiut Lupy

Krytycy austriaccy i niemieccy zrównali z ziemią "Czarodziejski flet" wyreżyserowany przez Krystiana Lupę w Theater an der Wien, a publiczność wybuczała reżysera. Żeby to przynajmniej był skandal! Ale skandalu nie było. Był tylko niewypał - pisze Dorota Szwarcman w Ruchu Muzycznym.

Gdyby nasz wybitny reżyser teatralny miał instynkt samozachowawczy, nie zgodziłby się na tę propozycję. Zaczynać przygodę z operą od "Fletu..." - to po prostu samobójstwo. Niejeden dobry reżyser na tym dziele się pośliznął. Lupa poległ, ponieważ po pierwsze nie miał jasnego, klarownego pomysłu na całość, a po drugie - o operze wie tyle, co przeciętny słuchacz. A ta akurat opera szczególnie wymaga prawdziwej wiedzy i umiejętności.

Zwykle reżyserzy przychodzący do opery z zewnątrz myślą o jednym: zrobić i tu własny teatr. W przypadku Lupy było to od samego początku niemożliwe: takiego spektaklu nie można rozciągnąć w czasie, nie można wprowadzać ciszy. Coś więc trzeba było z tym zrobić. Spektakl Lupy jest zatrzymaniem się wpół drogi: ani nie jest typowo operowy ani nie jest nowatorski.

Rzecz dzieje się w szarym pomieszczeniu, w którym od czasu do czasu otwierają się drzwi lub zjeżdża klatka (z Królową Nocy lub Trzema Geniuszami). Potworem, który na początku goni Tarnina, jest uwięziony na sznurze półnagi mężczyzna, który i tak nie może swego celu dosięgnąć (nie będę się tu kusić o interpretacje). Wchodzą Trzy Damy - ani damy, ani nie damy, które jeszcze na dodatek niestety fałszują. Po nich Papageno (Adrian Erod), smutas, który wciąż próbuje kogoś przywołać zza kulis, ale mu to nie wychodzi. Królowa Nocy (Lubica Vargicova), która, jak się rzekło, zjeżdża na scenę w klatce w formie balonu, jest sztywną dziewczyną bez cienia charyzmy, wykonującą swoje arie z przerażeniem, że się jej nie uda (przerażenie to chwilami jest zresztą uzasadnione). Jedyny jasny punkt obsady - to Pamina, czyli Finka Helena Juntunen: blondynka do kwadratu, kobieta-dziecko, kierująca się jedynie emocjami, bezpośrednia i seksowna. Artystka, która całkowicie i w sposób naturalny poddała się takiemu ustawieniu swojej roli przez reżysera, wykazuje się nie tylko pięknym głosem, ale i prawdziwym talentem aktorskim, co w operze częste nie jest, ale jak podnosi jej walory!

Tarnino (Christoph Strehl) też śpiewa ładnie, ale jego zachowanie naturalne jest tylko wtedy, gdy artysta jest na pierwszym planie. Gdy przechodzi na drugi - jest sztywny, ale to najwyraźniej wina reżysera, który ogólnie miał niejakie kłopoty z drugim planem, z rekwizytami i z zakrętami akcji. Dlaczego przed finałem Królowa Nocy, Trzy Damy i Monostatos muszą się potykać o dzwonki zapomniane na środku sceny przez Papagena? Czemu tytułowy flet wisi na lince w powietrzu do samego końca? Czemu w środku I aktu pojawia się nagle tłum turystów z walizkami na kółkach (ten wątek nie ma dalszego ciągu)? Można zadać więcej takich pytań.

Parę pojedynczych pomysłów jest nawet zabawnych: dwie Papageny (młoda kryje się pod suknią starej) czy finał, gdy Królowa Nocy niespodziewanie wpada w objęcia Sarastra i następuje wielkie pojednanie. Ale to nie wystarcza na całość.

Lupa pracował co prawda z wykonawcami, ale myślał o nich nie jako o śpiewakach, lecz wyłącznie jako o aktorach. Dowód: przed premierą przeziębili się Pamina i Tarnino, kierownictwo teatru więc zaproponowało drugą obsadę. Lupa zaprotestował, upierając się, by wystąpili artyści, z którymi pracował. Ostatecznie Pamina zaśpiewała na premierze, Taminem był dubler (ja obejrzałam spektakl dwa dni później, już z właściwym wykonawcą tej roli). Swoją drogą trochę dziwne, że reżyser pracował tylko z jedną obsadą - przecież zawsze śpiewak może zachrypnąć.

Bardziej niż niesatysfakcjonującą stroną tego spektaklu była orkiestra - kameralny skład młodzieżowej orkiestry międzynarodowej im. Gustava Mahlera (grała w niej jedna Polka, w drugich skrzypcach). Obserwując dyrygenta Daniela Hardinga, kompletnie zimnego i oderwanego od tego, co działo się na scenie, można było się zastanawiać, skąd wzięła się jego dobra reputacja. Ogólnie: szkoda było Mozarta. I, w gruncie rzeczy, Lupy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji