Artykuły

Kartka z pamiętnika: Dina

Dla Jeleny Szwarc - poetki

Niewielkiego wzrostu szatynka o miłej, pulchnej buzi znała wszystko, co kiedykolwiek po rosyjsku dla teatru napisano lub na rosyjski przełożono. Urzędowała w pokoiku przed sekretariatem dyrekcji i w ślad za każdym autorem lub reżyserem pojawiała się w gabinecie Towstonogowa, by służyć informacją, radą, zapisem w notatniku albo obecnością po prostu. Nieodstępny papieros świadczył o zgubnej skłonności do nałogu, wyraz żywego zainteresowania, błysk oka - o entuzjazmie dla sztuki teatru, bystre uwagi - o znajomości rzeczy, poczucie humoru wreszcie wiązało się z nierzadką u ludzi obdarzonych tym przymiotem naiwnością: kupowała wszystko.

Miasto żyło plotką. Wobec braku informacji najwyższą ceną szczyciła się informacja. Wyższą od kawioru, koniaku, "CHATKI" i "osietriny". Wyższą od teatralnego biletu w wolnym obrocie.

Obmyślano więc dla Diny wieści niewiarygodne. Szeroko otwarte oczy, uniesione brwi, radosne zdumienie, zastygły w powietrzu papieros hojnie wynagradzały trud informatora. Czar mijał, Dina wybuchała kaskadą śmiechu. Po chwili gotowa była na przyjęcie nowej, jeszcze fantastyczniejszej nowiny. W gruncie rzeczy zawsze oczekiwała cudu. Nie darmo pełniła funkcję kierownika literackiego, czyli dramaturga. Tylko cud mógł był uratować honor tej funkcji, która od czasów Niemirowicza-Danczenki i jego czcigodnych kolegów uległa niemałym przeobrażeniom. Zasadzała się na odstraszaniu od teatru i odpędzaniu od pryncypała hordy grafomanów (których dzieła trzeba było jednak przeczytać), w najlepszym razie na zgłębianiu przywiezionych (czasem przewiezionych) z zagranicy lub przeczytanych w polskim "Dialogu" sztuk autorów zagranicznych, które należało zreferować.

Przy lekturze tych polskich, czasem angielskich, francuskich czy włoskich tekstów sekretną pomocą bywała kilkunastoletnia córka Diny, dziecko - jak zwierzała się przyjaciołom matka - prawie genialne. Mimochodem opanowało kilka języków, przekładało prozę i wiersz, ba, pisywało własne wiersze, które jak dotąd czytywała tylko matka. Dziecko niewątpliwie było cząstką cudu. Możliwość dalszych cudów kryła nieodstępna torebka damska, torba raczej, obszerna, wypchana i mocno zużyta "sumka", której wnętrze kryło zapas papierosów, zapałki, puderniczkę i czerwoną kredkę do warg, trzy co najmniej teksty (unikalne rękopisy), stanowiące przedmiot aktualnej lektury, oraz, uwaga! - bardzo ważny, również unikalny, notes z adresami i telefonami tłumaczy, autorów i w ogóle osób przydatnych dla teatru z tych czy innych przyczyn. Nadzieja, że któryś z tekstów wyłonionych z otchłani torby okaże się tekstem wspaniałym, a odkrywczym przejdzie z tej racji do historii, utrzymywała Dinę Morisownę Szwarc w nastroju radosnym (choć, rzecz jasna, niewolnym od smutków i rozczarowań), żywiła jej optymizm, pozwalała się cieszyć papierosami, życiem towarzyskim i kroplą alkoholu, bez którego życie towarzyskie niczym prawie nie różniłoby się od zwyczajnego życia w Leningradzie, to znaczy byłoby bardzo smutne.

Pierwszy Maja roku 196... trwał w Leningradzie, jak zazwyczaj, trzy do pięciu dni i przebiegał podobnie do poprzednich świąt majowych, podobnie do późniejszych, które po tym pamiętnym Pierwszym Maja nastąpiły. Część aktorów rozjeżdżała się po daczach, rzadko własnych, częściej cudzych, inni zostawali w domu, ucztowali, wypoczywali, bywali zapraszani na najrozmaitsze imprezy, spacerowali po mieście podziobanym transparentami i flagami, a jednak mimo wszystko pięknym.

Szczególnie atrakcyjna wydawała się Newa. Potężny, szarobrązowy pas wody, z tu i ówdzie zarysowanymi węzłami, żyłami szybkiego nurtu, z dalekimi domami Zarzecza, z majaczącym po prawej Szlisselburgiem, w maju aż dwa razy przedstawiał niezwyczajny widok. Raz w drugiej połowie miesiąca, kiedy spływające z Ładogi bryły, tworząc lodowe pola, pokrywały obszar rzeki, czyniły z niej zatokę polarną pod niebieskim niebem, w ujęciu zielonych brzegów, a miasto huczało i trzeszczało pod naporem kry stłoczonej w kanałach i kanalikach, wspinającej się powyżej zielonych, ukwieconych drzew pod piętra włosko-ruskich domów, pałaców i pałacyków; drugi raz w pierwszej połowie miesiąca właśnie, w święto majowe, kiedy okręty wojenne wszelkiego kalibru, od krążowników poczynając, poprzez torpedowce, stawiacze min, okręciki pomocnicze, na kilku budzących powszechne zainteresowanie i szacunek łodziach podwodnych kończąc, stały na nurcie mocno utwierdzone na kotwicy albo stalowymi linami związane z nabrzeżem. Spłynęły umajone barwnie z pobliskiego portu wojennego, z dalszego nieco Kronsztadu i przyciągały uwagę zgromadzonej na brzegach publiczności.

Pomiędzy okrętami a nabrzeżem bezustannie krążyły motorówki i łodzie z marynarzami w białych, odświętnych strojach. Odwożono nimi i przywożono wszelkiego rodzaju notabli, wybranych przedstawicieli klasy robotniczej, ubóstwianych w Rosji artystów, gości wojennej floty. Pokłady okrętów pełne były figurek poruszających się jak mróweczki, a nurt niósł bliższe i dalsze bzykanie głosów, marsowe, uroczyste, to znów skoczne dźwięki wojskowych orkiestr.

Na pokładzie jednej z łodzi podwodnych, widocznej dobrze, bo zaledwie ze sto, sto pięćdziesiąt metrów oddalonej od nabrzeża, świętowała także Dina Morisowna, przedstawiciel BDT, jednego z pierwszych, jeżeli nie pierwszego w ogóle teatru ówczesnej Rosji. Ze względu na chłodny oddech rzeki (lody z Ładogi jeszcze nie spłynęły) miała na głowie kapelusz, ubrała się w ciepłą, choć podniszczoną jesionkę, pod pachą ściskała nieodstępną torbę z manuskryptami i (niezastąpionymi!) adresami tudzież telefonami, w ręku dzierżyła kielich, któryś tam z kolei, przejrzystego alkoholu, najlepszego na chłodne dni, na twarzy gościł naiwny uśmiech zagubionego dziecka, które jeszcze nie wie o tym, że jest dzieckiem zgubionym.

W pierwszej chwili nikt z bliska, z parującego na chłodzie towarzystwa, nie spostrzegł, że ubyła jedna z biesiadniczek - ani z daleka, skąd mrowiące się na pokładzie figurki przypominały raczej porcelanowy serwis, nie zauważył, że jedna z figurek spadła ze stołu. Dina Morisowna - o niej mowa - zrobiła kilka niepotrzebnych kroczków, poślizgnęła się na gładkiej powierzchni obmywanego wodą pokładu, przejechała na siedzeniu pod stalową linką ochronną i znalazła się w falach Newy. Odpłynęłaby niechybnie w stronę Kronsztadu, gdyby wachta, niepokojąco trzeźwa, nie podniosła alarmu. Natychmiast trzech marynarzy, nawet butów nie ściągając, rzuciło się do wody. Oczom towarzystwa, które, porzuciwszy swoje zabawy, skoncentrowało uwagę na spienionej fali, ukazał się widok egzotyczny i ekscentryczny zarazem. Na nurcie przeciwnym, jaki wytwarza się na okolu wirów, z dala od głównego prądu rzeki, unosiła się Dina Morisowna Szwarc, kierownik literacki BTD im. Gorkiego. Pod pachą ściskała "sumkę", torbę z manuskryptami i z adresami, w drugiej ręce, wyciągniętej nad wodą, trzymała kielich. Ze trzydzieści do czterdziestu metrów od niej walczyło z prądem, to znów dawało się unosić nurtowi trzech ratowników. Najdziwniejsze ze wszystkiego było, że Dina bynajmniej nie zapadła się pod wodę, nie zanurzyła, nie walczyła, ale spokojnie sunęła jaki metr nad powierzchnią. Wydęta jak balon jesionka wzięła podczas lotu tęgi haust powietrza pod skrzydła i niosła teraz swoją właścicielkę, jak łabędź Lohengrina. Nie wiadomo dotąd, w jakiej mierze Dina zdawała sobie sprawę z sytuacji. Wyraz twarzy miała zdziwiony, nieomal radosny, jakby ją poczęstowano jakąś nowiną, wieścią rzadką, nieoczekiwaną. Na wszelki wypadek ratowała jednak "sumkę" i kielich. Trzej ratownicy i wysłany za nimi pontonik położyli kres widowisku. Na pokładzie ogołocona z odzienia, owinięta w koce Dina powtarzała w upojeniu: "Uratowałam, sława Bohu, uratowałam sumkę..."

Odtąd Dina z Diny stała się Undiną czyli Ondyną. Tak ją często żartem nazywano, cudownie uratowaną, a ona jak zawsze łagodnym uśmiechem kwitowała żarty. Z nieodłącznym papierosem między palcami, z torebką pod pachą, pozostała w mojej pamięci, a nad nią unosi się cień, kształt powietrzny drugiej Diny - Ondiny - Ofelii, unoszony przez wodę i przejrzyste powietrze. Cień dramaturga, entuzjasty i marzycielki zarazem.

lipiec 2001

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji