Artykuły

Pustka Generała

"Generał" w reż. Aleksandry Popławskiej i Marka Kality Teatru IMKA w Warszawie w Teatrze Telewizji. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.

Pierwsza uwaga nasuwa się sama: ta sztuka wypełnia lukę. Chyba poza "Norymbergą" Wojciecha Tomczyka, paroma "scenami faktu", a ostatnio adaptacją książki Cezarego Łazarewicza o zabójstwie Grzegorza Przemyka polski teatr nie podejmował fundamentalnych prób zmierzenia się z peerelowską przeszłością, szczególnie tą bliższą.

I oto Jarosław Jakubowski, świetny dramaturg, mieszkający poza największymi metropoliami, bo pod Bydgoszczą, wziął byka za rogi. To, kim jest "Generał", jest jasne od pierwszej minuty, chociaż nazwisko nie pada. A Marek Kalita (także współreżyser z Aleksandrą Popławską) gra Jaruzelskiego chwilami w skali 1:1.

Za większy cud od napisania dramatu uważam jego wystawienie już przed siedmiu laty w impresaryjnym Teatrze IMKA. To ujawnia względność etykietek. Uważany za stuprocentowego leminga dyrektor Tomasz Karolak do dziś określa sztukę jako sukces, choć powinien traktować grzebanie się w niedawnej przeszłości jako anachronizm, jeśli nie zbrodniomyśl. Zwłaszcza grzebanie się nie po to, aby rozdać po równo racje, ale żeby potrząsnąć widzami. Podobną funkcję spełnia powtórzenie "Generała" w Teatrze Telewizji.

To opowieść o wieczorze z życia dawnego dyktatora. Strofuje żonę i sekretarza, podejmuje córkę na obiedzie, wreszcie częstuje kolacją starych towarzyszy, generałów Floriana i Czesława. Czeka go finał procesu. Nie wszystko zgadza się tu w stu procentach. Córka Monika, dziś hołubiona przez wszystkie gazety, nie chodziła do klasy z Grzegorzem Przemykiem i chyba nie była na aż tak totalnej kontrze wobec ojca. Nie zgadzają się zachowania. Prawdziwy Jaruzelski chyba nigdy nie krzyczał. Ale Jakubowski może mówić, że miał prawo do miniatury malowanej ręcznie, nie fotografii. Że może tak jest bardziej uniwersalnie.

Zaskakująca jest, zwłaszcza jak na polskie standardy,brutalność, z jaką autor zabrał się do portretowania osoby wtedy żyjącej. Żyli i pozostali bohaterowie dramatu. Opisani w konwencji nawet nie w pełni realistycznej. To groteska, coś w rodzaju ponurego kabaretu o dawnych władcach Polski. Kabaretu efektownego, utkanego ze strzępów autentycznych wypowiedzi, choć i ponurych fantazji na temat. Jakubowski zapewniał, że nie przesądza o winie, pozwala generałom się bronić, ale ich bilans intelektualny i moralny jest tu mizerny. Tyle że Jaruzelski cierpi. To cierpienie pokazujące go jako postać z żywych tkanek nie prowadzi jednak do oczyszczenia. Bardziej do upiornego tańca świętego Wita.

Czego mi trochę zabrakło? Może szczegółów biograficznych, smaczków z biografii, jego paradoksalnej szlacheckości i syberyjskości, szukania przez niego, tak podejrzewam, w komunistycznym establishmencie swoistego azylu - aż maska przyrosła mu do twarzy. Ale może autor nie chciał tym obciążać tekstu, bo straciłby uniwersalny charakter opowieści o każdym dyktatorze?

Mamy natomiast świetnie oddany klimat wewnętrznie sprzecznych, drętwych, a czasem absurdalnych komunikatów, oświadczeń i zapewnień, z których odchodzący Jaruzelski składał się już niemal w całości. One tworzyły wokół niego wielką pustkę. Dla człowieka niewierzącego w życie po śmierci i obdarzonego jakąś intuicją, ta męcząca go pustka była karą dodatkową. To mistrzowsko oddaje Kalita, nieustannie modulowanym głosem i często nieruchomą twarzą, zza której coś jednak wyziera. Czy godzi się cieszyć z cudzego cierpienia? Przyznaję, nie czuję zmartwienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji