Artykuły

Bez zamówień niewiele oper o naszych czasach zostanie

Dzieła operowe u polskich autorów współczesnych są bardzo rzadko zamawiane. Powodów jest kilka: pieniądze, ryzyko, ale i inne niż dawniej podejście widzów do rozrywki. W XIX wieku opera była ówczesną muzyką rozrywkową. Dziś tak już nie jest - pisze Łukasz Gazur w Dzienniku Polskim.

Polskie teatry operowe wolą stawiać na znane i sprawdzone tytuły. Wystarczy przejrzeć repertuar od Krakowa po Bydgoszcz

- "Carmen" Bizeta, "Madame Butterfly" Pucciniego, "Czarodziejski flet" Mozarta, "Poławiacze pereł" Bizeta, "Cyrulik Sewilski" Rossiniego. To powoduje, że mało jest zamówień dla współczesnych autorów polskich tego gatunku. A jak udowadniają pojedyncze realizacje, może to przynieść zachwyty publiczności i krytyki. Tak było z ostatnim zamówieniem festiwalu Sacrum Profanum "ahat iii" do tekstu Olgi Tokarczuk i muzyki Alka Nowaka. Dowodem na to jest też wcześniejsza koprodukcją tej imprezy i festiwalu Malta "Czarodziejska góra" Pawła Mykietyna w reżyserii Andrzeja Chyry albo utwór Agaty Zubel do tekstu Heinera Mullera "Bieldbeschreibung" dla tegorocznej edycji Transfest w Bolzano.

- To powinien być nasz obowiązek kulturotwórczy jako opery. Zdajemy sobie z tego sprawę - mówi Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej.

- Chciałbym zrealizować operę zamówioną przez nas. Podejmowaliśmy dotąd kilka prób, ale żadna propozycja nas nie przekonała. Chciałbym jednak, żebyśmy w najbliższym czasie mogli pójść tą drogą. Potrzeba na to dużych pieniędzy i perspektywy co najmniej dwóch lat. Bo tylko Donizetti mógł pisać operę przez miesiąc z takim skutkiem, z jakim mamy do czynienia - dodaje.

Poza wspomnianymi pieniędzmi problemem jest ryzyko artystyczne, które niesie ze sobą taki utwór, ale także zmiana podejścia dzisiejszego widza. Operę wypchnęły z powszechnej świadomości musicale, czy wcześniej masowe rozrywki, jak kino czy telewizja. Do tego współcześni reżyserzy - jak Michał Znaniecki - nadają nowe znaczenia dawnym utworom przez inscenizacje, co pozwala im przekazywać bardzo aktualne nieraz treści. - W XIX wieku była to dla widza muzyka całkowicie zrozumiała, była powszechną rozrywką. Gwiazdy opery miały status taki jak te dziś wykonujące muzykę pop - mówi Jan Tomasz Adamus, dyrektor festiwalu Opera Rara, szef zespołu Capella Cracoviensis, który dopowiada za cykl Opera Rara EDU w Cricotece - najbliższy odcinek 13 grudnia o godz. 18. Ma on być formą spotkań promujących wiedzę o tej dziedzinie sztuki i jej możliwościach, tłumczeniem, czym kiedyś była i jak się zmieniała.

Zdaniem Adamusa zamówień w Polsce także jest mniej dlatego, że mniejsza jest publiczność takich spektakli niż w Europie Zachodniej. Ale kupienie biletu do opery w Krakowie graniczy z cudem. - Mam w szufladzie analizy, które przygotowując się do budowy siedziby 10 lat temu zleciliśmy, a które mówiły o tym, że w mieście takim jak Kraków, około 800-ty-sięcznym, sala operowa powinna liczyć od 600 do 800 miejsc na widowni. Wybudowaliśmy teatr na 750 miejsc. Dziś okazuje się, że to zdecydowanie mało - tłumaczy dyrektor Bogusław Nowak z Opery Krakowskiej.

Choć w tym wypadku zauważyć też trzeba, że ta instytucja gra spektakle właściwie tylko w dwa wieczory w tygodniu. Ale tak robi większości teatrów operowych w Polsce, nie jest tylko specyfiką Krakowa. Powód: wysokie koszty przedstawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji