Artykuły

Po nieudanym konkursie minister Gliński osobiście wskaże dyrektora Instytutu Teatralnego. Czy otworzy kolejny front?

Nierozstrzygnięty pozostaje odwlekany od miesięcy konkurs na dyrektora Instytutu Teatralnego w Warszawie. Komisja wyznaczona przez Ministerstwo Kultury uciekła od odpowiedzialności, która spoczywa na ministrze Piotrze Glińskim - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Instytut Teatralny to ważna placówka zajmująca się edukacją, badaniami, prowadzeniem archiwum czy popularyzacją kultury teatralnej tam, gdzie zazwyczaj ona nie dociera - np. w mniejszych miejscowościach czy wśród ludzi na co dzień nieuczestniczących w kulturze. Instytutem od pięciu lat kieruje jego wcześniejsza współtwórczyni Dorota Buchwald [na zdjęciu], która z niejasnych przyczyn nie odpowiada Ministerstwu Kultury. Jej kadencja kończy się 31 grudnia, Buchwald ubiega się o kolejną.

Tajemniczy konkurs ministerstwa

Kandydaturę Buchwald poparli ludzie teatru ponad podziałami: Andrzej Seweryn, Anna Polony, Jerzy Radziwiłowicz czy Jan Klata. Poparły redakcje branżowych pism "Dialog" i "Didaskalia", Gildia Reżyserek i Reżyserów Teatralnych oraz liczne zespoły teatralne - m.in. warszawskich Polskiego i Powszechnego, poznańskiego Polskiego czy wałbrzyskiego Dramatycznego. Wreszcie pracownicy Instytutu Teatralnego, których przedstawicieli, wbrew przyjętej praktyce, nie zaproszono do komisji.

Resort najpierw zapowiedział konkurs, potem go odwlekał. Mówiło się, że ministerstwo szuka "swojego" kandydata. Potem trzymało w tajemnicy personalia zarówno kandydatów, jak i członków komisji - dopiero w poniedziałek wyciekły one do mediów. Taka tajemniczość to praktyka bez precedensu. Świadczy o tym, że dla odpowiedzialnej za narodowe instytucje kultury wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej Instytut Teatralny to szczególnie istotny polityczny odcinek. Jednak porusza się po nim wyjątkowo nieudolnie.

W czwartek się okazało, że komisja zdecydowała się nie rozstrzygać konkursu. Żaden jej członek nie udzielił poparcia któremukolwiek kandydatowi. To jednocześnie zła i trochę dobra wiadomość.

Wiadomość zła i dobra

Trochę dobra, bo pierwszy raz w historii wojny podjazdowej ministra Glińskiego z ludźmi teatru środowiskowa presja odniosła skutek przed szkodą, a nie po szkodzie. Komisja nie chciała wziąć na siebie odpowiedzialności za polityczne decyzje resortu. Jeśli Gliński i Zwinogrodzka zdecydują się teraz na zdewastowanie Instytutu, nie będą mogli uciec od tej odpowiedzialności i zasłaniać się "otwartym konkursem", a także decyzją "niezależnej komisji", jak robili to w przypadku Starego Teatru w Krakowie. Procedura konkursowa to i tak w rzeczywistości jedynie zasłona dymna dla działań ministerstwa - po pierwsze dlatego, że resort najpierw dobrał sobie możliwie najbardziej PiS-owską komisję; po drugie dlatego, że ostateczna decyzja i tak zawsze należy do ministra.

Zła, bo członkowie komisji konkursowej zachowali się po kabotyńsku, zrównując kandydaturę Buchwald - osoby o bezprecedensowym poparciu i ogromnym dorobku - z szeregiem kandydatów egzotycznych lub kuriozalnych. "Członkowie komisji konkursowej stali się kukiełkami w tym teatrzyku. Odegrali rolę, która przynosi im wstyd i będzie to długo pamiętane" - napisał zaraz po posiedzeniu odpowiedzialny za teatr redaktor TVP Kultura, krytyk Wojciech Majcherek.

Redakcja "Didaskaliów", naukowego czasopisma teatrologów Uniwersytetu Jagiellońskiego, zażądała ujawnienia treści programów poszczególnych kandydatów i uzasadnienia decyzji poszczególnych członków komisji.

Gliński wybierze sam

Po co Glińskiemu psucie sprawnie działającej, funkcjonującej ponad podziałami instytucji? Wicepremier w jednym z wywiadów nazwał Instytut placówką kierowaną przez "ideologiczne jaczejki". Tajemnicą poliszynela jest, że za problemami, które ministerstwo robi Instytutowi, stoi również personalna niechęć wiceminister Zwinogrodzkiej do dyrektor Buchwald - obie teatrolożki znają się od lat 80., od czasów studiów na warszawskiej PWST (dziś - Akademia Teatralna).

Teraz wszystko w rękach Glińskiego. Po ruchu komisji może powołać na dyrektora, kogo zechce, może też po prostu przedłużyć umowę z Buchwald. Czy zrobi środowisku teatralnemu na złość i otworzy kolejny front swojej kulturalnej wojenki? Czy też uzna, że nie warto niszczyć czegoś, co dobrze działa, i przedłuży umowę z (jak sam pisał o Buchwald) "cenionym teatrologiem". Panie wicepremierze, ludzie teatru - i konserwatywni, i lewicowi, i liberalni - chcieliby patrzeć na pana z nadzieją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji