Artykuły

Teatr bez swojej sceny to połowa teatru

- Chcemy, by w tym jubileuszowym dniu widzowie byli z nami, bo przecież właśnie takie spotkania artysta - widz są istotą sztuki - mówi Laco Adamik, reżyser jubileuszowego widowiska "Opera 2008-2018"

Ruszymy w małą podróż w czasie?

- Zależy jak daleko.

Dziesięć lat. 13 grudnia 2008 roku uroczyście otwierano nowy gmach Opery Krakowskiej. Podczas gali Krzysztof Orzechowski, ówczesny dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego, w którym Opera grała przez lata, wszedł na scenę z sakwojażem, z którego wypuścił ducha opery.

-Tak było.

I w jakiej kondycji jest dziś ten operowy duch?

- Myślę, że w całkiem niezłej. Jubileusz, który świętujemy, ma nie tylko wymiar symboliczny, ale i faktyczny. W ciągu dziesięciu lat udało nam się stworzyć teatr, który według recenzji i rozmaitych rankingów jest jedną z najlepszych oper w Polsce. Nie była to oczywiście praca od podstaw, ponieważ zespół operowy w Krakowie istniał wcześniej, jednak był zespołem bez siedziby, a teatr bez własnej sceny jest jak połowa teatru.

Co w miejscu jest takiego kluczowego?

- Dziś to normalne, że artyści pracują na kontraktach, przyjeżdżają, wyjeżdżają, nie są na stałe związani z jednym teatrem. Jeśli jednak skład zespołu jest dynamiczny, praca artystyczna musi mieć jakiś inny stały element. Najlepiej, żeby była to siedziba teatru, budynek, który będzie jego domem. To pomaga nie tylko na poziomie technicznym i administracyjnym, ale też emocjonalnym. Z perspektywy czasu fakt, że miasto pretendujące do miana stolicy kultury przez lata nie miało własnego budynku operowego wydaje się absurdem. Co za kontrast ze świetną tradycją teatru dramatycznego!

Na szczęście dzięki wysiłkom wielu osób udało się przebudować starą operetkę i stworzyć operę, budynek, w którym możemy skupić się na pracy twórczej. Jego istnienie przełożyło się zaś na sukcesy artystyczne. Naprawdę mamy co świętować.

Jak to święto będzie wyglądało?

- Na dziesięciolecie opery zaplanowaliśmy niezwykły wieczór, podczas którego zabrzmią utwory z oper takich jak: "Carmen", "Opowieści Hoffmanna", "Norma", "Eugeniusz Oniegin", "Cyganeria", "Traviata", "Straszny dwór" czy "Rigoletto". Usłyszymy też arie i duety z operetek, w tym z "Zemsty nietoperza" czy "Barona cygańskiego" oraz wybrane utwory, które składały się na koncerty karnawałowe, sylwestrowe i wieczory na Wawelu.

Koncert czy spektakl?

-Właściwie i jedno i drugie. Tytułów jest mnogość jednak pokaz "Opera 2008-2018", nie będzie wyliczanką najważniejszych dzieł operowych, które pojawiły się na naszej scenie w ciągu ostatniej dekady. Czegoś takiego nie da się zrobić, a nawet gdyby się dało, to chyba bym się na to nie zdecydował. To byłoby oczywistym rozwiązaniem, a ja ten spektakl traktuję niejako "akademię ku czci", którą wypada zorganizować, ale jako kolejną cegiełkę, którą dokładamy do naszego artystycznego dorobku. Koncert w podstawowej części będzie więc przypominał spektakl operowy, złożony z fragmentów oper, które na scenie pojawiały się już wcześniej. Nie będą to jednak dosłowne cytaty, ale dalekie echa wieczorów które przez ostatnie dziesięć lat spędzaliśmy razem w teatrze.

Jak połączyć ze sobą dzieła kilkunastu kompozytorów z różnych krajów i epok ?

- Jak zwykle w teatrze - tworząc nową rzeczywistość. Choć w tym wypadku będzie to całkiem realna opowieść. Zainscenizujemy okazjonalne spotkanie artystów za kulisami, którzy w dniu dziesiątej rocznicy opery skrzykują się, żeby wypić lampkę szampana i powspominać spektakle ostatniej dekady. Teraz, kiedy jesteśmy już bardzo blisko premiery, mogę powiedzieć, że powstała całkiem oryginalna forma, coś pomiędzy spektaklem a koncertem.

Teatr w teatrze.

- Tak, a nawet teatr za kulisami teatru. Można powiedzieć, że upubliczniamy wersję spotkania w kuluarach tak, żeby miłośnicy opery, którzy od lat przychodzą nas oglądać, mogli świętować z nami. Chcemy, by w tym jubileuszowym dniu widzowie byli z nami, bo przecież właśnie takie spotkania artysta - widz są istotą sztuki.

Jacy są ci krakowscy widzowie?

- Niezwykli. Wierni. Zaangażowani. Na żaden z naszych spektakli nie ma wolnych miejsc. Czasem zdarza się, że bilety na przedstawienie, którego premiera odbędzie się dopiero za dwa miesiące, zostają wyprzedane w pół godziny. Krakowianie garną się do opery. Chcą ją oglądać nie tylko ci, którzy ją kochają, ale i tacy, którzy przychodzą z ciekawości, zobaczyć, na czym polega ta magia pięknej, a zarazem dziwnej sztuki, w której łączą się dwa gatunki pozornie różne jak ogień i woda.

Czasem się zastanawiam, czy ten jeden gmach to nie za mało na Kraków...

- To jest za mało. Jedyne, czego jeszcze bym sobie życzył, to żeby Kraków doczekał się wielkiego teatru operowego, takiego obiektu, w którym można by wystawiać przedstawienia z rozmachem, gmachu, który byłby wielką świątynią sztuki operowej. On, wraz z naszym budynkiem przy ulicy Lubicz, naszą świątynką, stworzyłby całość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji