Artykuły

Franek Kimono

- Podobno któryś z raperów uznał Franka Kimono za "prekursora'' rapu. Był dyskdżokejem, gitarzystą, showmanem, bywalcem. Ale i wykidajłą, bodyguardem dyskoteki. Zabawne, że stał się tak popularny. Utrafiliśmy w nerw - mówi PIOTR FRONCZEWSKI, aktor Teatru Ateneum.

Anna Zawadzka: Kim był Franek Kimono?

Piotr Fronczewski: Podobno któryś z raperów uznał Franka Kimono za 'prekursora' rapu. Był dyskdżokejem, gitarzystą, showmanem, bywalcem. Ale i wykidajłą, bodyguardem dyskoteki. Zabawne, że stał się tak popularny. Utrafiliśmy w nerw. Wcelowaliśmy Frankiem w zapotrzebowanie dzieci, młodzieży i ludzi dorosłych, w tym wytrawnych intelektualistów. Może dlatego, że wokół było strasznie szaro i smutno. Na przełomie lat '81 i '82 powstały dziesiątki zespołów. One jako jedyne mogły uczestniczyć w życiu kulturalnym bez problemów z cenzurą. Franio Kimono ze swoimi obserwacjami i komentarzem był postacią absolutnie oryginalną.

Czy Franek dawał koncerty?

Wielokrotnie mu to proponowano. Nigdy jednak nie pojawił się na estradzie. Był przeznaczony tylko do ucha, do wyobraźni. Mimo to szalenie go lubiano, o czym niech świadczy fakt, że zwaliły mi się na głowę wszystkie możliwe telewizje, łącznie z japońską i amerykańską. Byłem zawstydzony, nie bardzo umiałem się w tym znaleźć. Dla nas pan o inicjałach F.K. był efektem ubocznym większej roboty. A tu nagle wyrósł taki kwiatek. Dostawał mnóstwo listów od fanek. Dziś jest postacią historyczną. Podobno teraz przeżywa swoisty renesans, ale ja tego nie wiem, po dyskotekach nie chodzę.

Franek Kimono jest dziś niekwestionowanym królem imprez w stylu lat 80. Wszyscy czekają na 'Polę Monolę'. Dziś lubimy go za ironię, ale słuchając Franka Kimono w wieku lat ośmiu, brałam wszystko bardzo dosłownie. Pewnych pojęć nie rozumiałam, więc dziś poproszę o wyjaśnienia. Zacznijmy do tego: 'Ja jestem menago, stonesa robię nago'?

Jest to aluzja do zachowań grupy The Rolling Stones, którzy bodajże jako pierwsi zaczęli pozbywać się odzieży w czasie koncertów. Przynajmniej częściowo. To taki rodzaj happeningu. 'Stonesa robię nago' znaczyło: mam taki styl bycia na estradzie, mam odwagę i mam szarm.

'Strzeliłem gola w rytm rock and rolla'?

Jest to fraza znaczeniowo i semantycznie zarezerwowana dla ludzi powyżej 18. roku życia, łącząca ekstazę muzyczną ze zmysłami, jakie mamy do dyspozycji. Slangowe określenie 'strzelić gola' opisuje bliski fizyczny kontakt z kobietą.

'Białe disco'?

Podejrzewam, że jest to parabola do białego tanga, gdzie panie proszą panów.

'Damsko - męska akrobacja'?

Taneczny szał ciał z partnerką.

'Tankowanie nocą, trochę przed północą'?

To jedna z piosenek opiewająca ówczesną sytuację naszego pola naftowego, systemu kartek i przydziałów talonowych na benzynę. Wiadomo, że ówcześni szejkowie, czyli ajenci stacji benzynowych, uroczy faceci, znaleźli się nieoczekiwanie w świecie marzeń i sukcesów finansowych. Tankowanie nocą odbywało się na wszystkich stacjach benzynowych poza kolejnością i stempelkami.

'Ten tank-bar mnie trzyma, ja muszę być blisko, ten tank-bar jest dla mnie jak dla Francuza bistro'. Czy nie ma tu aluzji do spożywania napojów alkoholowych?

Bar, w którym wypełnia się samochód benzyną po dach, był także miejscem wypełniania powinności towarzyskich. Sam miałem taką zaprzyjaźnioną stację. Miejsca dwoistych tankowań bywały niezwykłą katedrą życia.

'Znam też ten komfort, gdy wleją mi do pełna, gdy moje gary zaczną wreszcie pić'?

Kiedy samochód jest zalany pod dach dobrą benzyną, może stanowić muzykę dla ucha. Ale gary ludzkiego organizmu, żeby dać znak życia, również potrzebują wysokiego oktanu.

A jak to naprawdę wyglądało, kiedy pan Franciszek Kimono miał nalane do pełna, trzeba by zapytać sanitariuszy izby wytrzeźwień. Podejrzewam, że jako człowiek znający życie od podszewki bywał i w takich przybytkach. Można z całą pewnością powiedzieć, że nic, co ludzkie, Frankowi nie było obce.

'Mam narzeczoną małolatę, niezły agregat, mówię wam. Ma dosyć zdartej płyty starych, więc woli słuchać, co ja gram'. Jaki jest Franka Kimono stosunek do kobiet?

Pan Franciszek Kimono był królem życia w różnych jego przejawach i formach, to nie ulega wątpliwości. Prawdopodobnie świat relacji z dziewczętami i kobietami zajmuje w bagażu jego doświadczeń bardzo pokaźny obszar. Podejrzewam, że miał do nich skłonność. I vice versa - kobiety mu ulegały, jego wdziękowi, czarowi i tajemnicom, których prawdopodobnie miał w nadmiarze.

Był casanovą?

O nie! To zbyt wysubtelniona formuła. On był królem parkietu i dyskoteki. Oszalałym fanem zespołów rockowych i wszystkiego, co popkulturowe. Był fanatykiem - jak sam się określał - ze wszystkimi akcesoriami: kręceniem marynarą, rozbieraniem się, hulanką.

Miał żonę?

Być może. Ale dzieło o tym milczy.

Dzieci?

Stanowczo była to sfera życia, która jeszcze do naszego bohatera nie docierała.

'Od tych afer z dziewczynami puchnie głowa, by to pojąć, zbędne są tu wszelkie słowa'?

Relacja męsko-damska w wydaniu pana Franciszka Kimono była raczej nieskomplikowana. Sądzę, że był stroną dominującą w każdej sytuacji.

'Twoje łzy lecą mi na koszulę z napisem King Bruce Lee, karate mistrz'?

Era Bruce'a Lee nadeszła wraz z filmem 'Wejście smoka'. Sam byłem na tym w kinie ze trzy razy. Franek niewątpliwie był fanem Bruce'a. Ale, jak wiemy, 'po dobrej wódzie lepszy był w dżudzie'. Horyzont jego zainteresowań w zakresie sztuk walki był, jak widać, bardzo szeroki. Co najważniejsze, był nie tylko teoretykiem, ale i praktykiem życia. Praktykiem bardzo wyrafinowanym.

'Już ci mówiłem, mała, nie rycz, mam w sobie dzikość żółtej pantery'.

Owszem, był on skłonny do samochwalstwa i mitomanii. Być może był nawet kabotynem. Ale nie dopatrywałbym się w tym znaczeń pejoratywnych. Niosły go emocje. Jego spontaniczność i zmysłowość miała jakość i czar. Był człowiekiem czerpiącym garściami z życia. Łajdakiem z całą pewnością nie był. Raczej łobuziakiem skłonnym do draki. Wszystkie jego wybryki sytuowałbym w kategorii młodego wieku i konieczności odreagowania jakiegoś smutku i depresji, która wówczas nam towarzyszyła. Próbował wyrwać się z wrzaskiem na świat i dać upust swojej witalności.

Jak wygląda 'dzikość żółtej pantery'?

Tu należy wziąć pod uwagę samo zwierzę jako niezwykły twór przyrody, pełen odwagi i waleczności. Odcień żółci sugeruje wpływy orientalne, które wówczas kojarzyły się przede wszystkim ze sztukami walk wschodnich.

Jak przedstawiał się jego stan majątkowy?

Nie był pracownikiem etatowym żadnej z instytucji państwowych. Sam musiał się troszczyć o swoje sukcesy finansowe.

'W tej dyskotece nie ma frajera, co by podskoczył i ze mną zadzierał'?

Frajer to jest pojęcie bardzo szerokie. Franio stosował je w klasycznym rozumieniu: frajer to ktoś, kto próbuje być lepszy, co jest żałosne. Bo jak można być lepszym w konfrontacji z Frankiem Kimono?

Co robi dzisiaj?

Należałoby domniemywać, że dziś stroni od rozgłosu. Być może ma udziały w ważnych grupach kapitałowych. Może jest w konflikcie z prawem, nieujawnionym, rzecz jasna. Przebywa w towarzystwie, które raczej dobrze nie rokuje. Prawdopodobnie stał się mniej rozrywkowym człowiekiem, za to bardziej skutecznym.

Jak przeżył okres transformacji?

W utajeniu. Zapewne podróżował, zyskiwał nowych przyjaciół, wchodził w kręgi niosące ryzyko. Może ciąży na nim jakiś niewinny wyrok.

Bawi się jeszcze?

Myślę, że nie. Albo czymś innym, droższym i bardziej skomplikowanym. Może hazard, gra na giełdzie? Kto wie? Polityka?

Miał przyjaciół?

Był z ferajny. Z jakiejś paki, która rządzi się swoimi prawami, stawia swoje warunki, kieruje się swoim kodeksem. To się obecnie wszystko strasznie skiepściło. Dawni panowie łobuzowie byli w mojej ocenie lepszymi osobnikami, kierowali się jakąś etyką. Franek Kimono byłby zakłopotany tym, co się obecnie wyprawia w jego chuligańskiej branży.

Jaki kodeks etyczny miał Franek Kimono?

Znam go z własnego doświadczenia, bo jako młody chłopak troszkę uciekałem z domu na ulicę. To także były niebezpieczne czasy, spotykało się tzw. mętów, chuliganów, bikiniarzy. Zdarzało się, że na konfrontację umawialiśmy się pod miastem w lesie. Ale to wszystko miało inny styl i charakter. Nie wydzierało się staruszkom torebek. Stawało się do rozgrywki partnerskiej. Jakiś kodeks postępowania - że nie bije się młodszego, słabszego, niedołężnego - był. Chuligani byli agresywni, niebezpieczni i wulgarni. Ale im też pewnych rzeczy robić nie wypadało.

Czyli dziś taki typ jak Franek Kimono w przyrodzie nie występuje?

Nie jestem znawcą przedmiotu, ale sądząc po tym, jak świat ewoluował w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, to nie.

Gdyby Panowie dzisiaj mieli nagrać taką płytę, czego pastisz byście wykonali?

Chodzi nam z Andrzejem taki pomysł po głowie. Byłaby to podróż sentymentalna do czasów minionych, do świata, który na swój sposób był lepszy. Miał posmak liryczny. Nie był tak krwiożerczo egocentryczny.

Czy Franek Kimono mógłby się wmieszać w politykę?

Jako jednostka już ucywilizowana byłby w stanie założyć maskę i doskonale funkcjonować w świecie politycznej rozgrywki. Zresztą przy odrobinie sprytu i skłonności do hochsztaplerstwa to nie jest trudne. Ale podejrzewam, że pewne zapisy w jego kodeksie etycznym nie zostały wymazane. Biuro Obsługi Społeczeństwa na Wiejskiej nie wchodzi w rachubę.

Widzi go Pan w jakiejś konkretnej partii?

Tak, ale przez grzeczność nie wymienię.

Co Franek Kimono myślał o Piotrze Fronczewskim?

Myślę, że się lubili, ale utrzymywali pewien dystans w tej znajomości.

Ukłony i wyrazy szacunku dla p. Andrzeja Korzyńskiego. Franek Kimono

Na zdjęciu: okładka płyty Franka Kimono

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji