Artykuły

Wszystko jest teatrem

Najpierwsi pojawiają się na scenie grabarze, potem wtacza się wóz wędrownych aktorów, i dopiero wtedy padają pierwsze słowa szekspirowskiego "Hamleta" na Dużej Scenie Teatru Śląskiego. To wprowadzenie jest jak gdyby kluczem, który Jan Maciejowski oddaje w ręce widza zanim jeszcze rozpocznie się przedstawienie, i do którego nawiązuje po wielekroć. Wedle tej tezy świat jest wielką sceną, na której każdy z bohaterów - a i my współcześni także przecież - odgrywa swoją, napisaną przez życie rolę. Z własnego wyboru, z nakazu obowiązku, pod wpływem okoliczności... Postacie aktorów, tych z wędrownego teatru, przesuwają się na tle każdej ważnej sceny, obok dworskich krzeseł pojawiają się siedzenia ze współczesnej teatralnej widowni, w których spoczywa Gertruda, niemy świadek pięknie rozegranego "podwójnego" monologu Klaudiusza i Hamleta, a także dwór przyglądający się pojedynkowi Hamleta i Laertesa. Koncepcję inscenizacji poszerza reżyser Jan Maciejowski cytatami nawet ze swojej własnej twórczości teatralnej, choćby wprowadzeniem manekinów, które w jego katowickiej realizacji "Cyda" tkwiły niemo w scenicznych niszach, a w "Hamlecie" grają na równi z aktorami.

Kim zatem jest on sam, Hamlet w interpretacji Grzegorza Przybyła? Jest jednym z aktorów, którego grę sprowokowały dramatyczne wydarzenia i poczucie krzywdy równie silne, jak chęć udowodnienia prawdy. Jest to również Hamlet niejako bardzo zwyczajny, poruszający się w świecie pozorów lecz bez pozy i nie na koturnach. Najbardziej zaś dyskusyjne może być w jego zachowaniu to, że swoją maskę wdziewa bez specjalnego namysłu, bez wahań i rozterek, którymi słynęły inscenizacje teatralne i filmowe tego dramatu.

Katowicka realizacja szekspirowskiego arcydzieła po raz pierwszy od bardzo dawna rozpalili emocje widowni i rozbudziła dyskusję. Trudno o lepszą rekomendacje dla przedstawienia. Z pierwszych głosów wnoszę, iż spotkało się ono z ogromnym zainteresowaniem i uznaniem młodszej części widowni. Widzowie przyzwyczajeni do szukania w tym utworze przede wszystkim obrazu walki wewnętrznej bohatera, do zmagania się obowiązku i lęku, do starcia uczuć i emocji zarzucali temu Hamletowi, że ubogi w patos i niepełny. Jestem po stronie reżysera. Rozumiem jego koncepcję i podziwiam czytelność jaką nadał jej kształtowi scenicznemu. Bo przecież ten utwór Szekspira można czytać na wiele sposobów, byle mieć dowody na swoją tezę - a tych w interpretacji J. Maciejowskiego nie brakuje. Jakże podobnie rozumiał "Hamleta" znakomity znawca przedmiotu, prof. Stanisław Helsztyński, gdy pisał: "Sądząc po elementach obrazowania, używanego w sposobie mówienia Hamleta, jest on daleki od wszystkich wydelikaceń, upiększeń, jest człowiekiem na wskroś realistycznie myślącym. Ma wyczucie zdrowego, prostego sposobu myślenia i mówienia, nie tracąc równocześnie nic ze swego subtelnego wykształcenia, właściwego humaniście".

Pozostawiając widzom osąd interpretacji "Hamleta", dokonanej przez Jana Maciejowskiego, chcę wrócić do jej kształtu teatralnego. Jest to bowiem świetny przykład nowoczesnej myśli inscenizacyjnej, a połowy sukcesu upatruję w scenografii Barbary Zawady. Rekwizyt, kostium a przede wszystkim operowanie przestrzenią przez oboje twórców, nawiązuje z jednej strony nawet do umowności teatru elżbietańskiego, z drugiej zaś do współczesnego, opartego na grze skojarzeń, scenicznego uniwersalizmu. W tę precyzyjnie zaplanowaną przestrzeń, której ostatni plan, odsłonięty zostaje dopiero w finale, wchodzą aktorzy także oscylujący pomiędzy metaforą a realizmem.

Pisałam już o ujęciu roli przez Grzegorza Przybyła, ale chcę dodać że wiele w niej prawdy i wiarygodności, a ściszenie tonu objawia nowe sensy tekstu, nie zawsze docierające do widza w patetycznie podniosłych monologach scenicznych Hamletów. Nietypowy także i także bardzo interesująco zagrany został w tym przedstawieniu Klaudiusz w interpretacji Jerzego Głybina. Prawie rówieśnik Hamleta, podobny do niego nawet fizycznie, obrazuje jakby drugą możliwość tej samej drogi, jest przeciwwagą na szali racji i metod postępowania. Oni dwaj, a także Gertruda w interpretacji Marii Wilhelm, wnoszą w przedstawienie jeszcze jeden trop, jakim jest renesansowy stosunek do sprawy pici i rola maski w najbardziej intymnym obcowaniu ludzi. Nie przypadkiem Królowa jest tutaj piękną i niepokojącą kobietą, której wpływ na syna i męża rodzi się z podobnej fascynacji, a Ofelią - Maria Meyer - jej przeciwstawieniem. Katowicka inscenizacja bogata jest w liczne mniej eksponowane, ale bardzo ciekawie odczytane wątki, do których chciałabym kiedyś wrócić. Na koniec jeszcze tylko jedno zdanie: katowicki "Hamlet" poza wszystkim innym jest także prezentacja dużych możliwości aktorskich tkwiących w naszym zespole.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji