Artykuły

Czy można zrobić spektakl o niepodległości bez zadęcia? Można! Gdy jest się mistrzem

"Awantura w Recco, czyli Drzewko Wolności" Macieja Małeckiego w reż. Macieja Wojtyszki i Magdaleny Małeckiej-Wippich w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Alicja Polewska w Gazecie Pomorskiej.

Choć od premiery opery Macieja Małeckiego i Wojciecha Młynarskiego "Awantura w Recco, czyli Drzewko Wolności" minęło niemal 40 lat teksty nie straciły na aktualności. Ba. zyskały nowy kontekst.

- Nie do wiary, że znów można odczytywać drugie znaczenie słów ze sceny - westchnął sąsiad po prawej, kiedy tylko umilkły brawa po kolejnym zgrabnym kuplecie. Bo choć "Awantura..." sygnowana jest jako opera komiczna, to jej autor - Maciej Małecki - woli określenie "quodlibet" - tak opisuje się kompozycję opartą na kombinacji kilku różnych melodii. I tak jest właśnie "Awantury w Recco".

Ale po kolei.

"Rzecz dzieje się we włoskim miasteczku Recco, które szykuje się właśnie do hucznych obchodów pięćdziesiątych urodzin burmistrza Don Alberta..." -czytamy w programie. I to zdanie zawiera w sobie nieomal cały opis konstruktu tematycznego tej opery. Główne postaci to dochodzący do zdrowia na włoskiej prowincji polski legionista - zupełnie przez przypadek ma na imię Tadeusz (mówi to państwu coś?) -i nadobna córka burmistrza, Sylwia, która kocha się w nim.

Tadeuszowi robi się coraz duszniej w uroczym miasteczku. Spogląda na smukłe cyprysy, by zaśpiewać: "Bitym traktem, krzywą steczką przez zielony las ty - piosneczko-panieneczko prowadziłaś nas..." pod nuty rodem z Chopina.

W tle harcują czterej rajcy, którzy zgadzają się z władzą, jednak zawsze z maleńkim "ale", które pozwala im, jakby co, umyć ręce lub wypiąć pierś po ordery (zrobią to przed sceną finałową, po czym czmychną z zawartością miejskiej kasy). Ich popisy na scenie należą zresztą do zabawnych nie tylko w treści, ale i w formie - udanie powtarzają słynną scenę z przekładanym krokiem z "Jeziora łabędziego"; równie pastiszowo robili to kilkanaście lat temu na tej samej scenie tancerze z baletu Trocadero.

Wracając do treści - burmistrz ćwiczy mowę, którą chce podziękować mieszkańcom Recco za życzenia, żywe obrazy i fajerwerki. Pomaga mu w tym sekretarz Orlando (skrycie kochający się w Sylwii i dlatego też układający się z piratami) oraz Don Domenico, rzeklibyśmy - PR-owiec władzy. Pojawia się także Don Marcello, kolekcjoner i miłośnik starożytności, który stara się przekonać opinię publiczną do budowy raczej lapidarium na swoje zbiory niż opery... Cóż z tego, skoro po wygranej potyczce, to właśnie za operą, a zupełnie konkretnie jej czwartym kręgiem optuje Don Domenico.

Wszystko zaczyna się gmatwać, gdy rybak poraża informacją o nadpływającej armadzie Barbaresków, piratów żywcem wyjętych z hollywoodzkiej produkcji; tyle że bydgoskim korsarzom przewodzi blondwłosa zamiast Johnny'egoDeppa. Przerażenie ogarnia dotąd tak waleczną w słowach męską część obywateli Recco, damska zaś niczym w "Sejmie kobiet" Arysto-fanesa bierze sprawy w swoje ręce i uzbrojone w parasole (kłania się Mary Poppins) pod wodzą już zdrowego Tadeusza i jego wiernego sługi Macieja stają przeciwko pirackiej nawale. Kiedy sprytem i determinacją zwyciężają napastników, do Recco docierają emisariusze gen. Kozietulskiego, który wzywał rozproszonych po niedawnych klęskach Polaków pod swój sztandar. Tadeusz nie waha się ani chwili. Tak jak i Sylwia, która gotowa jest iść za ukochanym jako dowódca (dziś pewnie powiedzielibyśmy - dowódczym - swoją drogą dobrze, że mistrz Młynarski nie musi zmagać się z damskimi wariantami słów) markietanek.

I finał, który wygląda jak orszak weselny. Prawie słychać poloneza z filmu Wajdy. Jednak nie, słychać piękną muzykę Macieja Małeckiego, świetnie zagraną przez bydgoską orkiestrę pod batutą Anny Duczmal-Mróz. Nic więc dziwnego, że kiedy kurtyna poszła w górę, a artyści stanęli do ukłonów pierwszego wywołali właśnie kompozytora i panią dyrygent. Sam autor przyznał w rozmowie z Sylwią Wachowską i Aleksandrem Laskowskim, że kiedy dyrektor Maciej Figas zwrócił się do niego w sprawie "Awantury..." zasiadł do... ponownego jej napisania: "Nosiłem w sobie chęć powrotu do tej opery przez lata. To uczucie spotęgowało się po śmierci Wojciecha Młynarskiego" - mówi kompozytor.

Podczas premierowego wieczoru podziwialiśmy wokalne mistrzostwo Sławomira Kowalewskiego (Tadeusz), Julii Pruszak (Sylwia), Jacka Greszta (burmistrz), Adama Zaremby (Don Marcello), Łukasza Gaja (Orlando) czy Szymona Rony (Don Domenico), w roli szefowej piratów - Darina Gapicz.

Opera ta byłaby niepełna bez świetnych gagów reżyserskich Macieja Wojtyszki i Magdaleny Małeckiej-Wippich, które umożliwiła scenografia Wojciecha Stefaniaka i światła Macieja Igielskiego. Chóry przygotował Henryk Wierzchoń, a balet Jarosław Staniek - scena na rynku miasteczka wygląda jak telewizyjna "setka" z ulicznej demonstracji; transparenty "Prawda", "Czy tata to demokrata" - nie pozostawiły złudzeń co do skojarzeń.

Ale co z tytułowym drzewkiem wolności? Jest, ale jakieś takie rachityczne i do tego każdy traktuje je po swojemu - przestawia z kąta w kąt, przykrywa, przewraca, listki obrywa. W końcu jednak Tadeusz sadzi je w gruncie. Daje jemu siłę swoich marzeń o ojczyźnie i wolnej braci ludzi. Brzmi patetycznie, ale po pierwsze takich chwil, wzruszających jak wierzby płaczące w tle dekoracji, jest kilka. Po drugie są one doskonałym kontrapunktem do zabawowej części widowiska.

A po trzecie, a może najważniejsze - ta premiera pokazuje, że można bez zadęcia i wielkich słów opowiedzieć o wolności. I naszej Niepodległej na jej stulecie.

I za to się kłaniam Mistrzom czapką do ziemi. A wam - polecam tę "Awanturę..." nie tylko na listopad.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji