Artykuły

"Spadanie" w Teatrze STU

Na zeszłorocznym Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Studenckich we Wrocławiu programy polskich zespołów raziły tradycjonalizmem formy, w mniej czy bardziej wyraźny sposób przypominającej "normalny" teatr. A przede wszystkim - tradycjonalizmem treści. Nikłym związkiem ze sprawami najaktualniejszymi, najżywiej obchodzącymi współczesny świat, współczesną ludzkość. Na tle programów studentów z 14 krajów - programów politycznych, programów - demonstracji publicystycznych - nasz teatr studencki wypadł blado, statycznie.

Jedna z przodujących w tej chwili u nas w studenckim ruchu amatorskim scena, Teatr STU, który na wspomnianym Festiwalu zaprezentował dość niefortunnie spektakl "Mojej córeczki" Różewicza, z przykrej tej lekcji wyciągnął dobrą naukę. Teatr ten, który wyszedł od aktora (jego zalążek stworzyła grupa studentów PWST; kilku z nich to wybijający się dziś aktorzy krakowskich scen), teatr, który wyszedł od tekstu literackiego (pamiętamy inauguracyjny "Pamiętnik wariata" Gogola - przyniósł on młodej scenie zaszczytną nagrodę na Festiwalu w Erlangen) - za jednym zamachem przestawił się, unowocześnił.

Nie znaczy to oczywiście, by Teatr STU nie był dotąd nowoczesny w poszukiwaniach (on przecież pierwszy w Polsce sięgnął np. po arcy-awangardową sztukę Picassa), ale poszukiwania te zamykał dotąd zawsze w ramach mniej czy bardziej - teatralnych. Teraz pozrywał nagle wszystkie ramy, zerwał wszystkie artystyczno-estetyczne pęta - od sceny pudełkowej poczynając, na zlekceważeniu walorów plastycznych kończąc. Najnowszy program Teatru STU "Spadanie" to połączenie happeningu z tradycyjnym montażem poetyckim, doświadczeń Proscenium (a może, pośrednio, i Grotowskiego) z dziesiątkami pomysłów dziesiątek zagranicznych zespołów studenckich, z którymi krakowscy koledzy mają możność niejednokrotnie się stykać. Ot, nawet wspomniany Festiwal wrocławski przypomina się raz po raz przy oglądaniu "Spadania".

Owe tarzania się i pojękiwania, owe nagie torsy rozkrzyczanych dziewcząt, owe filmowe sceny wojenne na tle pełnej wymowy muzyki (autor: Krzysztof Szwajgier) - bez końca wyliczać by można elementy zeszłorocznych spektakli Duńczyków, Francuzów, Jugosłowian. Oczywiście, nie brak i pomysłów nowych, własnych, niekiedy świetnych, przejmująco nawiązujących do rodzimych bolesnych spraw np. podstawowy chwyt "inscenizacyjny": gumowa łódź jako centralny element nie tylko plastyczny, ale przede wszystkim treściowy.

A treść "Spadania" jest przejmująca i ona stanowi chyba najciekawszy walor nowego spektaklu Teatru STU (scenariusz: E. Chudziński, K. Jasiński - zarazem inscenizator i reżyser oraz K. Miklaszewski). W Różewiczowski poemat wpleciono dziesiątki tekstów - od dramaturgicznych "Much" Sartre'a, czy "Kurdesza" Brylla poczynając, na fragmentach publicystyki, prasowych wywiadów kończąc. Jest w nich i filozoficzna zaduma nad ludzkim bytem, jest niepokój o sprawy dzisiejszego świata, jest protest przeciwko dziejącym się w nim niegodziwościom, jest wykpienie narodowych wad i wytknięcie narodowych grzechów, jest ból i odrobina ironii, wiele żarliwości i młodzieńczej siły.

Treści te w połączeniu z żywiołową, spontaniczną, z pozoru improwizowaną, a w rzeczywistości precyzyjnie wyreżyserowaną, "grą" studenckich aktorów, robią niemałe wrażenie. Niemniej rodzi się pytanie: czy nie przemawiałyby one jeszcze silnie; do widza i słuchacza - przekazane bardziej wprost, bez pseudoawangardowej obudowy, bez wymyślnych łamańców ciała i głosu?... I pytanie ogólniejszej natury - z zadumania się nad "Spadaniem" wyrosłe: czy istotnie nasi studenci w sztuce swej potrafią wydobywać tylko elementy gniewu, protestu, katastrofizmu? Czy nie mogą być po prostu - bardziej młodzi?...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji