Artykuły

"Szkoda, że jest nierządnicą"

Jedno nie ulega wątpliwości: ta premiera jest najciekawszą od 3 blisko lat propozycją Teatru im. J. Słowackiego. Nareszcie oglądamy ciekawą pracę oryginalnego i konsekwentnie działającego reżysera oraz sensowne, godne uwagi kreacje aktorskie!

Nie oznacza to jednak, że spektakl ten jest wybitnym osiągnięciem całego zespołu i że stanowić mógłby początek właściwie obranej drogi artystycznej. Mówiąc najlapidarniej: nad sceną unosi się delikatny lecz męczący zapach kiczu... Podnosi się kurtyna Siemiradzkiego, a na scenie - w sensie jakości, nie treści oczywiście - to samo. Ta sama krzykliwa rozrzutność, ta sama pretensjonalna egzaltacja tak charakterystyczna dla płócien żyjącego na przełomie wieków malarza...

Włodzimierz Nurkowski zawsze wykazywał skłonność do piętrzenia barokowych ozdób, do epatowania widza bogatym obrazem. I wielokrotnie udawało mu się stworzyć interesującą całość (na scenie czy też w TV) m.in. dzięki pieczołowitości w gromadzeniu efektownych szczegółów scenograficznych. Ale podczas realizacji tej sztuki uwiodła go nęcąca wizja rozpasanej karnawałową gorączką XVll-wiecznej Wenecji. Można by zarzucać reżyserowi, że tym razem przesadzi w zdobieniu, że kiczowate obrazy - pierwotnie mające być cytatem, dowodem złego gustu i pustoty postaci dramatu - przytłoczyły spektakl tak bardzo, że w efekcie cisną się na usta pytania o smak samego reżysera...

Wszystko to prawda. I na pewno ta realizacja sztuki J. Forda, ledwie o pokolenie od Szekspira młodszego Anglika, jest kontrowersyjna. Jednocześnie budzi uznanie konsekwencja, z jaką reżyser przeprowadził ryzykowny estetycznie pomysł i wynikająca z tego spójność, czytelność przekazu: miłość brata i siostry przedstawiona z wielką prostotą na tle kipiącego pretensjonalnością i fałszem świata, wśród natłoku bogactwa i konwencji, ujmuje naturalnością i czystością. Tak jak zdecydowane, proste "ciężkie" pociągnięcie smyczkiem po strunach skrzypiec ma większą siłę wyrazu, gdy następuje po kaskadach rozwibrowanego tremola...

Spektakl zawiera kilka ciekawych ról. Dzięki aktorom właśnie tragiczny konflikt przyciąga uwagę widza, angażuje jego emocje. Podobać się może para kochanków: grający bardzo oszczędnie, ale t ogromną ekspresją Jan Frycz i pastelowa, delikatna jak... bibułka Bożena Adamkówna. Bardzo dobrze poprowadzili swoje role dwaj konkurenci pięknej Annabelli: Andrzej Grabowski jako Soranzo udatnie skrywający rozpustną naturę pod rzekomą rycerskością, oraz Janusz Łagodziński, tragikomiczny pierrot - Bergetto.

Gdybyż jeszcze to przedstawienie miało więcej dyscypliny i żywości, gdybyż nie rozsnuwało się na poszczególne pasma jak zetlała tkanina...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji