Artykuły

Tytania i przyrodzenie osła, czyli sen Jana Kotta

"Sen nocy letniej" Williama Shakespeare'a w reż. Gábora Máté w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Maja Margasińska w portalu Teatrologia.info.

"Sen nocy letniej" to jedna z najbardziej znanych komedii Shakespeare'a i chyba najbardziej romantyczna. Dzieją się w niej fantastyczne rzeczy, pojawiają się elfy i inne mityczne istoty, kochankowie zakochują się i odkochują, wymieniają się i są wymieniani niemal we wszystkich konfiguracjach - a wszystko ma miejsce w czasie jednej tylko nocy przesilenia letniego, by wraz z nadejściem dnia wejść w zupełnie nowy ład. Jednak reżyser Gábor Máté stworzył w warszawskim Teatrze Dramatycznym "Sen..." niepokojący i pełen przemocy, głównie seksualnej. Przemoc ujawnia się w każdej scenie, nawet budzącej śmiech, i w każdej relacji, nawet miłosnej. Nacechowany jest nią związek Tezeusza i Hipolity, relacja Oberona i Puka, stosunek Egeusza do córki, pełne przemocy są relacje Lizandra i Demetriusza z Hermią i Heleną, potworne jest spotkanie Tytanii z zamienionym w osła Spodkiem. Wydaje się, że reżyser sięgnął po słynny esej Jana Kotta Tytania i głowa osła, a następnie przełożył go na język sceniczny, wiele dopowiadając, a nawet - wynaturzając.

Tezeusz i Hipolita mają wziąć ślub. Zimne są relacje narzeczonych - Tezeusz niejednej zawrócił w głowie, a obecnie pragnie ustabilizować się poprzez małżeństwo. Hipolita też ma jakąś przeszłość, a nawet - jak się wkrótce okazuje - jakąś teraźniejszość, która nie należy do Tezeusza. Książę chciałby całkowicie podporządkować sobie przyszłą żonę i wykorzystuje w tym celu jej nocne alter-ego. Obsadzenie aktorów: Sławomira Grzymkowskiego i Ewy Warchulskiej w podwójnych rolach Tezeusza/Oberona i Hipolity/Tytanii sprawia, że ani na chwilę nie przenosimy się do zaczarowanego lasu. Cała akcja sztuki toczy się w pałacu i nie ma wątpliwości, że nie istnieje żadna magia, która mogłaby nas z tej rzeczywistości wyzwolić.

Hipolita/Tytania zabawia się z indyjskim paziem i są to zabawy dla dorosłych. Tezeusz/Oberon jest wściekły, ponieważ dostrzega, że został z tego tajemnego związku wykluczony. Pragnie sam posiąść przedmiot pożądania, na którego punkcie jego narzeczona jest tak zaślepiona, i gdy mu się to nie udaje, postanawia ją ukarać.

Mimo, że Shakespeare nie wprowadza chłopca na scenę, reżyser to robi (w tej roli Konrad Żygadło). Dla akcji sztuki jest on pozornie niekonieczny: bez trudu można byłoby znaleźć sto innych przyczyn sporu. Jednocześnie jednak jest on reprezentantem tych wszystkich postaci w sztuce, które są ofiarami przemocy.

"Jestem twoim panem!" - rzuca Tezeusz/Oberon najcięższym argumentem, gdy już widzi, że sporu nie wygra. "A ja twoją panią" - odpowiada zadziornie Hipolita/Tytania i odchodzi. Reakcja Tezeusza/Oberona jest natychmiastowa: postanawia ukarać narzeczoną, namaścić jej powieki sokiem z czarodziejskiego kwiatka i w ten sposób skłonić, by pokochała pierwszą maszkarę, którą zobaczy. Puk (Agnieszka Wosińska), sama zakochana w księciu i pragnąca go mieć dla siebie, bierze jego polecenie dosłownie. Zamienia prostaka Spodka (Robert Majewski) w potwora z pornograficznych wyobrażeń bdsm: w skórzanym kagańcu i z olbrzymim, sterczącym fallusem, a następnie czarami skłania Hipolitę/Tytanię, by zapałała do niego nieprawdopodobnym pociągiem seksualnym. Nie miłością. W rozpaczliwie smutnym "Śnie..." Gábora Máté nie ma miłości. Jest tylko pożądanie. Zaczarowana Hipolita/Tytania zostaje wielokrotnie zgwałcona przez potwora, a jej świta - zgrzybiałe staruchy - zagrzewają maszkarę do dzieła, zamiast chronić swoją panią.

Peaseblossom, Cobweb, Moth i Mustardseed, w przekładzie Gałczyńskiego (użytego w spektaklu): Groszek, Pajęczynka, Ciemka i Gorczyczka, stali się Grochem, Pajęczyną, Ćmą i Gorczycą - nie miłymi elfami, lecz składnikami miłosnych apteczek wiedźm i czarownic. To starzy i chromi słudzy, którymi Tezeusz otoczył narzeczoną w jej więzieniu - być może z zazdrości, a być może po to, żeby naznaczyć ją przemijaniem i śmiercią.

Jan Kott w swoim eseju sprowadza miłosne szaleństwo zaczarowanej Tytanii do jej seksualnej fascynacji olbrzymim oślim fallusem i jako ilustrację przywołuje obrazy Fuselego. Gábor Máté idzie jeszcze dalej: w stronę wynaturzonego porno. A warto przypomnieć, że Tytanię pieszczącą osła namalował także Marc Chagall. Na tym obrazie królowa elfów jest ubrana na biało, a smutny i bardzo czuły osioł tuli się do niej.

W czworokąt młodych Ateńczyków na stałe wpisane są role prześladowców i ofiar: piękna Helena (Anna Szymańczyk) biegnie za Demetriuszem (Kamil Szklany) do lasu, pragnie być jego psem, błaga go o miłość, wciąż i wciąż odrzucana - ale czy na pewno ona jest tu ofiarą, czy może jest nią dręczony niechcianym uczuciem Demetriusz, zakochany w Hermii i wzgardzony? Lizander (Marcin Stępniak) i Hermia (Agata Różycka) pozornie się kochają i wydaje się, że jest to jedyna szczęśliwa i wolna od przemocy para w tej komedii. A jednak i ich dotyka zło: Lizander namawia ukochaną, by oddała mu się pod osłoną ciemności, w lesie. Hermia pragnie tego tak samo mocno jak on, a jednak odmawia. Rano budzi się samotna. Jej ukochany zniknął: czy to skutek jej odmowy? Skąd może wiedzieć, że kiedy spała, to w tę historię wplątała się Puk i magicznym sokiem sprawiła, że Lizander zakochał się w innej kobiecie? Nic nie może oddać jej lęku i rozpaczy. Oto straciła wszystko w osobie ukochanego człowieka. Kiedy nadejdzie świt, Lizander zostanie odczarowany, jednak przeżycia tej nocy sprawią, że czyste uczucia kochanków zostaną splamione zdradą, której już nigdy nie da się zmazać.

Puk u Gábora Máté jest kobietą, którą łączy z Tezeuszem/Oberonem relacja seksualna. Daje to innego rodzaju napięcia w trójkącie, z którym mamy do czynienia. Przede wszystkim Puk nie jest błaznem ani chochlikiem. Jest zupełnie na serio i dlatego to, jak splata losy bohaterów sztuki, jest przerażające. Nazwa "Puk" oznacza złośliwego demona jako kategorię (nomen generis, nie imię własne) i w staroangielskim oznacza diabła. To, co Puk wyrządza Hipolicie/Tytanii jest iście diabelskim planem. I mimo, że to Tezeusz/Oberon pierwszy wpadł na ten pomysł, wykonanie uderzyło również w niego.

Współczesna scenografia Balázsa Czieglera i kostiumy Anni Füzér sprawiają, że akcja sztuki dzieje się tu i teraz. W czasach, gdy kobiety na nowo muszą definiować swoje miejsce i rolę w społeczeństwie, kiedy muszą walczyć o równouprawnienie i krzyczeć przeciwko wyrządzanej im przemocy. W tym kontekście sceny z ateńskimi rzemieślnikami są doklejane na siłę i choć bywają zabawne, to widać, że reżyserowi zabrakło na nie pomysłu. W efekcie przedstawienie jest za długie i gubi rytm oraz tempo. Dobrym pomysłem było wykorzystanie przekładu Gałczyńskiego - bodaj najbardziej poetyckiego i teatralnego ze wszystkich spolszczeń "Snu..." - jednak w tak współczesnym wystawieniu warto byłoby zrezygnować z niektórych monologów.

Spektakl Gábora Máté w pewien sposób przywodzi na myśl inny "Sen nocy letniej" - z Teatru Bałtycki Dom w Sankt Petersburgu, w reżyserii Silviu Purcarete, w którym Ateńczycy są rosyjską mafią czy przemytnikami, chodzą pod bronią, strzelają, a cały pomysł inscenizacyjny - podobnie jak w Teatrze Dramatycznym - zasadzony jest na przemocy. Można zadawać sobie pytanie, dlaczego reżyserzy z komedii o miłości uczynili spektakle o przemocy, ale tylko do momentu, gdy zrozumiemy, że nie istnieje związek bardziej intymny niż pomiędzy katem a ofiarą. Jednak u Purcarete cała ta zwariowana noc w ateńskim lesie wydarza się po to, by Hipolita zakochała się w Tezeuszu, by oboje zobaczyli swoje inne, nocne twarze, odkryli karty. Jest w tym odsłonięciu zniewalające piękno, które gości w nas jeszcze długo po zakończeniu przedstawienia. Tezeusz, zazdrosny o uczucia żony, obserwujący z boku miłosną przemoc czworokąta Demetriusz-Helena-Lizander-Hermia i wtrącający się w nią z całego serca, również ulega metamorfozie. Zaczyna wierzyć w siłę miłości, odrzuca gwałt, rozumie, że świat wymaga ładu, i gotów jest ten ład osobiście przywrócić, dostrzega w człowieku dobro. Uczestnicy przedstawienia - ci na scenie - wielokrotnie przekraczają granice snu i jawy, jednak ich przebudzenie stanowi szansę dla widzów, uczestników sztuki spoza sceny, pozwalając odkryć rzeczywistą siłę miłości - moc sprawczą, moc czynienia najpiękniejszych czarów. Tego właśnie epilogu brakuje w "Śnie..." Gábora Máté. Jest to spektakl o maskulinizacji świata, o władzy, jaką mężczyźni mają nad kobietami, o nierówności płci - ale jeśli Tezeusz/Oberon osiąga wszystko i odchodzi w blasku zwycięstwa - nie jest głosem przeciwko nim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji