Artykuły

Warszawa: Teatr Powszechny

Warszawski sezon teatralny zadbał o dostarczenie widzom pewnych urozmaiceń. Tak więc po "Ryszardzie III", jednej m pierwszych i okrutnych tragedii młodego Szekspira (o której pisałem w poprzednim felietonie), poszedłem - dla odmiany nastroju - na bardzo wesołą (choć także w pewnym sensie okrutną") komedią Fredry. "Mąż i żona" - najnowsza premiera Teatru Powszechnego cieszy sią bezustannym a dużym i zasłużonym powodzeniem. Dla mnie ta komedia, grywana raczej rzadko, ponieważ w swoim czasie uważano ją za niezbyt "moralną", łączy sią z mnóstwem wspomnień krakowskich. Jeszcze w roku 1947 wystawił ją na dziś już nie istniejącej małej scenie Starego Teatru Władysław Krzemiński z pewnymi, wymyślonymi przez siebie a zabawnymi uzupełnieniami.

Dość znane były jeszcze wówczas głośne niegdyś ,,Obrachunki Fredrowskie" Boya i zawarty w nich spór pomiędzy uniwersyteckim fredrologiem prof. Kucharskim i samymi Boyem, który oczywiście zwalczał "naukowe" a dość problematyczne twierdzenia Kucharskiego na temat wielu komedii Fredry, m. in. "Męża i żony". Krzemiński w niezwykle Zabawny , sposób postanowił wprowadzić do komedii między akty, będące fragmentami dyskusją o tej sztuce pomiędzy Profesorem i Literatem, W której to dyskusji Profesorem był oczywiście Kucharski, Literatem - Boy, a pośrednikiem w ich wzajemnych kłótniach - reżyser przedstawienia; W tej roli obsadził Krzemiński młodziutkiego Gustawa Holoubka, debiutującego wówczas na scenie krakowskiej. Wypada dodać, że całą naukowo-literacko-reżyserską dyskusją spisał pięknie brzmiącym "fredrowskim" wierszem Adam Polewka. Między kolejnymi aktami spektaklu została pną przedstawiona rozbawionej publiczności krakowskiej. Otóż ze wspomnieniem tego dawnego a dobrze przeze mnie pamiętanego przedstawienia (o którym zresztą pisałem w swej książce o teatrach krakowskich pt. "Uwaga, gong!") szedłem teraz na "Męża i żonę" do Teatru Pomwszechnego.

Sztukę reżyserował Krzysztof Zaleski. Stylowe dekoracje zaprojektował Andrzej Przybył, równie stylowe kostiumy to dzieło Zofii de Ines. Komedia grana jest na malej scenie teatru. I oczywiście pozbawiona tym razem wszelkich między aktów, imponuje natomiast znakomitym aktorstwem, które niestety na naszych scenach widuje się dość rzadko. Janusz Gajos (Mąż), Krystyna Janda (Zona), Piotr Machalica (Alfred) Joanna Żółkowska (Justysia) i Gustaw Lutkiewicz (ten, świetny i sympatyczny aktor występuje tutaj w drobnej rólce Kamerdynera) dają prawdziwy koncert gry, przyjmowany z zasłużonym entuzjazmem przez zawsze zapełnioną salę.

Mój Boże! Ta świetna komedia o mężu zdradzającym żonę i o żonie zdradzającej męża i o kochanku, zdradzającym przyjaciela, a w dodatku własną kochankę z subretką Justysią, wzbudzającą ogólne, erotyczne zamieszanie, w całym tym r towarzystwie, ód dawna przestała już być sztuką, która budziłaby w nas jakiekolwiek wątpliwości moralne, która nie przestała natomiast być ciągle znakomitą zabawą, pomimo swego uczuciowego "okrucieństwa". Usłyszeliśmy w końcu wspaniały wiersz fredrowski, mówiony tak, że można go było nie tylko rozumieć. ale i odpowiednio ocenić jego piękno. Obejrzeliśmy grę, nawet w dwuznacznych (czasami nawet bardzo dwuznacznych) sytuacjach - pełną kultury i wdzięku. Ujrzeliśmy wreszcie rozwiązanie akcji, która najbardziej "moralnym" widzom przynosi pełną satysfakcję.

Pozwólcie mi na zakończenie wspomnieć o imprezie, która odbyła się już nie w Teatrze Powszechnym, lecz w ,,ZAIKS-ie" (w Sekcji Autorów Dzieł Dramatycznych). Dzięki inspiracji Ireny Bołtuć-Hausbrandtowej i ze słowem wprowadzającym Andrzeja Hausbrandta pokazano tam (właśnie "warsztatowo") nie graną dotychczas na "normalnej" scenie sztukę Stefana . Bratkowskiego pt. "Marivaudage". Rzecz dzieje się w Lotaryngii na dworze naszego byłego króla Stanisława Leszczyńskiego, a jej przesłanie polityczno-komediowe nie jest pozbawione akcentów dziś i zawsze dla nas aktualnych. W reżyserii Krystyny Berwińskiej usłyszeliśmy wybitnych aktorów (Leszczyńskiego grał mój ulubiony Henryk Machalica, ojciec Piotra, grającego Alfreda w "Mężu i żonie"), a cała rzecz, drukowana kiedyś w "Dialogu" - aż dziwne; że nie wystawiona dotychczas na "prawdziwej" scenie, choć podobno narzekamy na brak współczesnej dramaturgii polskiej - na to wystawienie właśnie zasługuje.

Tego typu imprezy "ZAIKS-u" mają się powtarzać. No i bardzo dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji