Artykuły

Lekcja wyjazdowa

Na imprezę pojechałem gnany nie tyle tęsknotą za teatrem, bo wrażenia mogę znaleźć, w końcu, dużo bliżej, ile z chęci dokonania pewnych porównań. Wydają mi się one istotne w momencie gdy lubelski teatr przeżywa kolejny przełom, a za taki zawsze należy uznać zmianę dyrekcji. Wyprawa do Gdyni miała więc kontekst Lublina Uczestniczyłem w marcowych Dniach Teatru Dramatycznego w Gdyni obchodzonych z okazji 25-lecia ' tej placówki. Placówki, a nie sceny, bo gdyński teatr nazwę taką nosi od 1974 roku, tyle że wywodzi się z ekipy tworzącej najpierw, od 1959 roku Scenę Objazdową Teatru "Wybrzeże", a od 1964 Teatr Ziemi Gdańskiej - też objazdowy. Dopiero od kilku sezonów, gdy i w skali kraju stwierdzono, że sceny objazdowe mają coraz mniejsze szanse u publiczności, teatr przybrał aktualną nazwę i osiadł w skromnym gmachu przy ul. Bema, gdzie wcześniej, przez lata, pracował słynny teatr Baduszkowej.

Teatr Muzyczny ma obecnie imponujące gmaszysko nad Zatoką Gdańską, a "dramatyczni" cisną się w warunkach nie do pozazdroszczenia, co piszę, nawet znając zaplecza lubelskich przybytków Melpomeny.

Gdzież znaleźć podobieństwa między lubelską sceną dramatyczną, a teatrem z Gdyni? Nie jest ich może dużo, ale pewne da się wyłowić Obydwa teatry obchodziły właśnie co jubileusz. Lubelski jest dużo bardziej imponujący - 40 lat to nie 25, jednak za chwilę zajmę się samym podejściem do obchodów przez placówki, do sposobu realizacji tego święta Ważniejsze wydaje mi się, że teatry działają w podobnym środowisku, że maja podobnego adresata obejmującego zarówno pracowników licznych zakładów miasta, jak i widza pozyskiwanego z terenu.

Rodzi się też pewna trudność porównawcza Gdynia to Trójmiasto, a zatem "promieniowanie" na okolicę drugiego, a właściwie pierwszego teatru dramatycznego - "Wybrzeże" w Gdańsku. Ta bezpośrednia bliskość, -wydaje się, zdejmuje z gdyńskiej placówki "przekleństwo" eklektyzmu Wiadomo, że w momencie działania w mieście jednej sceny dramatycznej ów wymóg jest wręcz obowiązkowy że w Lublinie repertuar składany jest od bajki przez lekturę szkolną, klasykę po nowoczesną dramaturgię W Gdyni jednak twierdzą, że dwa teatry mało się uzupełniają. że idą swoimi drogami aczkolwiek także współpracują. Rozmawiałem z kilkoma osobami, które poza tym twierdzą, że każdy z teatrów ma swojego widza a wyjazd z Gdyni do Gdańska na spektakl to cała eska pada. na którą godzą się tylko jednostki o dużym zapotrzebowaniu kulturalnym. Teatr Dramatyczny w Gdyni ma wciąż tradycyjnego, lokalnego widza - ten przeważa i dlatego pozwolę sobie na dalsze porównania.

Dyrektor artystyczny Zbigniew Bogdański przejął teatr w 1981 roku i za jego "panowania" zrealizowano 15 premier, z których gotowy był przedstawić podczas wspomnianych Dni Teatru 12 przedstawień Jest to liczba imponująca, bo wątpię czy w Lublinie potrafiono by w ogóle podejść do takiego przedsięwzięcia Warunki techniczne i ograniczony czas zaproszonych krytyków spowodowały cięcia - zobaczyliśmy osiem spektakli prezentujących cały diapazon środków i możliwości teatru. Dyrektor twierdzi, że teatr jego ..nie szuka profilu, ale twarzy". Oczywiście chodzi o repertuar, który jest dobierany, pod jednym, na pewno, względem konsekwentnie: jest to repertuar polski.

Zaglądam do propozycji sąsiedniego (25 km) gdańskiego "Wybrzeża" i rozumiem, że taka konsekwencja jest możliwa. Tam grają: "Coctail party" Elliota. "Jak się kochają w niższych sferach" Ayckborna, "Wiśniowy sad" Czechowa i innych zagranicznych autorów Ale widać też i polski repertuar: "Lodoiskę" Bogusławskiego czy opromienioną ubiegłorocznymi nagrodami we Wrocławiu "Pułapkę" Różewicza Jednak i poszukiwania gdyńskiej sceny mogą zaimponować, bo sięga się po bardzo różną dramaturgie polska, nieraz zapomnianą, nieraz zapoznaną. Że z efektami różnie bywa - to oddzielna sprawa...

Przyjrzyjmy się co teatr zaprezentował. Że sięgnięto po klasykę tak odległą jak "Odprawa posłów greckich" Kochanowskiego - nic dziwnego. Nie jestem miłośnikiem takiego teatru, bo uważam, że oprócz uczniów świeżo nałykanych lektury szkolnej oraz szczerych miłośników trudnego staropolskiego słowa, inni setnie się w nim nudzą nadrabiając miną. że wszystko do nich dociera jak z Dziennika TV. Nadrabiam i ja świadomy znaczenia słowa Kochanowskiego i próbując wyłapać uchem to co i w czytaniu nie jest łatwe. No ale! Nie dziwi też obecność "Policji" Mrożka, chociaż pierwszy jego dramat mocno zwietrzał i stoi na skraju kabaretu, zresztą też zwietrzałego, bo aktorzy nie potrafią zeń wydusić nic więcej. Nie dziwi, wreszcie, w roku Witkacego obecność "Bezimiennego dzieła". Spektakl ten powinienem potraktować odrębnie bo był bezsprzecznie najciekawszy w Gdyni: i tętniący współczesnością i dobrze zagrany w "teatrze scenografa". Bo reżyserem i scenografem był Andrzej Markowicz, który słusznie zbiera komplementy za jedną i drugą robotę i doszlusowuje do twórców-scenografów takich jak Szajna, Kantor czy nasz Mądzik. I tu. na tych trzech spektaklach, skończyć można odliczanie pozycji z kanonu. Reszta stanom, takie czy inne, zaskoczenie.

Teatr podejmuje oto próbą przywrócenia teatrowi pewnych dawnych wydarzeń. Z pietyzmem odtwarza np. realizację Kazimierza Dejmka i Andrzeja Stopki "Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" Mikołaja z Wilkowiecka. nawiązującej zresztą wtedy, przed laty. w Łodzi, do wcześniejszej realizacji Leona Schillera. Sztuka, która kiedyś mogła przejść triumfalnie przez sceny polskie uległa zapomnieniu. Tu nawiązano też do realizacji w "Wybrzeżu", bodaj z 1963 roku, gdzie działały te same ręce: reżyser Zbigniew Bogdański i kostiumy (wg Stopki) Ali Bunsch, którego notabene Wybrzeże niedawno uroczyście i na zawsze pożegnało.

Ewenement kolejny. W 1956 roku furorę ogólnopolską robi "Święto Winkelrida" dwóch Jerzych: Andrzejewskiego i Zagórskiego - w reżyserii Dejmka. I po ten dramat sięga po latach (a nikt tego nie robił!) Zbigniew Bogdański. Niestety, dobrze zrobiony' spektakl filer potrafi uratować tekstu. Pozostaje zdmuchiwanie pudru ze starego sukcesu. Dramat nie przystaje już do naszego odbioru rzeczywistości, czasy go zdezaktualizowały, co też można powiedzieć o komedyjce Antoniego Słonimskiego "Rodzina" rażącej anachronizmami lat międzywojennych. Jednak próba Jest i w tych próbach krok najodważniejszy: realizacja pierwsza od roku 1901 "bajędy dramatycznej" Aleksandra Fredry "Brytan - Bryś". Tu teatr spada z najwyższego stołka, bo dotychczas uznawano rzecz za dramatyczną i niemożliwa do realizacji. Ale myślę, że po skrótach tekstu i makijażach ręką reżysera (i znowu scenografa) Andrzeja Markowicza może "Brytan - Bryś" jeszcze długo zadziwiać. Tym bardziej, że wzbudza szczerą zabawę na widowni, a "deszyfracja" jakie to zwierzę (w pamflecie aluzyjnym Fredry występują same zwierzęta z Osłem, Lisem. Mułem, Świnią i Brysiem-Brytanem na czele) się pojawia na scenie jest oddzielną zabawą. W każdym razie Fredry takiego jeszcze nie widziałem i chwała odważnym, którzy po "bajędę" sięgnęli.

Ósmym spektaklem Dni był "Margrabia" Kazimierza Radowicza - gdańskiego dziennikarza. Nie mieści się on w wymienionych kategoriach, bo i jest to rzecz zamówiona przez teatr z okazji rocznicy powstania styczniowego. A więc jeszcze jeden rodzaj teatru polskiego w wachlarzu Teatru Dramatycznego w Gdyni. Jeśli dodam, że ze wspomnianych względów, nie przedstawiono jeszcze spektakli Korzeniowskiego, Szaniawskiego, Krzysztonia i "własnego" autora (i scenografa) Janusza Tartyłło i, że nie widzieliśmy, ponoć lepszego, Mrożka, gdzie dwie jednoaktówki składały się na "Testariadę", to zobaczymy zasięg poruszanych spraw i poszukiwań ambitnej gdyńskiej sceny.

Oczywiście zaznaczam, te tylko miejsce mi nie pozwala na analizę poszczególnych przedstawień, że wiele bym miał uwag do realizatorów i aktorów skażonych wciąż jeszcze środkami stosowanymi w teatrze objazdowym ("objazd" bardzo wypacza aktorstwo - potwierdzi te każdy fachowiec), jednak ja tutaj nie p tym. Wciąż mówię o próbach, o ambicjach, poszukiwaniach, śmiałym odświeżaniu staroci, wreszcie, o określaniu się w miejscu i czasie. I po tym mogę powiedzieć, że zobaczyłem teatr z charakterem, taki, jaki chciałbym oglądać w Lublinie.

Na koniec powrót do jubileuszu. Lubelski teatr przygotował na ten, dużo bardziej huczny, dwie sztuki: "Wesele" i "Zemstę". Teatr działający w baraku, gdzie oglądaliśmy spektakle o 10 rano, by potem był czas do wieczora na zmianę dekoracji (aby zobaczyć o 19 coś nowego), w pięć dni "rzuca na tacę" 8 spektakli i tłumaczy się. że to mało, że mógłby 12. Nie dziwię się, że na Dni Teatru Gdynia zareagowała wdzięcznie wypełniając na ogół widownię (wyjątek w Dzień Kobiet - zrozumiały) po ostatnie miejsce. Taki teatr jest w środowisku i dla środowiska. Taki teatr musi być.

PS. Nowa premiera w Gdyni będzie oczywiście też polska. Teatr proponuje uaktualnione "Niech no tylko zakwitną jabłonie" Agnieszki Osieckiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji