Artykuły

In memoriam Bernard Krawczyk (12 maja 1931 - 11 sierpnia 2018)

Był skromny, wyrozumiały i pokorny. Jestem aktorem przydatnym, mówił, sprowadzając nawet wielkie swoje role do solidnie rzemieślniczego fachu. Nigdy się nie śpieszył, a przecież zajęć miał od liku.

Dzięki Beniowi Krawczykowi przez szesnaście lat miałam przy sobie najwierniejszego mężczyznę w życiu. Benio wyszedł z teatru, od Sceny Kameralnej, i zobaczywszy mnie, uśmiechnął się jak zawsze radośnie. Był mroźny grudniowy dzień, piątek, więc zatrzymaliśmy się tylko na chwilę.

- Zobacz - wskazał na okienko w piwnicy teatru. - Ta bida siedzi tu już drugi dzień i szczeka. Nie można się zbliżyć, bo szczeka jeszcze głośniej. Mały psiak zagłuszał nie tylko naszą rozmowę, ale i zgrzyt przejeżdżającego obok tramwaju. Podałam mu rękę do powąchania. Przestał szczekać, przytulił się do kołnierza kożucha. Chciałam zatrzymać go na weekend, a potem oddać do psiego azylu. Jak to, oburzyły się córki, to nas wychowałaś na kobiety, a tego psiaka nie wychowasz na faceta? I tak oto Benio podarował mi Mordka.

Ilekroć się potem spotykaliśmy, pytał: Jak się czuje psiak, któremu uratowałaś życie? Opowiadałam, a Benio się czule uśmiechał. Do nieba za to pójdziesz we własnych skarpetkach, mówił. Czasem dodawał: I z własną poduszką.

Taki on był ten Benio Krawczyk.

Nie mówił o sobie, nie odmieniał swojego "ja" przez wszystkie przypadki. Był dla tego, kogo spotkał, z kim rozmawiał. Po minucie rozmowy z nim dzień stawał się jaśniejszy. Szeroko otwierał ręce na powitanie. Przytulał. Jego głos koił. Oczy dodawały wiary w dobro. Był skromny, wyrozumiały i pokorny. Jestem aktorem przydatnym, mówił, sprowadzając nawet wielkie swoje role do solidnie rzemieślniczego fachu.

Nigdy się nie śpieszył, a przecież zajęć miał od liku.

Do końca był aktywny zawodowo. Jeszcze w maju podziwiałam go w spektaklu "Himalaje", nieco wcześniej w "Czarnej balladzie", "Piątej stronie świata", "Conradzie", czy kameralnym monodramie "Śmieszny staruszek". Grał dla nas przez 60 lat, na scenach Teatru Śląskiego, Teatru Nowego w Zabrzu, Teatru Zagłębia w Sosnowcu, Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Nigdy nie opuścił Śląska dla apanaży, które mu proponowano. Pamiętam jego role w filmach Kazimierza Kutza, które dla mojego pokolenia były objawieniem, i w tylu innych.

Prowadziłam z nim swego czasu spotkanie w Salonie Artystycznym w Domu Kultury "Koszutka". Wdzięcznym był rozmówcą i na scenie, i w kuluarach, i na ulicy. Recytował, śpiewał, kultywował śląską gwarę, czarował kobiety. Jak on to robił, że przy nim nawet starsze panie czuły się młódkami, a dzierlatki damami? Nie byłam w kręgu jego bliskich znajomych, a jednak zawsze w jego obecności czułam się tak, jakbyśmy się przyjaźnili od wieków i jakbym była najważniejsza.

Któregoś dnia zobaczyłam go w czerwonym szaliku, fantazyjnie zawiązanym pod szyją. Wyglądał tak, że klękajcie narody. Gdyby pojawił się w tej, jak to się teraz mówi, stylizacji, na czerwonym hollywoodzkim dywanie, jestem pewna, że samym tylko wyglądem i spojrzeniem przyćmiłby wszystkich ogólnie podziwianych aktorów. A jego czerwony szalik stałby się nieodłącznym elementem stroju każdego mężczyzny. Zapewne lubił czerwień. Bo i pulower miał w takimż kolorze. Nieskromnie powiem, cieszy mnie to, że i ja w czerwieni się rozkochałam na stare lata, i przynajmniej to mnie łączy z Beniem i kobietami Almodovara.

Zaraziłam swoim podziwem i szacunkiem dla Benia moją rodzinę, dla której ten wielki artysta też stawał się kimś najbliższym. Od kilku lat opowiadamy w kręgu znajomych anegdotę o tym, jak moja "niemiecka" siostra robiła zakupy w markecie. Nagle zobaczyła, jak Benio Krawczyk przyśpiesza kroku na jej widok, odsuwa wózek na zakupy na bok i rozpościera ręce, by ją uściskać. Pozwoliła na to z wielką radością, a jakże, tym większą, że była w towarzystwie koleżanki, która zaniemówiła z wrażenia. A na koniec, kiedy już została wyściskana, powiedziała: Muszę pana rozczarować, ściskał pan Bożenę, a nie moją siostrę, Martę. Jesteśmy bardzo do siebie podobne.

I teraz, w sierpniową upalną niedzielę, Benio nas odumarł, odszedł, zasnął. Wspaniały, najżyczliwszy człowiek, jakiego znam, wybitny artysta. Jak to teraz będzie bez Ciebie, Beniu?

Pociemniało nad Śląskiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji