Artykuły

"Widok z mostu" Artura Millera w Teatrze Dramatycznym na Scenie im. Haliny Mikołajskiej

"Widok z mostu" Arthura Millera w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Witold Sadowy.

Przykro mi, bo cenię i szanuję dyr. Tadeusza Słobodzianka. Znakomicie prowadzi teatr. Ma w zespole wybitnych aktorów i utalentowaną młodzież. Ale o "Widoku z mostu" w reżyserii Agnieszki Glińskiej, a raczej braku reżyserii, nie mogę mówić dobrze. Przede wszystkim dlatego, że 90% tekstu nie słyszałem. Mimo że siedziałem w pierwszym rzędzie. Miałem dobre aparaty słuchowe. Mimo sędziwego wieku, mam znakomitą pamięć i nie mam sklerozy.

Sam pomysł wystawienia "Widoku z mostu" w nowo wyremontowanej Sali im. Haliny Mikołajskiej uważam za nietrafiony. Mimo upływu lat sztuka Artura Millera (napisana w roku 1950) o losach włoskich emigrantów w Ameryce nadal jest aktualna. U Agnieszki Glińskiej dzieje się na pustym okrągłym podeście zwanym scenografią. Przeszkadzali mi w śledzeniu akcji zarówno widzowie siedzący naokoło, jak i aktorzy, kręcący się wśród widzów nie mający ze sobą kontaktu. Nie lubię tego rodzaju umowności i pseudonowoczesności w teatrze. Należało zrobić raczej słuchowisko radiowe i dać sobie spokój. Aby usiąść do stołu, którego nie ma na scenie, każdy z aktorów wnosi byle jaki stołek i siada. A sterta byle jakich stołków, na których wiesza się jakieś marne zabawki, oznaczać ma choinkę. Czapka św. Mikołaja na głowie Eddiego symbolizuje Święta Bożego Narodzenia.

Do klęski tego przedstawienia przyczynili się "wybitni" artyści. Reżyser Agnieszka Glińska, scenograf Monika Nuckowska, światło Jacqueline Sobiszewski oraz kompozytor i muzyk Jan Młynarski. Otrzymali za to nie najgorsze wynagrodzenie. Nieporównywalne z gażami aktorskimi. I wmawiają maluczkim, że są genialni i że to jest teatr?!? To, o czym mówi reżyser w wywiadzie o sztuce i jej realizacji, pozostaje tylko w jej marzeniach. Na scenie tego nie widać. A powoływanie się na Władysława Kowalskiego i dedykowanie mu tego przedstawienia jest niewłaściwe. Władek Kowalski przewraca się w grobie.

Przykro mi, za co przepraszam aktorów, ale też nie są dobrzy w tym byle jakim przedstawieniu. Z powodu pani reżyser. Nie mają ze sobą żadnego kontaktu. Nic nie przeżywają. Nie tworzą wiarygodnych postaci. Robią to, co im się każe. Są pogubieni. A pamiętam ich ze znakomitych ról w tym teatrze.

Pamiętam też "Widok z mostu" w Teatrze Narodowym z roku 1960. Reżyserował je Józef Wyszomirski. Andrzej Szalawski grał Eddiego, Aleksandra Zawieruszanka - Catherine, Krystyna Kamieńska - Beatrice a Jerzy Nasierowski - Rodolpho.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji