Artykuły

Mistrz

"Mistrz" to tytuł spektaklu telewizji z lat 60. Sztuka napisana przez pana Zdzisława Skowrońskiego i wyreżyserowana przez Jerzego Antczaka - pisze Katarzyna Łaniewska w tygodniku Sieci.

Kilka dni temu w TVP Kultura oglądałam Teatr Telewizji. Niestety w godzinach nocnych - tuż przed północą. A szkoda, bo był to wielki popis tegoż mistrza, czyli starego przedwojennego aktora i reżysera - pana Janusza Warneckiego. To był mistrz tego przedstawienia, ale partnerowali mu po mistrzowsku wszyscy koledzy z tamtych lat.

Zobaczyłam kawał historii Polski. Rzecz działa się tuż po powstaniu warszawskim. Bohaterowie znaleźli się z różnych powodów w starym klasztorze, gdzie Ryszarda Hanin przygarnęła bezdomnych. Mogła ich częstować już tylko pieczonymi ziemniakami. Sztuka pokazała kunszt Janusza Warneckiego. Mówił o swoim zawodzie we wspaniałych monologach. Wiedział, z czym ten zawód się je. Miał do niego szacunek, nawet do najmniejszych ról granych po peryferyjnych teatrzykach. Marzył o zagraniu w Warszawie. Jak relikwie trzymał wizytówkę jednego z wielkich aktorów, który polecał go w 1939 r. do Teatru Narodowego - niespełnione marzenie.

Grał tam też młody Ignacy Gogolewski. Miał znakomitą rolę, człowieka zaplątanego w walkę z Niemcami, marzącego o zawodzie aktora. W prologu sztuki wspaniale wykonał monolog Makbeta. Występowali tam również Henryk Borowski, Andrzej Łapicki, Józef Nalberczak czy Igor Śmiałowski - który zagrał Niemca, nie nazistę - Niemca wybierającego ludzi na rozstrzelanie za to, że został wysadzony pociąg jadący na front wschodni. To wielkie przedstawienie i wspaniałe role.

Powinna je oglądać młodzież, nie tylko ta, która marzy o zawodzie komika czy aktora, lecz i taka, która chce stanąć przy ściance. Nie do rozstrzelania, ale do fotografowania. Ta młodzież, która mając do pomocy technikę i mikroporyt, mówi tak, że jej nie słychać.

Tych aktorów było słychać. Wymawiali wszystkie trudne litery języka polskiego. Trudna, ale piękna mowa polska nie traciła tu na naturalności. Nie na darmo poeta mówił: "Mowo polska, Wisło rodzinna". Tam mowa płynęła z ust, które cenią słowa, a nie zmiękczają i bełkoczą. Jestem dumna, że żyłam i występowałam na scenie w tamtych czasach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji