Artykuły

Komedia lekko sentymentalna. "Boska!" w Teatrze Polskim

- O Jenkins warto powiedzieć także to, że była nie tylko śpiewaczką - sama projektowała swoje kostiumy, tworzyła na scenie świat, w którym występowała. Miała niezwykłą wyobraźnię i niesamowitą osobowość. I potrafiła - co ważne - poprzez swoją naiwność i wiarę w marzenia - rozsiewać wśród swoich współpracowników i ludzi, z którymi się stykała, miłość, radość, pogodę - mówi Paweł Szkotak, reżyserspektaklu "Boska!"w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej.

Marta Odziomek: Zdaje się, że powstała w Polsce tylko jedna realizacja tej komedii - z Krystyną Jandą w roli głównej!

Paweł Szkotak: To prawda, ale nie mam pojęcia dlaczego. Nie widziałem tego spektaklu, więc nie mam żadnego punktu odniesienia. I chyba dobrze, choć zdaję sobie sprawę, że ten spektakl nie uniknie porównań do tego z Teatru Polonia. Ta realizacja jest w Polsce bardzo znana. No i niedawno powstał film "Boska!" z Meryl Streep.

Dlaczego postanowił pan zrealizować sztukę o tej, nie umiejącej śpiewać amerykańskiej bogaczce?

- Po pierwsze dlatego, że jest to tak niezwykła historia, że gdyby ktoś ją miał wymyślić, to uznano by ją za nieprawdopodobną! A sztuka Petera Quiltera opowiada przecież o kobiecie, która istniała naprawdę! Florence Foster Jenkins przeszła do historii jako najgorsza śpiewaczka świata, która - mimo ewidentnego braku posiadania olśniewającej prezencji i talentu - zrobiła wielką karierę. Nagrała płytę, dawała koncerty, a zwieńczeniem jej sukcesu był koncert w Carnegie Hall, na który bilety rozeszły się od ręki.

Poza tym chciałem też pokazać Florence jako zwykłego człowieka. Jej marzenia, rozterki, lęki. Takie jakie przeżywamy wszyscy.

O Jenkins warto powiedzieć także to, że była nie tylko śpiewaczką - sama projektowała swoje kostiumy, tworzyła na scenie świat, w którym występowała. Miała niezwykłą wyobraźnię i niesamowitą osobowość. I potrafiła - co ważne - poprzez swoją naiwność i wiarę w marzenia - rozsiewać wśród swoich współpracowników i ludzi, z którymi się stykała, miłość, radość, pogodę.

Dla aktorki grającej Jenkins autor sztuki przewidział dodatkowe wyzwanie: "Pieśni w tej sztuce powinny być śpiewane na żywo. Aktorka nie musi naśladować głosu pani Jenkins, powinna śpiewać źle, w swoim własnym stylu" - czytamy w didaskaliach. W tej roli nie zobaczymy żadnej aktorki z zespołu Polskiego.

- W tej roli wystąpi gościnnie Beata Olga Kowalska, znakomicie śpiewająca aktorka teatrów muzycznych z Łodzi i Warszawy. I rzeczywiście - świadome i powtarzalne fałszowanie jest zadaniem ogromnie trudnym! Jestem jednak pewien, że tak zdolna artystka poradzi sobie z tą rolą... śpiewająco. Sporo pracy włożyła w to, żeby "pięknie" fałszować. To było jedno z trudniejszych zadań - jak śpiewać arie, wykonywane na żywo z akompaniamentem fortepianu tak, żeby oryginał był rozpoznawalny, ale z fałszywymi tonami. W spektaklu bohaterka bowiem śpiewa znane arie operowe, na czele z tą najtrudniejszą - arią Królowej Nocy z "Czarodziejskiego fletu" W.A. Mozarta. Ten spektakl to będzie - jak mówimy sobie podczas prób - takie szalone "muzyczne tour de force".

A jeśli państwo chcą sami posłuchać, jak śpiewała prawdziwa Florence, wystarczy kupić jej płytę - one ciągle jest w sprzedaży. Swoją drogą - fenomenem było to, że przez wiele lat tak znakomicie się sprzedawała...

W jakim momencie życia autor portretuje bohaterkę?

- Oglądamy ją pod koniec jej życia. Jej historia była piękna i tragiczna jednocześnie. W miesiąc i dzień po jej największym sukcesie, po koncercie w Carnegie Hall, Florence zmarła. Widzimy ją zatem w okresie przygotowań do tego wspaniałego występu, a potem jak staje się legendą.

Kogo, wraz z Florence, oglądamy na scenie?

- Towarzyszem jej życia i osobą, która ją wspiera jest St Clair (Tomasz Lorek). Jednak najwięcej informacji o Florence zostawił nam jej akompaniator, Cosme McMoon (Grzegorz Margas), który początkowo niechętnie, ale potem z wielkim entuzjazmem przygrywał Florence. Występował z nią na koncertach, a potem - po jej śmierci - udzielał wywiadów na jej temat. Jego relacje uzupełniają obraz Florence, który pozostawiła wraz ze swoimi nagraniami i zdjęciami. W spektaklu "Boska!" pojawia się także przyjaciółka głównej bohaterki, która także ją wspiera - Dorothy (Marta Gzowska-Sawicka). Ważną rolę pełni również meksykańska służąca Maria (Wiktoria Węgrzyn), która jest członkiem tej zwariowanej "rodziny", która mieszka w hotelu Seymour w Nowym Jorku. Florence ma także zaciekłych przeciwników w postaci pani Verindag-Gedge (Maria Suprun).

No i oczywiście istotną rolę odgrywa w spektaklu muzyka i miasto!

Jakie są to klimaty?

- Dodatkowym bohaterem przedstawienia jest muzyka - ta wspaniała, operowa, do wielkości której doskoczyć próbuje bohaterka. I ta, której wtedy - w latach 40. XX wieku w Ameryce, do której nie dotarła jeszcze wojna tylko jej echa, słuchano w klubach i restauracjach, czyli jazz i swing. To były czasy bogate, żyzne dla kultury. Ale nie tylko dla muzyki - także mody czy architektury. To późne art deco jest po prostu zachwycające! Ów blichtr jest niesamowity. Inspirujemy się tym w warstwie wizualnej. Te czasy po prostu cieszą oko! Co prawda styl ten jest trochę - jak to w Ameryce - przesadzony, ale i niezwykle piękny.

Pokazujemy zatem trochę Nowego Jorku z lat 40., ponieważ zależy mi na tym, by osadzić opowieść o Florence w konkretnym czasie. W stworzeniu wizualnej strony spektaklu pomagają mi: Damian Styrna odpowiedzialny za scenografię i Anna Chadaj - za kostiumy. Choreografię stworzyła Iwona Runowska, a projekcje multimedialne - Damian i Eliasz Styrna. One uzupełniają panoramę Nowego Jorku, ale też pokazują świat marzeń i lęków Florence.

Dużym walorem będzie również muzyka wykonywana na żywo. Lubię muzykę w teatrze - w szczególności tę wykonywaną na scenie na żywo. Wierzę w to, że mimo fałszów polubi ją także publiczność.

Pana spektakl będzie bardziej satyrą na ludzką głupotę czy może pochwałą tego, że ktoś dąży do spełniania swoich marzeń?

- Zdecydowanie to drugie! Możemy różnie czytać historię Florence. Patrząc na nią nieżyczliwym okiem, widzimy, że jest to opowieść o tym, jaką siłę ma pieniądz, że można dzięki niemu kupić prawie wszystko, a na pewno sławę. Ale zerkając na historię Florence życzliwie - i takie patrzenie jest mi bliskie - widzimy jej walkę z własnymi słabościami i przeciwnościami losu. Wtedy "Boska!" jest dowodem na to, że kiedy człowiek naprawdę realizuje swoje pasje, to mu się to udaje. I mi się ta nadzieja, którą daje historia Florence, najbardziej w tej sztuce podoba. Przecież zrobiła karierę i zaśpiewała w miejscach, w których chciałby wystąpić każdy muzyk! Mimo że darzyła muzykę wielką, nieodwzajemnioną miłością. To wzruszające. Zabawne oczywiście też, bo "Boska!" to przede wszystkim komedia, ale taka trochę sentymentalna. Tę nostalgiczną nutę można wyczuć pomiędzy szalonymi występami i przygodami Florence.

Premiera "Boskiej!" w sobotę, 15 września o godz. 19. Pokazy odbędą się też w piątek oraz od wtorku do czwartku. Bilety: 40-60 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji