Artykuły

Misie na Kontakcie

"Julia" z Estońskiego Teatru Dramatycznego i "Słomkowy kapelusz" z Teatru Powszechnego w Warszawie na XVI Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. Pisze Andrzej Churski w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Po dniu Kafki na Kontakcie przyszedł czas na dzień misiów. Teatry z Tallina (Estonia) i z Warszawy wykorzystały postać niedźwiedzia w historii o Julii i klasycznej francuskiej farsie.

"Julię" według Szekspira wyreżyserowała para młodych twórców, którzy dostali za spektakl jedną z ważniejszych w Estonii nagród festiwalowych. Opowiadają historię młodej dziewczyny, zaangażowanej do teatralnej roli Julii. Piękna i utalentowana aktorka (Mirtel Pohla) znajduje się w centrum wydarzeń zawodowo-towarzysko-romansowych. Bierze udział w próbach, staje się obiektem adoracji konkurujących o jej względy aktorów, sama bierze udział w rywalizacji o pozycję w zespole. Niby szuka miłości, ale tak naprawdę sprawdza siebie w nowych sytuacjach.

Wszyscy znają Szekspira

Prosta ta historia została przez parę twórców wzbogacona o wideorelację z sypialni Julii, występy na żywo zespołu "Leningrad", wykonującego, m.in. rosyjskie piosenki, mieszanie postaci z planu realnego i teatralnego. Szekspir oczywiście, świetnie się do takich wariacji nadaje, bo wszyscy znają teksty, a co najmniej sytuacje.

Kwestią gustu i wrażliwości jest akceptacja bądź odrzucenie elementów takiej konstrukcji lub jej całości. Można zrozumieć młodych, których wersje klasyczne dramatów nie zadowalają, jako zbyt wolne i mało pojemne treściowo. Jednakowoż, gdy przychodzi zmierzyć się z teatralnym szaleństwem, uosabianym tu, m.in., przez dwa tańczące niedźwiedzie, zostaje więcej wątpliwości niż podziwu dla wyobraźni twórców. Nawet wtedy, gdy po spokojnej analizie uda się znaleźć w bogactwie scen i teatralnych zdarzeń kilka sensownych wątków. Ale to się, podobno, udaje nawet w sytuacjach kompletnie chaotycznych.

Przeminą chodząc

Nieco inaczej, choć przecież podobnie, potraktował starą francuską farsę Labicha "Słomkowy kapelusz" [na zdjęciu] Piotr Cieplak. Ujął tekstowi mnóstwa słów, zostawiając właściwie prostą sytuację: koń zjada kapelusz pani, która pod pretekstem kupna rękawiczek bawi na łące z pewnym oficerem. Tenże domaga się, aby właściciel konia odzyskał identyczny kapelusz, czym komplikuje bohaterowi jego własny ślub. Bohater jednak, nie zważając na ryzyko odrzucenia przez świeżo poślubioną żonę i jej rodzinę, konsekwentnie dąży do celu, czyli do kapelusza. Nie do łoża małżeńskiego, nie na cementującą rodzinę ucztę, ale do kapelusza.

Cieplak zobaczył w tej sytuacji metaforę życia, w którym pije się piwo, ogląda telewizję, gada, a ono powoli sobie mija. A czasem szybciej, gdy chcemy coś załatwić na skróty.

Może dlatego "Kapelusz" Teatru Powszechnego z Warszawy zaczyna się od ukłonów, w czasie których publiczności prezentuje się galeria znanych aktorów we wszelkich postaciach, z zakopiańskim białym misiem na czele. Ten miś jest jednak bardziej czytelnym znakiem niż estoński. Bo to polarny miś polski.

Zażenowanie

Reżyser oprawił dodatkowo farsę w ramkę z tekstu T.S. Eliota o czekaniu i przemijaniu. Może niepotrzebnie. Zażenowanie, jakie czuje się patrząc na czekający na bohatera orszak ślubny, jest wystarczająco wymowne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji