Artykuły

Stuhr zagra Wałęsę. "Dopuszczam, że usłyszę na scenie: Bolek, spieprzaj dziadu"

- Najlepsze porozumienie z widzem mam wtedy, gdy w mojej postaci widzi on swoje słabości. Takiego Lecha Wałęsę chcę pokazać. Chciałbym go uczłowieczyć - o wcieleniu się w rolę przywódcy "Solidarności" w najnowszym spektaklu "Wałęsa w Kolonos" Teatru Łaźnia Nowa opowiada Jerzy Stuhr.

Paweł Kopeć: Nie bał się pan?

Jerzy Stuhr: Ale czego?

Grania Wałęsy.

- Wie pan, jak się grało Hamleta czy w "Zbrodni i karze", to dlaczego akurat Wałęsy miałbym się bać?

Od strony aktorskiej na pewno niczego nie może się pan obawiać. Ale mi chodzi bardziej o strach przed wcieleniem się w postać, która nieustająco budzi tyle kontrowersji.

- Ale to właśnie jest pociągające. To niezwykłe wyzwanie, aby przekazać pewną myśl, pewien temperament. To świetne zadanie dla aktora. Zwłaszcza gdy odgrywana postać jeszcze żyje, bo każdy może moją kreację skonfrontować. Myślę natomiast, że to widowisko jako całość kładzie bardziej nacisk na wymianę idei niż na samą postać Wałęsy.

Czytając zapowiedzi, dowiadujemy się między innymi, że jedną z intencji autorów było wezwanie do porozumienia, "niezgoda na polski gen destrukcji i zacietrzewienia".

- Kiedy dostałem ten tekst, to spierałem się i z panem Bartoszem Szydłowskim, i z panem Jakubem Roszkowskim, twórcami spektaklu. Mówiłem: Wałęsa nie jest jeszcze w tytułowym Kolonos, czyli u kresu swoich dni, w okresie rozliczeń. On ciągle coś kombinuje, ciągle ma temperament społecznika. Ale w tych dniach właśnie pojawiło się oświadczenie Wałęsy, że chce pogodzić się ze światem i swoimi wrogami. Wtedy zrozumiałem, że Kolonos jest blisko. Społeczeństwo dowiedziało się, że ten człowiek powoli chce odchodzić. Zupełnie inaczej zobaczyłem wtedy tekst sztuki. Ujrzałem potężną smugę cienia Wałęsy, z którą potrafię się utożsamić.

O ile sam pan prezydent może teraz wzywać do zgody, to mam wrażenie, że - w obecnej sytuacji politycznej - robienie spektaklu na jego temat może zostać odebrane jako wsadzanie kija w mrowisko.

- Oczywiście, tak też chcą twórcy widowiska. Dlatego w trakcie wakacji szukaliśmy właściwej daty na wystawienie tej sztuki - ze względów teatralnych i symbolicznych. Ostatecznie przeważył argument teatralny, jakim był początek nowego sezonu. Dlatego nastąpiło przyspieszenie, zmuszono mnie do straszliwego wysiłku pamięciowego i skrócono odrobinę wakacje. Chodziłem po plaży na Sycylii i mówiłem Wałęsą.

Po raz pierwszy o idei takiego spektaklu Bartosz Szydłowski wspominał już dwa lata temu. Wtedy też, tłumacząc swój pomysł, mówił o przeskakiwaniu muru komunikacyjnego. Czy pańskim zdaniem Wałęsa jest najwłaściwszą postacią, aby się z tym problemem mierzyć.

- Myślę, że trudno odpowiedzieć na to pytanie przed spektaklem. Prawdopodobnie w najbliższą niedzielę rano, po pierwszym spektaklu, mógłbym już panu coś na ten temat powiedzieć. To jest ciągła niewiadoma interakcji z publicznością. Dopuszczam nawet, że niektóre kwestie mogą wiele osób podrażnić, że usłyszę z widowni: "Bolek, spieprzaj, dziadu!". Teatr musi drażnić. Musi prowokować. Całe życie ta idea mi towarzyszyła: "Dziady" Swinarskiego, "Noc listopadowa", "Biesy" W tamtych czasach było to nawet groźniejsze, za słowo odpowiadało się bardziej niż dzisiaj. Wydaje mi się, że jestem konsekwentny w stawianiu pytań. Na odpowiedzi jest natomiast jeszcze za wcześnie. Myślę jednak, że Wałęsa jest dzisiaj osią ostrego dialogu. Wałęsa jest po prostu tak skonstruowany, już od 1980 r. On wiedział, że nie może się rozlać jedna kropla krwi. Był za to oskarżany, poniżany. Ale na mnie to robi wrażenie. On ciągle myślał, jak - mówiąc jego językiem - zrobić komunistów w konia. Ale pokojowo. I to się nie zmieniło. Jest też druga strona. Taką jego kwestię mówię w spektaklu: "Ciągle mówisz my, nam, wspólnota i ciągle słyszę, że pod tym wszystkim jest jakieś niespełnione ja. I kiedy to ja" wyjdzie na wierzch, to na śmietnik wyrzucisz wszystkie wspólnoty i będziesz szukał tronu, na którym będziesz mógł posadzić swoje cztery litery". To właśnie Wałęsa.

Czyli takiego Wałęsę zobaczymy w spektaklu?

- Trochę takiego. Jestem aktorem uformowanym w ten sposób, że z trudem zniósłbym czyjąś ingerencję w moje środki wyrazu. Bartek Szydłowski z niezwykłą pieczołowitością zostawił cały mój - ekstremalnie naturalistyczny - warsztat. Takim zawsze byłem aktorem. Ale zostawiając mi to, zderzył moje środki z wyszukaną formą moich młodszych kolegów. Do tego dochodzą amatorzy, którzy wcielą się w chór. Mimo że jest to prymitywne, to jest w nich taka siła autentyczności Bartek pięknie to wszystko połączył.

Biorąc pod uwagę cały ten bagaż, którym obarczona jest postać Wałęsy, ciekaw jestem, jak się panu przygotowywało do tej roli?

- Przygotowywałem się właściwie przez 25 lat. Przez lata obserwacji, słuchania go. Mój kolega Robert Więckiewicz jest mistrzem imitowania Wałęsy. Ja tego nie chcę robić. Raz, że nie umiałbym, dwa, że nie o to chodzi. W takim widowisku trzeba się wznieść wyżej. Wykonałem za to dużo filologicznej pracy. Jakub Roszkowski pisał teksty, a ja je upraszczałem. Nie "wyobrażaliście sobie", ale "żeście sobie wyobrażali" - po prostu wiem, że Wałęsa by tak nie powiedział. I ludzie też by to usłyszeli. Musi być prosto. Tylko takie retusze robiłem.

Sztuka nazywa się "Wałęsa w Kolonos". Jest to oczywiste odniesienie do antycznej sztuki "Edyp w Kolonos" Sofoklesa. Wałęsa jest postacią tragiczną?

- Jest, na pewno. Na przykład z punktu widzenia rodzinnego. On mówi do swojego syna: "Ja cię spłodziłem, ale nie wychowałem. Miałem do wyboru: rodzina albo państwo. I wybrałem państwo". Największą cenę Wałęsa płaci właśnie rodzinnie. Sam, jako ojciec rodziny, który również miał z tym problem całe życie, mogę doskonale zrozumieć, jaki to ciężar. Tutaj jest zaś ekstremalnie, na początku przecież chciał mieć tylko rodzinę. Jest to także postać tragiczna ze względu na rozdźwięk między uznaniem międzynarodowym a widzeniem go na naszym podwórku. To jest straszne: cały świat cię podziwia, gdzie nie powiesz "Walesa", to każdy wie, o co chodzi A tu jest "Bolek". To jest tragiczne. Na końcu spektaklu mówi: "Najlepiej było umrzeć po pokonaniu Sfinksa".

Nikt nie jest prorokiem między swoimi.

- Chciałbym, aby takie asocjacje to wzbudziło. Aby właśnie takiego "tragicznego" Wałęsę ludzie zobaczyli.

Myśli pan, że to się udaje?

- Nie powiem przed spektaklem. Dzisiaj ludzie ciężko wchodzą w materię fikcji teatralnej. Ale pan Szydłowski stara się to bardzo przybliżyć. Panie i panowie z chóru nie będą się przecież różnić od tych, którzy przyjdą spektakl zobaczyć.

Kolonos jest ogrodem przejścia - czyśćcem. Tam umieszczacie Wałęsę. To szansa, aby znaleźć prawdę o nim?

- Znowu mogę powiedzieć tylko, że taką mam nadzieję. Będę robił wszystko, aby go uczłowieczyć. Kiedy gram, najlepsze porozumienie mam wtedy, kiedy ludzie w mojej postaci widzą swoje słabości - jak w "Kontrabasiście", którego gram już tyle lat. Ale ludzi to ciągle pociąga, kiedy widzą, że nie są sami. Że ktoś na scenie - mimo że fikcyjny - myśli tak samo, ma takie same problemy. To jest chyba rodzaj współczesnego katharsis. Ja tylko podpowiadam, przekazuję. Mam nadzieję, że tutaj też mi się to uda, choćby w minimalnym stopniu.

"Wałęsa w Kolonos"

To najnowsze widowisko Teatru Łaźnia Nowa. Lech Wałęsa zostaje w nim postawiony w sytuacji Edypa, który w tytułowym Kolonos - podateńskim ogrodzie, gdzie król Teb przygotowywał się na śmierć - rozlicza się ze swoją przeszłością. W spektaklu obok profesjonalnych aktorów (m.in. Jerzy Stuhr, Włodzimierz Bareła czy Marta Zięba) wystąpi chór złożony z amatorów - sympatyków Łaźni. Na razie widowisko zostanie wystawione tylko dwa razy - w sobotę 8 września i w niedzielę 9 września - o godz. 19 na Scenie Dużej Łaźni Nowej. Wstęp wolny.

Możliwe, że spektakl będzie jeszcze powtarzany w ciągu rozpoczynającego się właśnie kolejnego sezonu teatralnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji