Artykuły

Przeznaczenie wyczytane na murach Notre Dame

"Notre Dame de Paris" Richarda Cocciante w reż. Gillesa Maheu w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Aleksander Krzyżanowski w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Z niekwestionowaną przyjemnością obejrzałem na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni spektakl "Notre Dame de Paris". Co w nim porusza?

Podobno greckie słowo, oznaczające przeznaczenie, spostrzegł na murach Katedry Notre Dame szukający rozpaczliwie inspiracji Viktor Hugo. Czasy były niespokojne - rewolucja lipcowa 1830 r. we Francji, a młody pisarz niedawno został ojcem. Zaliczka, jaką otrzymał za swe przyszłe dzieło, jakoś się "rozpłynęła", a rozeźlony wydawca groził sądem i - co gorsza - windykatorami. Nie wiadomo, czy Hugo szukał w katedrze boskiej łaski i pocieszenia, ale podobno znalazł pomysł na książkę, a zarazem wybawienie z kłopotów.

Czy rzeczywiście przeznaczenie to leitmotiv powieści Victora Hugo? Można się go doszukać w tragicznych losach głównych bohaterów: Cyganki Esmeraldy i adorujących ją mężczyzn: archidiakona Frollo, garbusa Quasimodo - dzwonnika katedry, poety Gringoire'a i żołnierza Phoebusa. Jednak grecka bogini Ananke położyła swój palec przede wszystkim na świecie, w którym rozgrywa się akcja powieści. Odmalowany przez Hugo XV-wieczny Paryż, będący alegorią Europy u schyłku średniowiecza, nieuchronnie odchodzi w niebyt. Wypierają go odkrycia i wynalazki, które rewolucjonizują sposób życia, a jednocześnie burzą stary porządek społeczny. Nieubłaganie nadchodzi nowa epoka, grzebiąc stary świat. To właśnie ta warstwa treściowa utworu była najważniejsza dla autora.

Odpierając zarzuty o schematyczność, płaskość i brak charakterologicznego rysu postaci utworu, wielokrotnie podkreślał, że bohaterowie mieli tylko symbolizować idee, które tworzyły jego "malowidło", jak nazywał swą powieść. Jedyną wzbogaconą, psychologicznie rozbudowaną i wielowarstwową postacią był Quasimodo, ale może właśnie dlatego, że obrazował jeden z najistotniejszych problemów poruszanych w utworze - alienacji społecznej, zepchnięcia na margines.

Myślę, że właśnie te idee były szczególnie istotne dla twórców opartego na dziele Victora Hugo musicalu "Notre Dame de Paris: autora słów - Luca Plamondona, muzyki - Richarda Cocciante i reżysera - Gillesa Maheu. Francuska premiera musicalu, określanego przez jego "ojców" mianem "popopery", miała miejsce w Paryżu w 1998 r., a polska - w Gdyni we wrześniu 2016 r. Na mocy umowy licencyjnej zawartej przez Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej nad stworzeniem polskojęzycznej wersji musicalu pracowali z polskimi artystami autorzy oryginału, w tym kompozytor Riccardo Cocciante i choreograf Martino Müller. Pod wrażeniem warsztatu polskich muzyków po raz pierwszy w scenicznej historii tego spektaklu twórcy zdecydowali się na występ orkiestry i chóru na żywo. Do tej pory, tak w oryginale, jak i w kolejnych sześciu wersjach językowych, ich partie były odtwarzane z nagrania. Poza tym tylko w polskiej adaptacji użyto oryginalnej, przywiezionej z Paryża scenografii. Ta "graficzna oprawa" spektaklu robi piorunujące wrażenie. Największym elementem scenografii jest ściana wzorowana na paryskiej Katedrze Najświętszej Marii Panny. Po tej ścianie wspinają się tancerze i akrobaci. Na scenie pojawiają się także m.in. trzy dzwony różnej wielkości, klatka więzienna Esmeraldy oraz ruchome kolumny z gargulcami. Niesamowite wyczyny akrobatyczne tancerzy wręcz zapierają dech w piersiach, chociażby w scenie pieśni Quasimoda do dzwonów katedry.

Podobnie niezapomniane wrażenie robi warstwa muzyczna spektaklu - wirtuozeria grającej na żywo orkiestry oraz wokalne umiejętności śpiewaków. To dzięki nim nie tylko znana z oryginalnego wykonania Garou piosenka "Bell" zostaje w pamięci widza. W dziedzinie sztuki aktorskiej na szczególne wyróżnienie zasługują odtwórcy roli poety Gringoire'a (Jan Traczyk) oraz żołnierza Phoebusa (Przemysław Zubowicz). Gringoire jest wrażliwym, romantycznym ulicznym poetą, a jednocześnie dostrzec można w nim pewną zawadiackość i żywiołową radość. Postać Gringoire'a to moim zdaniem świetnie skonstruowana i bardzo dojrzała kreacja aktorska. Phoebus natomiast, w wykonaniu Przemysława Zubowicza, jest po prostu żołnierzem - nieszczególnie skomplikowanym, nieradzącym sobie z dylematami moralnymi, oczekującym gotowych rozwiązań od innych, z ulgą przyjmującym i realizującym polecenia Fleur. Obie partie są poza tym fenomenalnie zaśpiewane.

Z niekwestionowaną przyjemnością obejrzałem na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni spektakl muzyczny Notre Dame de Paris. Był to bodajże pierwszy musical widziany przeze mnie na żywo i nie żałuję, a co więcej - gorąco polecam go każdemu. Przebywający na wakacjach w Trójmieście będą mieli okazję wybrać się nań na przełomie lipca i sierpnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji