Artykuły

Strach przed angażem

Stop! Jeszcze raz! Po tym potknięciu pośmiejcie się trochę... razem się pośmiejcie... Potem wchodzisz ostro... - Dorota w lewo. Dobrze, dziękuję. Jola, nie śmiej się. Bardzo ładnie Tomek to powiedział. - Powtórzmy to, powtórzmy! Od słów: "napiję się". Pani profesor Aleksandra Śląska zapala papierosa. Wyjmuje notes. Notuje. Jest spokojna, bardzo skupiona.

Na Scenie 61 Teatru Ateneum trwa próba wznowienia przedstawienia dyplomowego studentów Wydziału Aktorskiego warszawskiej PWST. "Lato" Tadeusza Rittnera zostało zaadaptowane, aby mogli w nim zagrać studenci.

To próba bez kostiumów. Młodzi ludzie w dżinsach, kolorowych spódnicach i swetrach wcielają się w postacie sprzed kilkudziesięciu lat. Są rozluźnieni, swobodni, roześmiani. Swoją energią, zapałem i żywiołowością wypełniają całą scenę. I chyba doskonale czują się w komediowej konwencji przedstawienia.

To wyjątkowo dobry rok - mówi profesor i widać, że to stwierdzenie sprawia jej przyjemność. - Najpierw była to grupa 26-osobową kilka osób się wykruszyło, zostało 17 i są naprawdę bardzo chętni, zdyscyplinowani, pracują z dużym zapałem.

Po próbie spotykamy się w garderobie. Mamy dwie godziny do rozpoczęcia spektaklu. Niektórzy wychodzą coś zjeść. Zostaje kilka osób. Chętnie opowiadają o sobie, o szkole, o marzeniach i niepokojach związanych z przyszłością Mówią niezwykle żywo, gestykulują wpadają sobie w słowa

- Czy jesteśmy zgrani? Na pewno bardzo. Łączy nas wspólna praca w szkole, wspólne spektakle, wyjazdy. Zdołaliśmy się dograć. Zresztą musimy być tolerancyjni, ustępliwi, bagatelizować wiele nieporozumień, bo inaczej nie bylibyśmy w stanie nic razem zrobić

- Wcale nie jest aż tak różowo, jak mówisz. Jest dobrą zdrowa atmosferą bo po prostu nie stać nas na to, aby doprowadzi do konfliktów. One zawsze powodują wewnętrzne spalanie się, a na to nie możemy sobie pozwolić. Emocje wyładowujemy na scenie, dlatego może nie jest to nam aż tak potrzebne w życiu.

- W szkole nauczyłam się samodyscypliny. Bez pojęcia odpowiedzialność zespołowej niemożliwa jest praca w teatrze. Uświadomiłam sobie to już bardzo wcześnie. Dlatego gram, choć jestem przeziębiona Po prostu zdaję sobie sprawę, że jak ja zawiodę, to ucierpi na tym cały zespół.

- Za mało jest w szkole momentów, w których moglibyśmy się sprawdzić. Za mało gramy. Szkoła w zasadzie nie daje możliwość pokazania się przed publicznością Nie ma własnego teatru.

- Jest dużo zajęć teoretycznych, a za mało tańca, zajęć ruchowych, pantomimy, szermierki. To oczywiste, że aktor powinien być wszechstronnie wykształcony. Ale na

pierwszym roku mieliśmy 68 godzin tygodniowo. Po 12 dziennie. To jest prawie nie do wytrzymania. Pamiętam, że byłem załamany. Pomógł mi jeden z profesorów. Zostałem.

Za chwilę zacznie się spektakl. Kostium, fryzura i makijaż zrobiły swoje. Teraz są to nobliwe damy, poważni panowie, jest także dwójka dzieci. Na twarzach skupienie. Ktoś się gimnastykuje, próbuje rozluźnić mięśnie, ktoś inny nerwowo się kołysze, ktoś spaceruje. Słychać muzykę. Znak, że spektakl się zaczyna Pierwsi aktorzy wychodzą na scenę. Kilka minut napięcia. Pada rytualne: "No i jak się gra?" "Nieźle, publiczność raczej chłodna, ale dobrze nastawiona".

- W pracy aktora najważniejsza jest publiczność. To. jak reaguje, czy jest żywą czy przyszła do teatru, żeby się tylko pobawić, pośmiać i tego od nas oczekuje, czy także aby trochę pomyśleć. Czasem jest tak, że aż trudno grać, jest taka cisza, jakiś pozorny brak zainteresowania Czasem znów czujemy wręcz, że publiczność domaga się od nas dowcipów, że tylko czeką aby wybuchnąć śmiechem.

- Ale jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że tak do końca nie wolno jej ulegać. Bo z rzeczy całkiem poważnej może nagle zrobić się farsa, groteska. Nie można pozwolić, aby być narzędziem w. rękach widzów.

- Z publicznością trzeba nawiązać kontakt i kierować nią tak, żeby śmiała się w tych momentach, w których my chcemy, żeby się śmiała. Gorzej, jeśli nie zamierzamy wywołać jakiegoś efektu, a on następuje. Wtedy jest z nami źle.

Mijają kolejne minuty przedstawienia Jedna z aktorek mówi jakby do siebie: "Jest gorzej niż zwykle, jakoś drętwo, ta kilkudniowa przerwa nie wyszła nam na dobre". "Na początku jest tak zawsze - szepcze inspicjentka - rozkręcą się, rozegrają po przerwie będzie już całkiem dobrze".

Za kulisami poruszenie - na widowni jest profesor Łomnicki!

- Mieliśmy dużo szczęścia Trafiliśmy na najlepszych profesorów, najwybitniejszych

warsztatowców. Poznaliśmy wiele szkół aktorstwa. To oczywiste, że me wszystkim nam odpowiada np. styl pracy profesora Łomnickiego. Ktoś odbiera jego fale, ktoś inny me. To zależy od wrażliwości. Ale jest jeszcze pani profesor Hanin, Śląska, profesorowie Świderski, Zapasiewicz. Same indywidualności. Osobowości często drapieżne, zdawałoby się trudne charaktery, ale przez to właśnie pasjonujące. Bardzo wiele się od nich nauczyliśmy.

- Profesor Łomnicki powiedział kiedyś, że aktor jest jak inżynier, który buduje most. Gdy most jest już gotowy, chodzi po nim, sprawdza jego trwałość, solidność wykonania Dla aktora takim sprawdzianem, mostem jest widz. Widz, który zapłacił określoną sumę, przeznaczył swój czas i zaufał, że te dwie godziny spędzone w teatrze nie będą stracone. Wtedy po raz pierwszy poczułem ciężar odpowiedzialności tego zawodu.

Mówi się, że to wolny zawód. To nieporozumienie. Wszystko, tylko nie wolny. Jesteśmy niewolnikami własnej odpowiedzialności nie mamy możliwości wyboru, wykonujemy prace zlecone. Taki malarz na przykład, jak ma natchnienie, to maluje tydzień, jak nie ma - tydzień pije. My mamy spektakl i musimy grać.

- Pani profesor Śląska mawia że nie ma rzeczy ważniejszej od teatru. W szkole stykamy się z takimi właśnie ludźmi, z ludźmi, którzy sami są teatrem. Oni nas ukształtowali. Aby dobrze wykonywać ten zawód, cały czas trzeba mieć kontakt z takimi właśnie ludźmi, dla których teatr jest życiem. Trzeba mieć stały kontakt ze sceną. Może dlatego tak bardzo boimy się trafić do złych teatrów, a takich jest wiele.

- W szkole zajęcia prowadzą także aktorzy młodszego pokolenia, m.in. Mariusz Benoit, Adam Ferency, Cezary Morawski, szczególnie dużo zawdzięczamy Mariuszowi Benoit, z którym spotkaliśmy się na pierwszym roku. Uczył nas bezpośredniości, prostoty. Nie narzucał własnej osobowości. Starał się wydobyć z nas jak najwięcej, wszystko, co w nas drzemie.

- Co nas niepokoi? Oczywiście przyszłość a konkretnie angaż. W tej chwili pod tym względem sytuacja jest tragiczna. Ze względu na samofinansowanie dyrektorzy teatrów chętniej pozbywają się aktorów niż ich angażują. Na razie tylko jedna osoba podpisała angaż. Dla pozostałych przyszłość jest tajemnicą.

- Powstaje pytanie, czy zostać w Warszawie, gdzie bywa że i kilka lat czeka się na znaczącą rolę, czy wyjechać na prowincję, gdzie zwykle gra się dużo. Prowincja jest zawsze niebezpieczeństwem, można zostać tam na całe życie z gorzką świadomością braku perspektyw. Tu poza teatrem jest jeszcze wiele innych możliwości - film, radio, telewizja Można się zorganizować w kilka osób i zrobić spektakl na własną rękę, gdzieś go pokazać - jakoś przetrwać.

- Jest jeszcze jedno ogromne niebezpieczeństwo. Każdy z nas zbudował sobie wyobrażenie siebie. Teraz, gdy wyruszamy do zespołów profesjonalnych, jesteśmy zdani na własne siły. Zabraknie opiekuńczej ręki, zabraknie szczęścia i możemy poczuć się bezradni. Nie wiadomo, co zrobić. Te stresy powodują utratę zaufania ludzi wobec nas i naszego zaufania wobec siebie.

- Często zdarza się, że ludzie, którzy zapowiadali się świetnie - milkną. Osoby słabe, na które nikt nie liczył - wypływają. Nagle stają się bardzo dobre. Oceny są więc niewymierne. Na przykład taki Żentara, laureat nagrody Cybulskiego, w szkole teatralnej w Łodzi przez cztery lata miał ledwo trzy z minusem. A przecież jest naprawdę dobry.

- To nie do końca jest tak. W szkole mógł być słaby, a później się rozwinął. Każdy człowiek w innym momencie się otwiera. Dlatego trzeba nieustannie ćwiczyć, trenować. Chociaż najważniejsze jest szczęście. Jeśli go zabraknie, to nic się nie zrobi. Sam talent i praca nie wystarczą.

I wreszcie finał ponad dwugodzinnego przedstawienia. Za kulisami robi się gorąco. Słychać burzliwe oklaski. Młodzi aktorzy kilkakrotnie Wybiegają na scenę. Gdy spoceni, zmęczeni, ale uśmiechnięci idą w kierunku garderoby, ktoś krzyczy mi do ucha: "A nie mówiłem, że dobra publiczność!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji