Artykuły

Anna Antoniewicz. Tupała i kopała, aż zdała egzamin

- To był dla mnie pracowity rok. Bardzo się rozwinęłam - mówi Anna Antoniewicz, aktorka Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, laureatka Plebiscytu "O Dziką Różę".

Nasza redakcja nie miała wątpliwości - to właśnie Annie Antoniewicz przypadła nagroda "Wyborczej" dla najlepszego aktora kieleckiej sceny w zakończonym właśnie sezonie. Nasz wybór potwierdzili koledzy z innych mediów - zdobyła "Dziką Różę" dziennikarzy.

Spotykamy się w poniedziałkowe południe, kilkanaście godzin po zakończeniu finałowej gali 26. Plebiscytu "O Dziką Różę". Anna Antoniewicz jest wciąż pełna emocji.

- Jestem bardzo zaskoczona tymi nagrodami, wdzięczna za docenienie mojej pracy. To był dla mnie pracowity rok. Bardzo się rozwinęłam - podkreśla.

Na egzaminie awantura nogami

Rocznik 1992, miejsce urodzenia: Grodków w województwie opolskim. Wysoka, 182 cm wzrostu sprawiają, że już w podstawówce wszyscy zachęcali ją do uprawiania sportu.

- Startowałam w zawodach lekkoatletycznych, grałam w szkolnej drużynie piłki ręcznej. Od dziecka jednak wiedziałam, że będę aktorką. Brałam udział w kółkach teatralnych, muzycznych, tańczyłam - wspomina.

Na poważnie o aktorstwie pomyślała w liceum w Brzegu. - Na konkursach recytatorskich zaczęłam zdobywać nagrody - opowiada.

Po maturze zdała za pierwszym razem do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. - Mam długie nogi, komisja egzaminacyjna kazała mi więc zrobić nimi awanturę. Wpadłam w szał, zaczęłam tupać i kopać. Tak mocno, że nabawiłam się siniaków na piętach - wspomina.

Studia aktorskie wspomina jako najwspanialszy dotychczas okres w życiu. - Poznałam niesamowitych, inspirujących ludzi. Byliśmy ze sobą cały czas. Wchodziliśmy do szkoły o ósmej, a wychodziliśmy o 23. Zawiązałam przyjaźnie na całe życie - twierdzi Anna Antoniewicz.

Na studiach trzy razy zagrała u Elżbiety Depty w ramach jej egzaminów reżyserskich. I to dzięki niej dwa lata temu po raz pierwszy wystąpiła w Teatrze Żeromskiego w Kielcach.

- Ela dostała propozycję zrobienia spektaklu "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i mnie do niego zaprosiła. Powiedziała, że jakby nie patrząc, jestem jej aktorką, bo grałam w jej egzaminach - opowiada Antoniewicz.

Przyznaje, że początkowo była przerażona. - Na szczęście trafiłam na Magdę Grąziowską i Dagnę Dywicką - podkreśla. I dołączyła do zespołu kieleckiego teatru.

W minionym sezonie Annę Antoniewicz mogliśmy podziwiać w czterech spektaklach: "Rasputin" Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina, "1946" Tomasza Śpiewaka (reż. Remigiusz Brzyk), "Świętoszku" Moliera (debiutującej w Polsce reżyserki Ewy Rucińskiej) oraz "Prędko, prędko..." na podstawie dwóch sztuk Aleksandra Fredry (reż. Mikołaj Grabowski).

- Można sobie wymarzyć, żeby w jednym sezonie zagrać u tylu wybitnych reżyserów - podkreśla aktorka.

Twierdzi, że Teatr Żeromskiego buduje coraz lepszą markę w kraju. - Jeździmy na wiele prestiżowych festiwali, a to oznacza zainteresowanie spektaklami. To także wspaniałe promowanie miasta. Dużo się mówi o naszym teatrze. Zwłaszcza po tym sezonie. Dochodzą mnie nawet słuchy od kolegów, że trochę nam zazdroszczą - podkreśla.

Przyznaje, że najtrudniejsza była dla niej sztuka "1946", opowiadająca o pogromie kieleckim. - Ten spektakl jeszcze do tej pory we mnie siedzi. To niesamowite, jaką jesteśmy tam grupą, jak się wspieramy. Remik często przyjeżdża do nas i cały czas daje nam nowe uwagi - mówi Anna Antoniewicz.

Zagrać przed kamerą i w... piłkę ręczną

Powoli poznaje miasto. - Początkowo wiedziałam tylko, gdzie są ulica Sienkiewicza, rynek oraz jak dojść z teatru na dworzec - wspomina.

W wolnym czasie ćwiczy pole dance, gra w squasha, a także chodzi na mecze szczypiornistów Vive. - Chciałabym jeszcze zagrać w piłkę ręczną. Byłoby ciekawie, gdybyśmy stworzyli w teatrze taką drużynę. Bardzo chętnie zagrałabym też z zawodnikami Vive - podkreśla.

Anna Antoniewicz wystąpiła też w filmach, m.in. w kilku odcinkach emitowanego w Polsacie serialu "Pierwsza miłość", w epizodycznej roli w filmie "Volta" w reżyserii Juliusza Machulskiego oraz w nagrodzonym kilkoma nagrodami krótkometrażowym "Hyclu" Darii Woszek. Miał on nawet szansę na nominację do Oscara.

- Jeszcze dobrze nie poznałam pracy z kamerą, brakuje mi tego doświadczenia. Wolę jednak scenę, na niej czuję się lepiej. W przyszłości chciałabym łączyć pracę na scenie i w filmie - opowiada aktorka.

Na razie nie planuje jednak zmiany teatru. - Mój dom jest teraz w Kielcach - podkreśla.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji