Artykuły

"Ferdydurke" Scena na Woli

"Ferdydurke" Witolda Gombrowicza w reż. Magdaleny Miklasz, koprodukcja Teatru Malabar Hotel i Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem widza.

FERDYDURKE Witolda Gombrowicza w reżyserii Magdaleny Miklasz to retuszowany ostrym emocjonalnie kolorem sen polskiego inteligenta, wiwisekcja zdziecinniałego mężczyzny uwięzionego w traumie swojej słabości, niepewności wiecznego dojrzewania, podsycania gotowości do buntu przeciw upupiającemu jednostkę światu, który ją permanentnie testuje, kształtuje, doświadcza, urabia. Stwarza na własny obraz i podobieństwo. To podświadomość alarmująca wizualnie o przemocy każdej kultury, religii, ideologii, rodziny, systemu, układu, kontekstu. O tym wszystkim, co uprzedmiotawia/ stąd manekiny, lalki duże i małe, okaleczone, obnażone, rozpadające się/, atakuje /stąd pojedynki, potyczki, walki/, zabija indywidualizm czyli to, co stanowi o wyjątkowości, niepowtarzalności, wartości dodanej każdego człowieka. Sztuka jest o jego lęku przed utratą swojej istoty. O walce o samego siebie. O konfrontacji JA z MY. Z innym, obcym, niekompatybilnym, niechcianym, narzucanym.

Przerysowana przeładowanym kiczem rzeczywistość horroru dusi, tłamsi, pochłania bohatera, który multiplikuje się w pantomimicznych wcieleniach. Jakby potrzebował wspomagania, wzmocnienia do celów ochronnych, obserwacyjnych, badawczych z konieczności zwielokrotnionego, sklonowanego JA. By przetrwać, by obronić swój punkt widzenia, swoją intelektualną, mentalną konstrukcję wizji świata, kod wsobnej wrażliwości. By uzasadnić swoje przerażenie napierającą zawsze i wszędzie opresją zastanych, zużytych, starych struktur. By nie zrezygnować, uratować, ocalić siebie. Dlatego ją rozbraja ironią, neutralizuje ośmieszeniem, wizualizacją wynaturzenia, przerysowania, karykatury, uwalnianiem we śnie. Sztuka jest tu nieustającą psychoanalizą przepracowującą wszystko, co niszczy napędzający rozwój, wolność, niezależność, co stanowi siłę umysłu, ciała i ducha człowieka. Pokazuje, że nie sposób przed tym uciec, tej konfrontacji uniknąć. Bój o siebie toczy się cały czas. Nadaje sens życiu, choć je ekstremalnie udziwnia, dręczy nieprzerwanie. Zasysa jak bagno, zalewa falą glutów, wydzielin, ekskrementów, śmieci na pozór niegroźnych, obłych, pastelowych. Przywracając obrazy minione, zaprzeszłe, umarłe, które nie chcą zniknąć, odejść, przepaść.

Gombrowicz buntuje się. Świadomie posługuje się podświadomością. Wyraża niezgodę na utratę niewinności, wtłaczanie w przeciętność, wieczne przyprawianie gęby, los kameleona. Twórcy spektaklu to wykorzystują. Józio Waldemara Barwińskiego jest zalęknioną przeciętnością, smutną zwyczajnością chłopięctwa, dojrzewającego do niezależności samookreślenia. Broni się przed szarością odpychającej rzeczywistości, choć ta śniona: kolorowa, chaotyczna, zabałaganiona, jeszcze bardziej męczy, więzi, straszy i też nie ma przed nią ucieczki. Jakby ideał był nieosiągalny, ciągle oddalający się, zagrożony. Miętus Marcina Bikowskiego to instynkt, dynamika, naturalność, wolność, przekora, pierwotna energia. Demon sprzeciwu, potwór buntu. Syfon Mateusza Webera to archetyp mu przeciwstawny znamionujący konserwatywny obraz świata. Profesor Łukasza Wójcika, przedstawiciel instytucjonalnego systemu kształtowania postaw i zachowań, narzuca restrykcyjny, sztywny dryl wychowania, edukacji, kontroli. Koduje, przeprogramowuje, ujednolica jednostki systemem wdrażanych nakazów i egzekwowanych kar, narzuca schematy myślenia. Staje się Józia wewnętrznym głosem egzekutora, prześladowcy. System społeczny z ogromną siłą wymusza na jednostce przyjmowanie póz, akceptowanie mód, poprawność/scena na wsi, karykatura ziemiaństwa, świetna scena salonowa na stancji u Młodziaków/. Hipokryzję, kłamstwo, obłudę. Ta nie może wyrzec się kamuflażu, musi przybierać barwy ochronne. Człowiek indywidualny, samotny skazany jest na zawarcie kompromisu. Wybiera pomiędzy tym, czego nie jest w stanie zmienić, a tym czego pragnie, o czym marzy, śni, kim naprawdę jest.

W FERDYDURKE Gombrowicz opisał dramat niemożności otwartego, swobodnego bycia sobą w świecie, który człowieka brutalnie gwałci, krok po kroku systemowo zniewala, nieustannie kontroluje, monitoruje, traumatyzuje swoją dyktatorską strukturą i terroru formą. Spektakl komediowo, barwnie neutralizuje porażkę jednostki, sprawiając że ta prawda nie przytłacza jednoznacznie, beznadziejnie, negatywnie, złowieszczo. Choć wiemy, dobrze wiemy, że w istocie taka jest. Dramatopisarz nam mówi swoim inteligentnym, błyskotliwym językiem poety, erudyty, intelektualisty, dzielnie przebijającym się przez sugestywną, wywołującą fizjologiczne odruchy organizmu scenografię, że żyjemy w napastliwym, bezwzględnym matriksie, który na wiele wyrafinowanych sposobów przerabia nas na swoje interesowne, upupiające podobieństwo, przyprawia nam nie niejedną gębę, nakłada maskę na maskę. Dogrzebanie się do tego, kim naprawdę w istocie jesteśmy to program na całe życie, konieczność powrotu do źródeł samego siebie. Na pewno nie boska a ludzka komedia. Syzyfowa praca. Sens usensowiany. Finezyjna, podstępna gra. Taniec w ciemnościach. Nurkowanie do dna Rowu Marańskiego. Dlatego Gombrowicz wielkim dramatopisarzem jest. Spektakl to tylko dobitnie, dzięki imponującej, komediowej grze aktorskiej całego zespołu/jednak dodatkowe brawa dla Magdaleny Smalary, Marcina Bikowskiego/, wywołującej nudności, o co, jak sądzę, chodziło!, scenografii Katarzyny Borkowskiej, precyzyjnie przemyślanych, celnie uwspółcześnionych kostiumów Pauli Grocholskiej, udanej reżyserii Magdaleny Miklasz podkreślił. Bardzo konsekwentnie, nieodczuwalnie długo uprzytomniał. Wtłaczał w głowę. Wbijał w serce. Plastycznością, dynamiką obrazów przekonywał. Duchem świętej misji sztuki uwodził. Bawił. Skutecznie.

Ta interpretacja FERDYDURKE jest lekka, komediowa, zmysłowa. Ma ognisty, piekielny kolor żądzy władzy nad samym sobą. Płonie. I spala nadzieję na to, że każdy z nas, osobny, szczery i do bólu prawdziwy, uwolni, zmieni, urealni obraz świata, tego samego ciągle świata.

FERDYDURKE WITOLD GOMBROWICZ

adaptacja:Maciej Podstawny

reżyseria: Magdalena Miklasz

scenografia: Katarzyna Borkowska

kostiumy: Paula Grocholska

muzyka: Anna Stela

lalki: Marcin Bikowski

asystent reżyserki: Michał Karwowski

Obsada:

Waldemar Barwiński - Józio

Anna Gorajska - Zuta, Myzdral, Kopyrda, Hurlecka

Magdalena Smalara - Młodziakowa, Pyzo

Mateusz Weber - Syfon, Walek

Łukasz Wójcik - Pimko, Hurlecki

Marcin Bartnikowski - Młodziak, Hopek, Sługa Franciszek

Marcin Bikowski - Miętus

Anna Stela - Uczennica Zosia

premiera: 29.06.2018

Koprodukcja Teatru Malabar Hotel i Teatru Dramatycznego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji