Artykuły

Festiwal "Dwa Teatry" jest już niemal na finiszu. Jeszcze tylko w poniedziałek spotkania z laureatami tegorocznej Wielkiej Nagrody Festiwalu - Barbarą Krafftówną i Franciszkiem Pieczką, a potem rozdanie nagród. Nawet mniej wprawny obserwator mógł zauważyć, że spotkania z gwiazdami na żywo cieszyły się większym zainteresowaniem, niż same spektakle.

- Mam do pani milion pytań. Bo ja panią uwielbiam. Znam pani wszystkie role. Wiem, że cechą ludzi wielkich jest skromność. Ale pani jest zbyt skromna - usłyszała Danuta Stenka od jednej z wielbicielek podczas spotkania z gwiazdami. To był dzień hołdów. Nie tylko pod adresem tej aktorki. Także Małgorzata Kożuchowska i Halina Łabonarska usłyszały wiele głosów uwielbienia.

Festiwal "Dwa Teatry" jest już niemal na finiszu. Jeszcze tylko w poniedziałek spotkania z laureatami tegorocznej Wielkiej Nagrody Festiwalu - Barbarą Krafftówną i Franciszkiem Pieczką, a potem rozdanie nagród.

Nawet mniej wprawny obserwator mógł zauważyć, że spotkania z gwiazdami na żywo cieszyły się większym zainteresowaniem, niż same spektakle. Chociaż w nich też nie brakowało wspaniałych aktorów. Były jednak wyjątki. Najbardziej oblegany tym razem był "Pan Jowialski", w reżyserii Artura Żmijewskiego. Ale po pierwsze to Fredro, a po drugie to doborowa obsada. Zagrali m.in: Danuta Stenka, Anna Dymna, Tomasz Kot, Adam Ferency i Krzysztof Globisz.

Danuta Stenka podczas spotkania z publicznością w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie opowiadała m.in. o swojej roli w "Pani Jowialskim". Na pytanie - co jest takiego fantastycznego w tym spektaklu, odparła: - współczesny nerw wszczepiony we Fredrę, kostium i język z epoki ale rytm opowiadania współczesny. No i muzyka do spektaklu skomponowana przez Włodka Pawlika (laureata Grammy).

Mówiła też o swoim monodramie "Koncert życzeń" [na zdjęciu], w którym przez cały spektakl nie wypowiada ani jednego słowa. Ale mimo, że jest to spektakl na granicy ryzyka - bo wiele osób może się znudzić takim "niemym" występem, to jednak na niektórych widzów zadziałał jak zmiana zwrotnicy. Mocno ich poruszył.

Z sopocką publicznością "Dwóch Teatrów" spotkała się też Halina Łabonarska. Przyszło mniej widzów, niż na spotkanie ze Stenką czy Kożuchowską. Aktorka, którą można było ostatnio oglądać w "Koronie królów" jako królową, żonę Łokietka, przypomniała, że Gdańsk jest dla niej szczególny, bo tu się urodziła i chodziła do szkoły podstawowej, a w Gdyni do liceum. - To miejsce dla mnie wyjątkowe, bo wszystko zaczęło się tutaj - mówiła.

O swojej serialowej królowej, powiedziała, że to była dla niej wymarzona bohaterka. Wcześniej grała angielską królową i carycę, grywała hrabianki i księżne. Ale polska królową zagrała po raz pierwszy.

Podczas tego spotkania z publicznością dużo mówiono o wierze. Jeden z uczestników dziękował Łabonarskiej za to, że tak publicznie i odważnie mówi o Bogu i o tym jak mocno wierzy.

Jeszcze inaczej przebiegało spotkanie z Małgorzatą Kożuchowską, która nie tylko opowiadała o swojej bohaterce ze spektaklu "Wojna - moja miłość", w którym zagrała agentkę Krystynę Skarbek.

Mówiła też, że już w 6 klasie szkoły podstawowej powiedziała w domu - ja będę aktorką. Nikt tego wtedy nie potraktował poważnie. Chociaż tata, jak wspomina, bardzo się ucieszył i potem powtarzał: - O, to nasza Modrzejewska będzie.

Opowiadała też o najnowszej roli w filmie Patryka Vegi "Plagi Breslau". Gra w nim policjantkę, obsadzoną "nie po warunkach". - Kiedy zobaczyłam Pitbulla Patryka, pomyślałam - o kurczę, pojawił się ktoś, kto ma jaja. To była kompletnie nowa jakość, postaci bardzo wyraziste, idące "po bandzie". I dalej mówiła: - A ja jestem aktorką, która wkładana jest do szuflady. I wychodzenie z tej szuflady czy może raczej z kartonów zajęło mi ostatnio wiele czasu. Nie wiem zresztą, czy do końca z nich wyszłam. Dlatego potrzebowałam zmiany - stwierdziła.