Artykuły

Jerzy Stuhr: W szkole teatralnej uwagi były tylko negatywne

- Ojciec mi powiedział, że zawód zdobędę gdzie chcę, ale uniwersytet da mi wykształcenie. Do dziś jestem mu za to wdzięczny. Uniwersytet mnie ukształtował! O swoich korzeniach, życiu na prowincji, studiowaniu, o autorskiej definicji aktorstwa i o tym dlaczego Patryk Jaki nie byłby dobrym aktorem, opowiada Jerzy Stuhr, jeden z najpopularniejszych polskich aktorów, żywa legenda kina. Reżyser, profesor sztuk teatralnych i pisarz.

Soczyste opowieści, przezabawne anegdoty i sentymentalne wspomnienia zawarł Jerzy Stuhr w wydanej w ubiegłym roku książce "Moje smoki na dobre i złe". Jednak podczas spotkań autorskich z tym wybitnym aktorem dowiedzieć się można jeszcze więcej, na przykład tego, jak powstał utwór "Śpiewać każdy może" podczas festiwalu piosenki w Opolu w 1977 roku. Słowa do niego napisał pod wpływem impulsu Jonasz Kofta. - Siedzieliśmy z Koftą w hotelu Opole. Druga w nocy, Syrewicz [kompozytor, red.] coś brzdąkał na fortepianie. Mówię do Jonasza, że jutro muszę coś na końcu festiwalu zapowiedzieć, że fajnie chcę zakończyć, a on wziął serwetkę ze stołu i mówi "chwileczkę..." - opowiada Jerzy Stuhr.

- No i za chwilę już wyliśmy "Śpiewać każdy może" do fortepianu w hotelu Opole. Na drugi dzień wyłem to też w amfiteatrze i chcieli mi za to nawet grand prix dać - śmieje się. - Dzięki tej piosence stałem się "wesołkiem PRL-u".

Odtwórca kultowej roli Maksa Paradysa w "Seksmisji" chętnie opowiada też o swoich przodkach, którzy do Krakowa przyjechali z Austrii w 1879 roku, a także o młodości spędzonej w Bielsku-Białej.

A Kiepura to był taki cham z Sosnowca...

- Aura artystyczna w naszym domu panowała zawsze, dbała o nią babcia, która w młodości była śpiewaczką. Na przełomie XIX i XX wieku studiowała w szkole prywatnej sopran dramatyczny, czyli mogła śpiewać np. "Halkę" - mówi Jerzy Stuhr.

- Babcia uczyła się razem z Janem Kiepurą. Gdy ją o niego dopytywałem, to ona machała ręką i mówiła: "A to był taki cham z Sosnowca! Podszczypywał nas, klepał po pupie...". No, takie miała zdanie o największym polskim tenorze...

- Ona rozpoczynała karierę, potem wyszła za mąż za oficera wojska polskiego, a przedtem austriackiego. Mąż do niej powiedział: "O nie, żeby żona polskiego oficera artystką była... To niemożliwe, proszę przestać". Babcia miała też wykształcenie pedagogiczne, więc była też bardzo dobrą nauczycielką, nawet na emeryturze.

- To ona pierwsza zaprowadziła mnie do jednego z najstarszych kin w Krakowie. A gdy dziadkowie jeździli co sobotę do Wiednia, bo z Bielska-Białej to było tak blisko jak do Krakowa, to ja z mamą byłem co sobotę albo w teatrze albo w operze. Bielsko było bardzo prowincjonalne wtedy.

Zawsze chciałem być aktorem

- Moja nauczycielka zadawała dużo nauki na pamięć, np. wiersze. Przy całej mojej nieśmiałości, ona zauważyła, że gdy zaczynam mówić wierszyk, staję się pewniejszy, mądrzejszy i się już nie boję. Trzeba dodać, że pracowała co prawda w komunistycznej szkole, ale była wykształcona przed wojną. I ona to we mnie podsycała, w tym kierunku popychała. Często zaglądałem do teatru w Bielsku i raz akurat potrzebowali dzieci na statystów do "Dziadów" Mickiewicza. No i tak się zaczęło, złapałem bakcyla - mówi.

Wybór szkoły teatralnej wydawał się naturalną drogą, ale wybitny dziś aktor najpierw trafił na polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. - Przed maturą ojciec wziął mnie na rozmowę: "Synu, jest taka tradycja w naszej rodzinie, że mężczyźni studiują na Uniwersytecie Jagiellońskim. Bardzo cię o to proszę. Wydział wybierz, jaki chcesz". I to był koniec rozmowy, nie było dalszej dyskusji - mówi. - Ojciec mi powiedział, że zawód zdobędę gdzie chcę, ale uniwersytet da mi wykształcenie. Do dziś jestem mu za to wdzięczny. Uniwersytet mnie ukształtował.

Bohater spotkania opowiadał o metodach nauczania swoich profesorów, m.in. o Jerzym Jarockim.

- Szkoła teatralna u Jarockiego, trzeci rok. Zmagałem się z monologiem Henryka w "Ślubie" Gombrowicza. Przetrudne! Nie idzie mi, Jarocki siedzi wykrzywiony, pali papierosa za papierosem i nagle mówi: "Wie pan co... Skreślmy ten monolog. Pan go nigdy dobrze nie powie, pan nie ma tego typu wrażliwości...

Hejt towarzyszył mi całe życie

- Boże, jak to zabolało! Ja chciałem być przecież artystą! Jarocki jednak wiedział, do kogo mówi. Poprosiłem o jeszcze jedną próbę, a w oczach miałem mord... On to wiedział, że mówi do człowieka, który taką uwagę przekuje w zwycięstwo. Tak nas wtedy wychowywali! Uwagi były tylko negatywne. Oni wiedzieli, że my pójdziemy w życie i już zawsze będziemy na cenzurowanym. Co wieczór będziemy oceniani, co wieczór każdy będzie mógł wszystko o nas napisać - dobre i złe. A to złe musimy znieść i przekuć w zwycięstwo. To dlatego dobrze znoszę hejt, on towarzyszył mi całe życie: te złe recenzje, brak wrażliwości... Ja to dobrze znoszę, ale mój syn już gorzej, może dlatego, że za bardzo się wystawia? - żartuje.

Czym jest aktorstwo?

- Chwalę się tą definicją, wymyśliłem ją po latach - zaznacza. - To umiejętność zapamiętywania w sobie i u innych pewnych stanów nerwowych i odtworzenia ich na zawołanie. Umiejętność zapamiętywania emocji lub ich efektów nie jest łatwa. Podpatruję więc ludzi, ich reakcje, chcę je zapamiętać, a potem umieć "zmałpować" i odtworzyć na zawołanie - tłumaczy. - Bycie artystą na zawołanie dużo kosztuje, gdzieś w końcu odbije się na zdrowiu. Ale ja wciąż mam niesłychaną chęć wypowiadania się. Chcę mówić do ludzi: mądrzej, śmieszniej, to mnie trzyma przy życiu. Chcę być dla was, ale często niestety dzieje się to kosztem najbliższych. To nie jest tak, że miłością można się podzielić. Nawet jak byłem w domu, bywałem nieobecny.

Patryk Jaki w oczy nie spojrzy

- W filmie nie przygotowuję się długo do roli. Wystarczy, że nauczę się tekstu, pogadam z reżyserem, przyjdę na plan, raz muszę zobaczyć przestrzeń. Drugi bodziec to jest partner lub partnerka. Jeśli ma odwagę głęboko spojrzeć mi w oczy i zacząć mówić tą fikcją i mocno w to wierzy, to ja zaczynam być artystą, również patrzę głęboko w oczy. Oboje wiemy, że to fikcja, ale wierzymy w nią jak dzieci! - wyjaśnia.

- Ta umiejętność wejścia w świat fikcji w 12., 13. czy 14. roku życia człowieka zanika. Zaczynamy się wstydzić. A aktor to ktoś, kto nigdy się nie wstydzi. Iluż miałem partnerów, z którymi nie zagrałem, bo nie patrzyli w oczy. Politycy też mają z tym problem. Patryk Jaki na przykład nigdy w oczy nie spojrzy - dodaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji