Artykuły

W cieniu dojrzewajacych córeczek

Lektura Dziennika młodej Zofii Nałkowskiej bywa zabawna i irytująca jed­nocześnie. Sięgamy po niego zazwyczaj już po lekturze Medalionów czy Granicy, z narzuconym przez szkołę wizerunkiem eleganckiej, nobliwej damy w futrze, bo to właśnie zdjęcie Nałkowskiej oglądaliśmy niezliczoną ilość razy w klasie, gdzie analizowane były oba utwory. Czytanie Dziennika z tym obrazem przed oczami może być dość zaskakujące. Dlatego interesującym pomysłem jest kolejne przedstawienie Teatru Dramatycznego w cyklu Młoda Scena, przeznaczonym dla młodszych widzów. Małgorzata Głuchowska przygotowała tutaj Córeczki, bazując przede wszystkim na zapiskach Nałkowskiej i przerzucając most porozumienia między pensjonarką przełomu XIX i XX wieku a współczesnymi, również piszący­mi. dziewczynami. Może to nietypowe spojrzenie,jeszcze przed przyswajaniem lektur szkolnych, pozwoli zdjąć z Nałkowskiej odium uznanej, ale powiedzmy to szczerze, nieco nudnawej dla licealistów pisarki i odkryć na nowo jedną z postaci ważnych dla rozwoju polskiego feminizmu. Małgorzata Głuchowska i Justyna Lipko-Konieczna przygotowując scenariusz Córeczek, znalazły klucz do odczytania Dziennika w jego śmiesznej, chwilami roz­czulającej "dziewczyńskości" podbudowanej jeszcze klimatem epoki Młodej Pol­ski. Szesnastoletnia Zofia Nałkowska może mieć wielkie ambicje literackie, być gwiazdą pensji, publikować pierwsze wiersze i obracać się w świetnym intelek­tualnie środowisku Warszawy, ale pozostaje ciągle nastolatką, nawet jeśli przed­wcześnie dojrzałą. Kolejne strony Dziennika będzie więc poświęcać własnemu wyglądowi, pierwszym zauroczeniom i wakacyjnym flirtom, z egzaltacją skupia­jąc się na drobiazgach, które dorosłemu czytelnikowi wydają się śmieszne, a dla szesnastolatki stanowią kwestię życia lub śmierci. Czytelnik Dzienników niejedno­krotnie może mieć poczucie obcowania z kilkoma kompletnie różnymi osobowo­ściami. W spektaklu Głuchowskiej Nałkowską "grają" cztery amatorki, wybrane w drodze castingu. Agnieszka Hajkiewicz. Lan Pham. Kasia Wąsikowska i Kasia Zimowska to dziewczyny, które łączy z Nałkowską przede wszystkim potrzeba pisania. Nie muszą jednak, jak ona czekać niecierpliwie na publikację w uzna­nym czasopiśmie. Środowiskiem naturalnym jest dla nich sieć, blogi. Twitter czy Facebook. Wydają się wolne od uprzedzeń i zahamowań typowych dla kobiet przełomu XIX i XX wieku. Dzięki sieci i innym mediom mają aż zbyt szeroki do­stęp do odpowiedzi na wszystkie pytania okresu dojrzewania. Ale czy lęk przed odrzuceniem, skłonność do ulegania szybkim fascynacjom i równie szybkim roz­czarowaniom nie pozostają, mimo upływu lat, takie same?

Córeczki wyrastają z ducha pierwszych młodopolskich kabaretów, między in­nymi tego rodzącego się w warszawskiej pracowni malarskiej Leona Kaufmana. gdzie Nałkowska czytała swoje teksty obok Cezarego Jellenty czy Tadeusza Ulanowskiego. Literacko chwilami przypominają zestaw dla nieco mniej grzecznych, dojrzewających i poszukujących, dziewczynek. Głuchowska i Lipko-Konieczna w biblioteczce Córeczek ustawiły obok siebie Dzienniki i skandalizujące powieści Colette. która pojawia się w spektaklu jako ekscentryczna performerka. Są tu poezje zbuntowanej Marii Komornickiej i dramat W sieci Jana Augusta Kisielew­skiego. z którego stron wyskakuje Szalona Julka. Są teksty Charlesa Baudelaire'a i Tadeusza Micińskiego - literackich guru Młodej Polski. Jest wreszcie portret ete­rycznej mówiącej niezrozumiałym językiem, obcej Dagny Juel Przybyszewskiej, o podobieństwie do której pisze (najwyraźniej zadowolona z tego porównania) Nałkowska. Choć w młodopolskim środowisku artystycznym zdecydowanie przeważali mężczyźni. Głuchowska odwraca ten układ. W Córeczkach to mężczyźni są tłem dla kobiet. W przedsionku kawiarni, gdzie rozpoczynamy podróż w świat pen­sjonarek. napuszoną i pełną pozytywistycznych frazesów mowę o płci żeńskiej wygłasza Wacław Nałkowski (Henryk Niebudek). Szybko traci zainteresowanie widowni na rzecz czterech rozchichotanych dziewczyn wyglądających zza zasłony oddzielającej wejście do kabaretu. Rezy­gnując z podziału na scenę i widownię, sadzając publiczność w bezpośredniej bliskości aktorów. Głuchowska włącza nas do tego spisku, znosi dystans, choć jednocześnie zachowuje granicę. Mężczyźni stają się w Córeczkach obiektami cielesnej fascynacji, jak efektownie prę­żący się na klatkach tworzących skromną scenografię Adam Graczyk, uosabiający bezimienne. Wszystkie miłości Zofii Nałkowskiej, albo ża­łosnymi histerykami zamkniętymi w świecie własnych obsesji, jak Stanisław Przybyszewski (Marcin Tyrol). Zimna i efektowna Dagny (Na­talia Kalita), w rzeczywistości ofiara męża w spektaklu Głuchowskiej, choć pozbawiona możliwości porozumienia, zdecydowanie nad nimi góruje. Z uśmiechem pobłażania pochyla się nad przerażonymi ciele­snymi zmianami pensjonarkami, wobec krzyków męża obojętnie zjada kolejne ciastko. Nie wzruszą jej usiłujący przekomarzać się z pensjo­narkami Młodzieńcy Dekadenci. którzy w reżyserskiej wizji zmieniają się w pusto uśmiechnięty, pretensjonalny chór rewelersów. mających jeden cel: uwieść wchodzące w świat dziewczęta. Z pogardą przysłu­chuje im się Maria Komornicka (Joanna Drozda), zbuntowana przeciw kobiecej roli narzuconej jej przez społeczeństwo. Wyraźny sygnał do odczytywania Córeczek daje już plakat do spektaklu. Ta sama kobieca sylwetka stopniowo ukazywana jest bez kolejnych części ubrania, wreszcie pojawia przed widzem naga. Bo­haterki przedstawienia Głuchowskiej nieustannie walczą z ogranicze­niami narzucanymi im przez ciało i strój. W finałowej scenie każda z pensjonarek zrzuci stylową, ale krępującą ruchy sukienkę, wejdzie w dzisiejsze, codzienne ubranie, wykrzykując, czego naprawdę chce od świata i od siebie samej. Performerka Colette wije się wężowy­mi ruchami po blacie kawiarnianego baru. traktując ciało jak narzę­dzie do uwodzenia i niszczenia mężczyzn. Komornicka zamknięta jest w cielistym gorsecie, podkreślającym kobiece kształty i jednocześnie będącym dla niej więzieniem. I to ona w walce z ciałem idzie najdalej: znęca się nad nim. w geście odrzucenia wyłamując sobie zęby. Dopiero ból i krew pozwala jej zrozumieć, kim jest naprawdę. W poszukiwaniu własnej tożsamości bohaterowie spektaklu są jak pensjonarki, rozbite na kilka osobowości, nieustannie podlegające zmianom. Jan August Kisielewski (Piotr Polak), lekko zblazowany król dekadentów w zielo­nym aksamitnym fraku, ulegnie stworzonej przez siebie Szalonej Julce Chomińskiej. Jego monolog, egzaltowana analiza Szalu uniesień Wła­dysława Podkowińskiego. pozwala aktorowi stworzyć małe arcydzieło komicznego epizodu, skrywające drugie dno. Trudno bowiem nie ze­stawiać barwnych postaci młodopolskiego kabaretu z ich autentyczny­mi biografiami. Talent Kisielewskiego skończył się na zaledwie trzech dramatach, a fascynująca osobowość bon vivanta cyganerii okazała się zbyt słaba, żeby walczyć z kolejnymi atakami choroby psychicznej. Szalona Julka opętała swojego stwórcę. Wśród tego dekadenckiego szału nikną w pewnym momencie postacie czterech pensjonarek, jakby przerażonych rozpętanym przez siebie pandemonium. Bardziej obserwują niż wchodzą w interakcje z kolejnymi postaciami. Tropią wzory zachowań, inspiracje, kobiecość i męskość w różnych wydaniach. Dorastają, choć jednocześnie pozo­stają niewinne. Dopiero w finale odzyskają prywatny głos. Własnymi słowami, wzmocnionymi przez megafon, będą mogły opowiedzieć o sobie, a przynajmniej próbować określić się prostymi formułami: jestem blogerką. jestem poetką, studentką, licealistką, koleżanką. Wybić własną tożsamość, może nieporadnie, naiwnie, ale z autentycz­nością odbijającą się tym bardziej wyraziście na tle przerysowanych bohaterów modernistycznego kabaretu.

Głuchowskiej udało się stworzyć spektakl złożony jak pudełko z kolejnymi niespodziankami w środku. Zabawny dla wielbicieli Mło­dej Polski tropiących zagadki literackie i artystyczne ukryte w scena­riuszu. Ożywczy dla licealistów zmęczonych klasycznie szkolną analizą utworu literackiego. Kpiący lekko i przewrotny wobec klimatów finde-siecle'u, ale jednocześnie pozostający pod jego mocnym urokiem. Założenia Młodej Sceny zostały w nim spełnione z nawiązką, bo rów­nież widzowie, którzy już dawno mają za sobą męki okresu dojrzewa­nia. znajdą w nim coś dla siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji