Artykuły

Festiwal, festiwal i... po festiwalu

XLVI Kaliskie Spotkania Teatralne podsumowuje Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej Gazecie Poznańskiej.

Objawienie pani Małgorzaty

Blisko 20 nagród i wyróżnień aktorskich, zarówno indywidualnych jak i zespołowych, a także nagród specjalnych, przyznanych przez jury, dziennikarzy, publiczność i okazjonalnych sponsorów (patrz werdykt) - zebrali uczestnicy 46 Kaliskich Spotkań Teatralnych. Ale tak naprawdę kaliski festiwal wygrała jedna niezwykła aktorka...

Renesans monodramu?

Małgorzata Rożniatowska [na zdjęciu] popularność zdobyła dzięki telewizyjnemu serialowi "Złotopolscy", ale w teatralnych rankingach jej nazwisko jeszcze do niedawna praktycznie nie istniało. Aktorka objawiła się nam w monodramie Remigiusza Grzeli "Uwaga złe psy" w reżyserii Michała Siegoczyńskiego, zbudowanym na kanwie tragicznych losów Jerzego Szaniawskiego - niegdyś modnego, a dziś już zapomnianego, dramaturga, którego pod koniec życia odcięła od świata i zadręczyła na śmierć psychicznie chora żona. To właśnie ona spokojnym, wyważonym tonem z niesamowitą logiką opowiada tę porażającą historię, nie dostrzegając w niej cienia własnej winy. Jej szaleństwo jest głęboko ukryte, choć chwilami objawia się w całym swym okrucieństwie. Aktorka operując niezwykle oszczędnymi środkami, nie opuszczając nawet na chwilę swego miejsca za stołem, trzyma w napięciu publiczność przez 45 minut! Co w tym roku nie udało się żadnemu innemu teatrowi.

Kunszt aktorski Rożniatowskiej zarysował się jeszcze wyraźniej w porównaniu z innymi serialowymi "gwiazdami", które - jak się wyjaśniło w Kaliszu -potrafią grać już tylko do kamery, a nie do żywej widowni. Jej talent zabłysnął mocno także na tle drugiego, prezentowanego w tym samym dniu monodramu "Niżyński", opartego na losach i autentycznych zapiskach znanego tancerza. Spektakl z pozoru bardzo atrakcyjny (z elementami tańca i filmu), okazał się kompletnym nieporozumieniem. (Aż trudno uwierzyć, że "Dzienniki" tego niezwykłego artysty mogą być tak puste!) I chyba tylko głęboko emocjonalnym stosunkiem młodej widowni do legendarnego tancerza można tłumaczyć owację na stojąco, jaką zgotowano młodemu łódzkiemu aktorowi, a także przyznaną mu nagrodę publiczności.

"Ślub" i inne wizje

Najwyższą festiwalową nagrodę, Grand Prix dla Małgorzaty Rożniatowskiej (potwierdzoną też nagrodą dziennikarzy), festiwalowa publiczność przyjęła z dużym aplauzem. Podobnie jak i drugą Grand Prix dla Sławomira Maciejewskiego który z podobną prostotą zagrał rolę Henryka w spektaklu "Ślub" z Teatru W. Horzycy w Toruniu. To zdumiewająco piękne widowisko zrodziło się w wyobraźni estońskiego reżysera Elmo Nuganena, któremu kompletnie nieznana była polska tradycja inscenizacji dramaturgii Gombrowicza. Tak powstał "Ślub" bliższy marzeniom sennym niż nocnym koszmarom. Genialnym pomysłem okazało się też zaproszenie do udziału w spektaklu litewskiego aktora, Vladasa Bagdonasa, który urzekł widownię i jury (nagroda) wyrazistą kreacją i piękną polszczyną z kresowym akcentem.

Niezwykłą urodą i klimatem scenicznym, a zarazem znakomitą grą zespołową (dostrzegli to też jurorzy) wyróżniał się także spektakl "Lacrimosa" w reżyserii Grzegorza Brala, pokazany w ostrowskiej synagodze (świetne miejsce!) przez Teatr Pieśń Kozła z Wrocławia. Spektakl stworzony z muzyki, tańca, śpiewu i innych niezwykłych gestów, dźwięków, symboli czy rytuałów; bogaty w wątki, sensy i znaczenia - jedna wielka metafora odwiecznych ludzkich fobii i obsesji, fanatyzmu i nietolerancji, lęków i udręczeń.

Szkoda jednak, że jury nie doceniło podobnego w klimacie opolskiego spektaklu "Ifigenia w Aulidzie" wg. Eurypidesa, gdzie znalazły się co najmniej dwie godne uwagi role, Leszka Malca i Macieja Namysło. A skoro już doszło do dyskusji z werdyktem, to dodam kolejne zastrzeżenia. Trudno zrozumieć, dlaczego obsypano nagrodami duszny i drętwy spektakl "Alina na zachód" z Teatru Dramatycznego w Warszawie, a także - jakby do końca nie wygraną -"Taśmę" z Teatru Konsekwentnego w Warszawie.

Klasyka lekko odświeżona

Z zagranicznych produkcji, które w tym roku odbierało się znacznie lepiej, zarówno ze względu na klasyczny repertuar, jak i lepsze (choć nadal niedoskonale) formy translatorskie -jurorzy obsypali nagrodami nowatorską inscenizację "Trzech sióstr" Czechowa z Węgierskiego Teatru Narodowego w Beregowie (Ukraina). Przedstawienie zyskało zresztą w Kaliszu dość niespodziewany finał, kiedy to odsłania się tylna ściana sceny, ukazując wielkie i pełne światła okno, za którym - jak wiadomo - rozciąga się cmentarz żołnierzy radzieckich. Tam właśnie, na to i monumentalne cmentarzysko historii spuszczona zostaje teatralną windą bagażową cała niepotrzebna już nikomu rosyjska inteligencja wraz ze swym niemodnym systemem wartości, na scenie zostaje prymitywna i cwana Natasza. Nie kwestionując decyzji jury w tej materii, chciałabym się jednak upomnieć o inne solidnie zagrane zagraniczne spektakle: "Wujaszka Wanię" Czechowa z Teatru Dramatycznego i Muzycznego w Brześciu (Białoruś) i "Zbrodnie i karę" wg. Dostojewskiego z Teatru Astorka w Bratysławie (Słowacja): a nawet o farsową "Kurkę" z Teatru Svandowo w Pradze (Czechy), a to z uwagi na żywiołową rolę Klary Cibulkovej.

Kaliszanie mogą być usatysfakcjonowani trzema nagrodami dla aktorów z obsady "Woyzcka", które nie były tylko ukłonem w stronę gospodarzy. A o samym festiwalu można powiedzieć najkrócej, że byłby znacznie lepszy, gdyby był... znacznie krótszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji