Artykuły

"Rigoletto", czyli zmarnowana szansa

"Rigoletto" Giuseppe Verdiego w reż. Paolo Bosisio w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Teatr Wielki w Łodzi. "Rigoletto" w reż. Paolo Bosisio to zmarnowana szansa. Warto przyjść, żeby z zamkniętymi oczami posłuchać pięknej muzyki Verdiego, bo jeśli w ogóle jest na co popatrzeć na scenie, to na kostiumy.

Ze wszystkich realizacji "Rigoletta", jakie widziałam, najbardziej zapadły mi w pamięć dwie: Pierre'a Audiego w operze wiedeńskiej, z Aleksandrą Kurzak jako Gildą, opuszczaną powoli w klatce na scenę - solidny, mieszczański teatr ze znakomitą rolą tytułową Ambrogio Maestriego, oraz dziwaczna inscenizacja ateńska: Nikos S. Petropoulos przeniósł akcję do Włoch Mussoliniego, tuż przed II wojną światową. Bardziej fortunny był nawiązujący do "Ojca chrzestnego" spektakl Jonathana Millera dla ENO, z księciem Mantui jako przywódcą gangsterów, który arię o rzekomej zmienności kobiet podśpiewuje do dźwięku wydobywającego się z szafy grającej. Kusiło, żeby opowieść o libertynie, cynicznym zwolenniku poliamorii, osadzić w kontekście akcji #MeToo. Zapowiadając, że "striptizu nie będzie", Paolo Bosisio odnosił się, jak sądzę, do inscenizacji Michaela Mayera w MET, w której akcja przeniesiona została do rozpustnego Las Vegas.

Teatr Wielki w Łodzi. Para poszła w kostiumy

Wspominam o tych spektaklach, bo dawno nic mnie tak nie rozczarowało, jak premiera "Rigoletta" w Teatrze Wielkim. Bardzo trzeba się postarać, żeby, dysponując takim materiałem, zrobić tak bezpłciowy, letni spektakl. Zgodnie z zasadą "niedrogo a efektownie", cała para poszła w historyczne kostiumy Zuzanny Markiewicz, pełne przepychu i zaprojektowane z dbałością o detale. Szesnastowieczną Mantuę udaje natomiast kilka kolumn, podest i zdobione bogato (styropianowe?) drzwi z kołatką.

Umowność do absurdu doprowadzona zostaje w scenie porwania Gildy, w której Rigoletto zastyga, trzymając w objęciach prowadzącą donikąd drabinę. Konia z rzędem osobie, która wyjaśni mi, dlaczego w spektaklu Bosisia błazen stracił garb (który kilkakrotnie pojawia się w libretcie! Rigoletto bez garbu jest jak Cyrano bez nosa), a okulał.

Niesprawiedliwością byłoby napisać, że Bosisio niczego nie wniósł do spektaklu. Arcydzieło Verdiego pozostaje przede wszystkim opowieścią o ojcowskiej miłości i wykradzeniu córki ukrytej przed światem (jak w "Jolancie" Czajkowskiego). Libretto "Rigoletta" powstało na podstawie dramatu Victora Hugo "Król się bawi". Wcale nie antymonarchizm jest godny dostrzeżenia, lecz pojawiający się później w "Nędznikach" apel o chrześcijańskie wartości, przede wszystkim przebaczenie - i ten aspekt reżyserowi udało się podkreślić. Gilda przerywa zaklęty krąg zemsty ("Jeśli jestem podły, to tylko z waszej winy" - mówi Rigoletto). Bosisio podkreślił to w swojej inscenizacji - zamiast rozpaczającego nad zwłokami córki Rigoletta, spektakl otwiera symboliczna scena prowadzenia córki na grób matki. Szmaciana lalka, którą trzyma mała Gilda, powraca w spektaklu jako znaczący rekwizyt testosteronowej zemsty - to kobiety muszą płacić męskie rachunki.

Wszystko rekompensuje muzyka

Zamysł inscenizacyjny to jedno, praca z solistami nad zadaniami aktorskimi - drugie. W "Rigoletcie" Bosisia gra tylko Andrzej Dobber (w tytułowej roli, znakomity w scenie błagania o oddanie córki). Najbardziej żal Edyty Piaseckiej (Gilda), która ma potencjał aktorski, ale w spektaklu Bosisia go nie wykorzystała. Irytują statyczne sceny zbiorowe i śpiewanie do publiczności.

Na szczęście wszystko rekompensuje muzyka. Przed premierą na scenę wyszedł p.o. dyrektora, Krzysztof Maciniak, żeby zapowiedzieć niedyspozycję odtwórcy roli księcia Mantui. Andrzej Dobber obudził się rzekomo bez głosu, ale "postanowił zaśpiewać, bo to jego pierwszy występ w Teatrze Wielkim w Łodzi". Nie wiem, czy to tylko kokieteryjna refutacja, ale Dobber był w dobrej formie. Nie zawiódł Marco Kim, głos może niezbyt donośny, ale o ładnej barwie. Edyta Piasecka dobrze poradziła sobie z niełatwym "Caro nome", wymagającym wysokiego tembru. Orkiestrę doskonale poprowadził Tadeusz Kozłowski.

Warto iść na ten spektakl choćby i po to, żeby z zamkniętymi oczami posłuchać dzieła, którego najpiękniejszą arią wcale nie jest najbardziej znana "La donna e mobile". Ze sceny wybrzmiały znakomite duety, tercety i "Bella figlia dell amore" (dla porównania można sobie obejrzeć na YouTube wykonanie Pavarottiego z wiekową już Sutherland i rozkoszną Isolą Jones, najlepszą Maddaleną).

"Rigoletto" to kolejna premiera Teatru Wielkiego, na której spotkali się dwaj dyrektorzy - p.o., Krzysztof Marciniak, obsadzony przez związki zawodowe oraz Paweł Gabara, który wygrał proces i formalnie nadal szefuje scenie, ale za bilet musiał zapłacić z własnej kieszeni. Na marginesie: jednym z argumentów za odwołaniem Gabary, wysuwanym przez związkowców, było niewykorzystywanie potencjału etatowych solistów i angażowanie śpiewaków gościnnych. Kto zaśpiewał w spektaklu premierowym? Trzy główne role: Andrzej Dobber, Marco Kim i Edyta Piasecka...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji