Artykuły

Winkelridem narodów to my nie jesteśmy

"Święto Winkelrida. Rewia narodowa" Marcina Cecko wg Jerzego Andrzejewskiego i Jerzego Zagórskiego w reż. Marcina Libera w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Po to dekonstruujemy polskość, by zobaczyć, czym jest - mówi bohater "Święta Winkelrida. Rewii narodowej", najnowszej premiery na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże. Ponadtrzygodzinny spektakl, poruszający dziesiątki ważnych tematów, ostatecznie grzęźnie w chaosie.

Punktem wyjścia realizatorów była niewystawiana w Polsce od ponad 30 lat, a napisana podczas wojny sztuka Jerzego Andrzejewskiego i Jerzego Zagórskiego (w 1985 r. wystawił ją Teatr Dramatyczny w Gdyni, dziś Teatr Miejski).

Wersja 2.0

Autorzy najnowszej wersji tej sztuki, dramaturg Marcin Cecko i reżyser Marcin Liber, przepisali ją na nowo, średniowieczną historię Winkelrida (legendarnego bohatera Szwajcarii, który z okrzykiem "Droga do wolności!" miał rzucić się na włócznie nieprzyjacielskich wojsk habsburskich, torując swoim drogę do zwycięstwa) traktując umownie, by nie rzec marginalnie. Jedynym łącznikiem z tą legendą jest postać rzekomego syna Winkelrida (Piotr Chys), który zważywszy na zasługi ojca, chciałby otrzymać od burmistrza choć połać ziemi. Kawał łąki to jedyne, na czym mu zależy. Pojęcia nie ma, że "Polska Winkelridem narodów", jak chciał wielki poeta Słowacki.

Teoria wielkiego chaosu

Dla twórców przedstawienia, które nie bez powodu otrzymało w Wybrzeżu podtytuł "Rewia narodowa", "Święto Winkelrida" jest pretekstem do podjęcia tematów narodowych, ale tych bieżących spod znaku aktualnej polityki historycznej i najnowszych wydarzeń w kraju. W tym tyglu miesza się wszystko, czego obecnie doświadczają Polacy: wojna polsko-polska, okrzyki "Konstytucja!", temat uchodźców, aborcji, Wiktora Orbana, Lecha Wałęsy, a przede wszystkim bezlitośnie potraktowany motyw przewodni - fetowanie 20. rocznicy wyjścia Polski z Unii Europejskiej.

- Po to dekonstruujemy polskość, żeby zobaczyć, czym jest - mówi jeden z bohaterów sztuki. Jeśli na polskość spojrzeć więc przez prymat najnowszego spektaklu na Dużej Scenie Wybrzeża, Polska jest jednym wielkim nieokiełznanym chaosem, w którym popiół przemieszano z diamentami.

Raz lepiej, raz gorzej

Są w spektaklu świetne momenty, często dowcipne, jak fragment koncentrujący się na wzajemnych relacjach w zespole aktorskim i obnażający kulisy powstawania przedstawienia (rozgrywający się na scenie, którą zajmują i aktorzy, i publiczność) albo pozbawione jakiegokolwiek patosu rozważania o istocie altruizmu i poświęcenia.

Ale są też fragmenty, jak drugi akt, na szczęście bardzo krótki, który - zbudowany na kontraście wielkiej awantury, po której następuje coś w rodzaju powszechnej spowiedzi - momentami niebezpiecznie ociera się o doraźną publicystykę. Niestety, ponadtrzygodzinny spektakl, poruszający dziesiątki ważnych tematów, ostatecznie grzęźnie w chaosie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji