Artykuły

Czasy duże, ludzie mali

Piętnaście lat - a więc połowa trzydziestolecia - dzieli nas od daty napisania "Kartoteki'', trzynaście od prapremiery w Teatrze Dramatycznym. Była to chwila osobliwa: pierwsza sztuka Tadeusza Różewicza przynosiła coś niezwykłego. Część krytyki przy. jęła ją, przy całej kurtuazji należnej uznanemu poecie, z dużą rezerwą. Z jeszcze większą rezerwą "Kartoteka" spotkała się u publiczności, której starczyło tylko na 7 (słownie: siedem) przedstawień w małej Sali Prób (sprawdziłem w nieocenionym "Almanachu sceny polskiej"). Niechęć publiczności była całkiem zrozumiała. Sztuka tak frontalnie i od podstaw - a prekursorsko w stosunku do analogicznych późniejszych zjawisk w teatrze światowym - atakowała stare formy teatru, że musiała wywołać konsternację wśród widzów do form tych tradycyjnie przyzwyczaj onych.

Ale od tego czasu z Różewiczem się oswojono (choć nie całkiem), nauczono się go grać (choć nie wszędzie). "Kartoteka" obeszła wszystkie miasta teatralne w Polsce i sporo za granicą, stała się klasyką, trafiła do lektury szkolnej. Teraz zaś po trzynastu latach wróciła na scenę warszawską w Teatrze Małym, otwierając współczesną polską retrospekcję dramatopisarską w sezonie jubileuszowym. Wybór był jak najsłuszniejszy. Nie ma u nas drugiej sztuki, która by tak celnie kompletowała kartotekę biograficzna pokoleń minionego trzydziestolecia.

Bohatera tej kartoteki gra w Teatrze Małym Wojciech Siemion. Swoją osobowością panuje nad całym przedstawieniem, skupia je wokół siebie, sam siebie ogrywa - ze swoją niezwykłą sztuką kontaktowania z publicznością, z humorem nieco żałosnym, który nadaje tej postaci specyficzną wymowę i stwarza wobec niej pewien dystans. Tzw. prosty człowiek, jeden z tych, którzy znajdują się na widowni. Zresztą kilku szmacianych czy gipsowych Siemionów siedzi w krzesłach zmieszanych z widzami. Ale nie tylko Siemiony są na widowni. Stąd wychodzi wiele postaci, które przewijają się przez scenę i pokój Bohatera. Postacie znajome, jak owe służące na dwóch łapkach i dobrze wytresowane Bobiki, przy których zbliżeniu wraz z Bohaterem "czujemy wazelinę, lakier, bździnę". W ogóle - jak mówi jeden ze Starców - "czasy są niby duże, ludzie trochę mali".

Różewicz burzy teatr, ale w swych sztukach wszystko pisze z myślą o teatrze. Nie w czytaniu, ale dopiero na scenie nabierają one pełnej barwy i siły. I nie przede wszystkim w słowach, ale w obrazach teatralnych, skrótowych spięciach metafor, wizjach i sytuacjach. "Kartoteka" to na pozór chaotyczny zlepek takich różnorodnych scenek, ale w istocie w tym szaleństwie jest metoda. I precyzyjna konstrukcja. Tadeusz Minc to wyczuł, scenki potraktował z realistyczną naturalnością, nanizał w poetykę snu, związał tak, że jedna w drugą przechodzi logicznie i niepostrzeżenie, zgrabnie wmontował w całość ironiczny Chór Starców (Roman Bartosiewicz, Wojciech Brzozowicz, Wiktor Zborowski). Reżyser wykorzystał pomysły autora, rozbudował je i dodał własne - od początkowego "kamienowania" Bohatera lawiną gazet do końcowej apoteozy prostego człowieka, kiedy żałośnie płaczący Siemion w papierowej koronie i majestatycznej szacie ze splamionego krwią prześcieradła kroczy wiedziony przez Chór Starców - król z szopki. Spośród licznej obsady aktorskiej na wyróżnienie zasłużyli m. in.: Małgorzata Lorentowicz i Andrzej Bogucki (Rodzice), Janusz Kłosiński (Wujek), Bohdana Majda (Tłusta kobieta), Teresa Sawicka (Dziewczyna), Janina Nowicka (Nauczycielka).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji