Artykuły

Ślad Leniwego Buntownika

Tym razem dobrze jest zacząć od tytułów, ponieważ dla tych książek wybrano je wyjątkowo trafnie. Bo w "Trzasku pękających parawanów" oraz "Palę Paryż i wyjeżdżam" czuć smak teatru Jerzego Grzegorzewskiego. Dlatego obie pozycje nie mają tylko wartości dokumentacyjnej - pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Nie są jedynie zapisem teatru, który skończył się wraz ze śmiercią artysty, choć kilka inscenizacji wciąż utrzymuje się na afiszu narodowej sceny. Pozwalają przez moment spojrzeć na świat jego oczami. A wtedy teatr, wielokroć i zazwyczaj bez sensu oceniany jako skrajnie hermetyczny i skupiony na samym reżyserze, staje się jeszcze bliższy. Uwiera, boli. I śmieszy. Kiedy rok temu przedwcześnie zmarł Jerzy Grzegorzewstó, dwie sprawy wydawały się w miarę oczywiste. Po pierwsze, że artysta tej miary, uprawiający sztukę tak osobną i autorską, nie znajdzie żadnego prawdziwego naśladowcy. Reżyser zapraszał na próby swoich przedstawień studentów, pozwalał patrzeć, jak powstawały, ale nigdy nie doczekał się uczniów. Zaznaczał zresztą wielokrotnie dystans do szybko rodzących się zjawisk, widząc w nich przejściowe mody. Za jego dyrekcji w Narodowym nie pracowali Krzysztof Warlikowski ani Grzegorz Jarzyna, czym Grzegorzewski sprowokował ataki i tak niechętnej mu, niesprawiedliwie go oceniającej, krytyki. Prowadząc dialog z największymi - Wyspiańskim, Witkacym, Gombrowiczem, Joyce'em - wolał być ze swoimi aktorami, ale w najważniejszych chwilach pozostawał bez żadnego oparcia. Doskonale poznał więc, czym jest samotność artysty i była to w dużej mierze samotność z wyboru.

Druga oczywistość to próba utrwalenia dzieła Grzegorzewskiego. Jego spektakle, wymykające się suchemu opisowi teatrologów, stanowią wyzwanie dla tych, co jednak się odważą o nich pisać. Kłopot w tym jednak, że teatrologiczne cegły, choć prędzej czy później się pojawią, zapewne nie przysłużą się pamięci o tym teatrze. Lepiej wybierać sekwencje z poszczególnych inscenizacji, próbować odnaleźć w sobie zapomniane smaki i odczucia i w ten sposób budować własną opowieść. Solenność naukowego badacza samemu twórcy była obca, dlatego lepiej szukać tego, co może niewidoczne. Co było obok wielokroć omawianych po premierze przedstawień, ale w dużej mierze je budowało. Dlatego warto mieć "Trzask pękających parawanów" Zbigniewa Taranienki oraz cykl wywiadów z samym Grzegorzewskim "Palę Paryż i wyjeżdżam". I nie traktować obu książek jako pozycji wyłącznie dla pasjonatów albo znawców tematu. To rzeczy do wielokrotnego smakowania. Warto powracać do fraz i zdjęć. Dla czystej przyjemności. Prawie zmysłowej. Zaręczam. "Trzask pękających parawanów" dokumentuje czas pracy Jerzego Grzegorzewskiego w warszawskim Teatrze Studio. Zbigniew Taranienko był kierownikiem literackim tej sceny w początkowym okresie jego dyrekcji. Z bliska więc patrzył na powstające inscenizacje. Jego książka ma wiec walor zapisu "z wewnątrz" teatru, uwzględniającego jego specyfikę. A przy tym Taranienko operuje prostym językiem, potoczystym stylem. Zaprzecza przekonaniu, że o wyrafinowanym teatrze reżysera "powolnego ciemnienia malowideł" należy pisać wyłącznie dla wybranych. A dlaczego "Trzask pękających parawanów"? Ano dlatego, że autor książki skrótowo traktując dorobek Grzegorzewskiego w Studio, skupia się na jego pierwszym zrealizowanym tam spektaklu - "Parawanach" Jeana Geneta. Opowieść o "Parawanach" doskonale opisuje Grzegorzewskiego w jego potyczkach z władzą oraz publicznością. Zgodził się objąć dyrekcję Studia, pod warunkiem że na dzień dobry przygotuje polską prapremierę sztuki Geneta. Był przekonany, że w ten sposób de facto odmawia przyjęcia stanowiska. Zdziwił się, bo przystano na jego warunki. Później zresztą cenzura nie ingerowała zbyt mocno w kształt jego przedstawień, najwyżej wykreślała drobiazgi, najczęściej pojedyncze słowa. Przyczyna nie tkwi rzecz jasna w tym, że teatr Grzegorzewskiego władzy schlebiał. Raczej chodziło o to, że smutni osobnicy z przeróżnych wydziałów oraz z przesławnego urzędu na Mysiej nie rozumieli jego inscenizacji, nie wychwytywali ukrytych w nich aluzji. I na swój wzór oceniali publiczność.

Ta przyjęła "Parawany" z mieszanymi uczuciami. Spektakl nie spotkał się z rezonansem, jakiego oczekiwał Grzegorzewski. Później, szczególnie w Narodowym, bywało podobnie. Wtedy jednak widzowie stawali po stronie artysty, a ten odpierał tylko niedorzeczne zarzuty krytyków. Aby zobaczyć całego Grzegorzewskiego, warto sięgnąć po wydane jakiś czas temu "Palę Paryż..". Oprócz refleksji o teatrze odnajdujemy tam artystę, który smakuje życie, ironizuje z innych i z siebie, oddaje się najzwyklejszym przyjemnościom, choćby oglądaniu w telewizji rozgrywek tenisowych albo wyścigu Tour de France. Widzimy Grzegorzewskiego z kieliszkiem wina w ręku w knajpie nieopodal teatru. Postać jak z obrazu, który sani mógłby namalować. Raz po raz trafia celnie humorem nie do podrobienia, udowadniając, że wzorem największych zachował do siebie ożywczy dystans.

Jest w tych rozmowach z Grzegorzewskim zgoda na świat, którego nie da się zaakceptować, ale i zmienić nie sposób. Łagodna rezygnacja, jakieś rozleniwienie w buncie przeciw nudzie codzienności, uwierającej także w teatrze. I tak obie książki każą patrzeć na wielkiego artystę. Leniwego buntownika, który zostawia, na nasze szczęście, swój ślad.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji