Artykuły

Tłumacze w cieniu Boya

Czy dzieła klasyków, których przekładał Boy-Żeleński powinny zostać przetłumaczone powtórnie? Czy jego język stał się już nazbyt archaiczny? Adam Pomorski twierdzi, że styl Boya nadal zachwyca. Antoni Libera ripostuje: Żeleński w dramatach się zestarzał. Według Marka Bieńczyka z kolei "grzechem" Boya było to, że nie pozostawał wierny oryginałom. Spór krytyków: czy ktoś jeszcze rozumie tłumaczenia Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Adam Pomorski*, tłumacz, eseista: Postulaty, by jeszcze raz tłumaczyć dzieła istniejące w przekładach Boya, mają bardzo konkretne tło społeczne: antyinteligenckie nastawienie kolejnej fazy awansu zbiorowego i upadek inteligenckiej normy języka pisanego, z jakimi mamy dzisiaj do czynienia w Polsce. Obowiązywać zaczyna norma języka mówionego - i to nie języka potocznego, ale telewizyjnego. A jeśli pisanego, to tego z prasy codziennej. Jeśli zacznie się podchodzić do literatury z takim kryterium, to w granicy będziemy mieli bryk, a nie utwór literacki. W jednym wypadku - Moliera - polemiki z Boyem doprowadziły do powstania kontrprzekładów. Kwestia ta jest jednak podejrzana. Wolałbym, żeby te polemiki odbywały się w momencie, gdy zostanie wyjaśniona kwestia praw autorskich do Boya. Obecnie jego wznawianie jest obciążone ryzykiem, bo od kiedy umarł jego bratanek, nie wiadomo, kto jest prawnym spadkobiercą. Gdy więc teatr chce wystawić Moliera i zamawia nowy przekład, twierdząc, że rzekomo Boy jest zły, pojawia się pytanie: czy Boy jest rzeczywiście zły, czy też jest to kwestia finansowo-prawna?

Po drugie, ciekawe, że jakoś nie słychać, by pretensje do ponownego tłumaczenia dzieł klasyki dotyczyły złych przekładów - ale właśnie Boya. Dlaczego? Dlatego, że nazwisko Boya jest chwytem komercyjnym. Boy jest po prostu reklamą dla tłumacza, który się z nim mierzy - dlatego najczęściej krytyki wobec niego padają z ust translatorskich anonimów lub półanonimów. Kiedy parę lat temu w jednym z wydawnictw planowano nowy przekład "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta, jeszcze zanim ten przekład powstał, mówiono, że będzie lepszy niż przekład Boya. Po czym okazało się, że każdy z siedmiu tomów ma tłumaczyć kto inny - pomysł, który zakłada oczywistą masakrę oryginału, bo niemożliwe jest, by tak wyrafinowaną stylistykę oddało siedmiu tłumaczy. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś porwał się dziś na przykład na tłumaczenie Stendhala i Balzaka po Boyu. Nie widzę niemal żadnych tłumaczy, którzy w tej chwili byliby w stanie nawiązać kontakt z poziomem stylistyki literackiej polskiej i poczuciem hierarchii stylów Boya.

Jest jeszcze jedna sprawa, której nie uwzględnia żaden z krytyków Boya: jeśli chodzi o przekłady i o profesjonalizm translatorski, dotąd nie posunęliśmy się poza to, co stworzyła Młoda Polska. W okresie Młodej Polski powstała zasada translatorskich projektów cywilizacyjnych - takich jak projekt Boya związany z literaturą francuską - a nie tylko tłumaczenia pojedynczych utworów czy autorów.

Owszem, mogły się zestarzeć pewne chwyty retoryczne w jednym czy drugim utworze tłumaczonym przez Boya: na przykład w przekładzie "Wielkiego Testamentu" Villona sposób imitowania archaizacji poprzez użycie rzekomo starej polskiej pisowni czy też dopuszczenie się zbyt wielu ekspresjonistycznych swobód w stosunku do tekstu francuskiego. Z kolei w wypadku tłumaczenia Prousta nietrafne jest założenie łacińskiego upraszczania składni. Boy porozbijał zdania Prousta na krótsze - czyli zlatynizował to, co u Prousta wynikało z niemieckiej szkoły składniowej: takimi długimi zdaniami pisał na przykład Goethe prozą i Tomasz Mann, który się na Goethem wzorował. Ale nie widzę dziś zbyt wielu polskich tłumaczy, którzy potrafiliby zbudować tak zawiłe zdania podrzędnie złożone na półtorej strony - zresztą, nawet nikt ze współczesnych tłumaczy Manna i Goethego nie daje sobie z tym rady. To jest kwestia słuchu, wrażliwości dotyczącej czegoś tak mało sprecyzowanego jak barwa słowa. Bez tego zaczyna się streszczać, a nie tłumaczyć.

*Adam Pomorski, wiceprezes polskiego Pen Clubu, przekłada z niemieckiego i rosyjskiego

________________________________________________________________

Boy ślizga się na cienkiej granicy pomiędzy Żeleński jest wielkim mistrzem wiernością a niewiernością wobec oryginału w przekładach klasycznej prozy

Marek Bieńczyk*, pisarz, tłumacz

Kilka lat temu Andrzej Siemek zredagował niezwykłe wydanie "Niebezpiecznych związków" Choderlos de Laclos, gdzie kursywą dopisał te fragmenty, które Boy opuścił w swoim przekładzie.

Boy nie przełożył trzech spośród ponad stu listów tej powieści epistolarnej: w tym listu prezydentowej de Tourvel napisanego tuż przed jej śmiercią. Jest to dosyć szalony fragment, zapewne najbardziej romantyczny z całej powieści: mamy w nim montaż zupełnie nieoświeceniowych wizji delirycznych, dosłowny obraz ciała cierpiącego - całkiem inny niż w pozostałych listach,

gdzie cierpienie jest przedstawione dyskursywnie. Można na tej podstawie wysunąć tezę, że Boy próbuje zachować libertyński, oświeceniowy charakter tekstu, usuwając to, co w nim nieoświeceniowe. A jednak nie robi tego konsekwentnie. W oryginale znajdziemy dwie przedmowy: przedmowę redaktora, czyli tego, kto wszedł w posiadanie listów i przygotował je do druku, oraz przedmowę wydawcy. Jest to typowa gra oświeceniowa: ktoś znalazł rękopis i oto, po uprzedniej redakcji, oddaje go do druku. Ten chwyt literacki ma służyć zabezpieczeniu się: redaktor pisze w przedmowie, że publikowane przez niego listy mogą służyć za przestrogę i źródło nauki. Opatruje też tekst moralizującymi przypisami. Stąd aporia: w końcu nie wiemy, czy jest to tekst libertyński - zgodny z wymową listów i opisanej w nich historii - czy moralizujący, jak opinie redaktora. Zresztą Laclos w tym okresie zabezpieczał się także inaczej: moralizował, pisał rozmaite traktaty pedagogiczne. Boy tę aporię częściowo usunął, pozbywając się przedmowy redaktora.

Trzeba jednak pamiętać, że Boy operuje fantastyczną polszczyzną - dlatego rzuca na romanistykę polską coś, co nazwę kastrującym cieniem. Boy świetnie się czuje we francuszczyźnie salonowej. Nawet jeśli coś się zdaje niepoprawne po polsku, to i tak jest świetne. Niektóre jego przekłady są kongenialne - jak przekład Rabelais'go. A przy tym stale ślizga się na cienkiej granicy pomiędzy wiernością i niewiernością.

Na te niewierności Boya trzeba też patrzeć w perspektywie historycznej. Sztuka translatorska ustaliła się dość późno - a w Polsce jej zasady są szczególnie surowe. Normą jest u nas na przykład, że przytaczane w oryginale cytaty z innych dzieł trzeba zlokalizować w ich tłumaczeniach na polski. W innych krajach najcześciej w ogóle się tego nie praktykuje - dlatego Kundera, którego nową książkę eseistyczną "Zasłona" ostatnio tłumaczyłem, dziwił się, dlaczego muszę lokalizować jego cytaty np. z Flauberta, zamiast tłumaczyć je prosto z francuskiego.

*Marek Bieńczyk - autor m.in. powieści "Terminal" (1994) i "Tworki" (1999)

_____________________________________________________________

Żeleński jest wielkim mistrzem w przekładach klasycznej prozy

Antoni Libera*tłumacz, pisarz, reżyser

Do czasu Boya znaczna część literatury francuskiej nie była przyswojona literaturze polskiej. Przekładał prozę klasyczną i współczesną oraz dramaty wierszem.

Imponująca jest objętość jego dzieła: przełożył całego Moliera - dzieło porównywalne objętościowo z twórczością Szekspira, bo oba liczą po 36 dramatów. Z prozy trzeba wymienić "Komedię ludzką" Balzaka, którą przetłumaczył w całości. Żył zaledwie 67 lat, a pozostawił taki dorobek - i przecież pisał jeszcze własne dzieła.

Przekłady Boya to po pierwsze klasyczna proza francuska z Balzakiem i Stendhalem na czele - te przekłady są najlepsze. Trochę gorzej radził sobie z bardziej wyrafinowaną prozą współczesną, jak "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta. Język Prousta jest skomplikowany, a Boy bardzo go uprościł. Boy tłumaczył też literaturę filozoficzną, np. Kartezjusza, ale do tego trzeba mieć kindersztubę filozoficzno-logiczną, której mu brakowało - choć był bardzo wykształconym człowiekiem.

Boy miał łatwość pisania i lekki styl, który w publicystyce jest świetny, ale w literaturze ma niekiedy krótki żywot. Jego przekłady bywały nie dość kunsztowne.

Dramaty prozą Moliera wychodzą Boyowi nieźle. Ale kiedy zaczyna tłumaczyć dramaty pisane wierszem, przekłada czasem zbyt rutynowo. Przekazuje podstawową treść, wszystko jest przyzwoicie zrymowane, ale w teatrze recytuje się to trudno. Czasem wychodzą mu słowne dziwolągi, zwłaszcza w przekładach Racine'a.

W moim przekładzie "Fedry" wzoruję się na Barańczaku z jego przekładów Szekspira: wymyślam inne chwyty retoryczne na oddanie intencji, bo zachowanie zarówno metaforyki Racine'a, jak i figur retorycznych z tamtych czasów jest często niemożliwe.

*Antoni Libera przełożył m.in. dramaty Becketta, utwory Sofoklesa, Wilde'a, Szekspira i libretta operowe. Autor powieści "Madame" (1998), finalistki nagrody literackiej IMPAC

________________________________________________________

"Fedra" Jeana Racine'a w przekładzie Antoniego Libery. "Daj pokój Teramenie, powściągnij te słowa".

HIPOLIT

Postanowione: jadę, drogi Teramenie;

Nie mogę dłużej zostać w drogiej mi Trojzenie.

Pali mnie wstyd nieznośny, że choć żyję w trwodze,

Nic nie robię i z wolna z tym losem się godzę.

Mija ponad pół roku, jak ojciec wyjechał -

Jak wyruszył z wyprawą i przepadł bez echa.

Nie wiem, co się z nim dzieje. Czy cały i zdrowy?

TERAMENES

I jak chcesz to ustalić? Panie,nie trać głowy!

Czyż mało dla twojego spokojuzrobiłem?

W jedno morze i drugie z Koryntu ruszyłem.

Gdzież o niegom nie pytał! Nawet w tej krainie,

Gdzie Acheron pod ziemię między zmarłych płynie;

A byłem i w Elidzie, i tam, gdzie Tenara,

I na morzu, co niegdyś wchłonęło Ikara.

Dokąd nowa nadzieja wiedzie twoje stopy?

Czyżbyś odnalazł nagle jakieś świeże tropy?

A może król, twój ojciec, właśnie nie chce tego,

Aby ktokolwiek wiedział, gdzie jest, i dlaczego?

Może, gdy tu wraz z nami

drżysz o jego życie,

On w spokoju gdzieś snuje nową miłość skrycie,

Czekając, aż wybranka ulegnie, gotowa...

HIPOLIT

Daj pokój, Teramenie, powściągnij te słowa.

Dawno mu już młodzieńcze swawole nie w głowie.

Teraz jest nieugięty, to mąż, co się zowie.

Jego płocha niestałość to sprawa zamknięta.

Fedra wie, że nie musi rywalki się lękać.

Właśnie dlatego jadę. To nakaz sumienia.

Pozostawać tu dłużej - to nie do zniesienia.

___________________________________________________

"Fedra" Jeana Racine'a w przekładzie Tadeusza Boya-

-Żeleńskiego. "Wstrzymaj się i Tężeją imieniu nie bluźnij!".

HIPOLIT

Tak, zamiar mój powzięty, drogi Teramenie:

Jadę, dłużej nie gościć mi w lubej Trezenie.

W tej śmiertelnej obawie, jaka mną porusza,

Hańbiącej bezczynności nie ścierpł ma dusza.

Od pół roku rodzica z mych oczu straciwszy,

O los jego niepokój muszę czuć najżywszy,

Nieświadom, ni gdzie bawi, nijakie koleje...

TERAMENES

Gdzież jeszcze, panie, znaleźć go żywisz nadzieję?

Już, aby uspokoić twych obaw zawiązki,

Zbiegłem dwa morza, które Korynt dzieli wąski,

Pytałem o Tężeją ludów, co są blisko

Acheronu, gdy w piekłach gubi swe łożysko,

Zbiegłem próżno Elidę, Tenarę, by potem

Dotrzeć do mórz, rozgłośnych Ikarowym lotem.

Jakimż nowym wysiłkiem, w jakiej szczęsnej ziemi,

Mniemasz, iż zdołasz zgonić go kroki chyżemi?

Kto wie, panie, król, rodzic twój wielki, azali

Pragnie, abyśmy jego ukrycie poznali?

Może, gdy my tu drżymy wraz

0 jego głowę,

On, spokojny, miłostki kryjąc jakieś nowe,

Przy boku lubej, która, bądź wcześniej, bądź później...

HIPOLIT

Wstrzymaj się i Tężeją imieniu nie bluźnij!

Wszak on, z bujnej młodości pokus uleczony,

Dziś przeciw tym zaporom nie jest bez obrony

1 Fedra, w trwałych uczuć okuwszy go pęta,

Od dawna już rywalki szczęsnej nie pamięta.

Słowem, mą powinnością jest spieszyć w tę drogę,

Rzucając miejsca, w których dłużej żyć nie mogę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji