Artykuły

Kurtyna w górę czyli niepokoje

"Kordian" w reż. Pawła Passiniego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Ostatnie dziesięciolecie nie obfituje w realizacje polskiego dramatu romantycznego. Maluczko, a przyjdzie uznać, że niebywałą popularność w latach 70. i 80. zawdzięczał romantyzm swemu potencjałowi aluzyjnemu - mówiło się o Moskalach, myślało o ZSRR, itd., itp. Kiedy popyt na aluzje minął, Kordiany i Konrady chyłkiem zeszły ze sceny.

W tych okolicznościach każda inscenizacja "Kordiana" budzi zrozumiałe zaciekawienie: co mianowicie uczyni reżyser, aby dramat romantyczny odświeżyć i wykazać, że nadal bije zeń żywe dla współczesności źródło uczuć i myśli. Po "Kordianie" w Teatrze Polskim jednakże odpowiedź na pytanie, czy tak jest w istocie, nie może być jednoznaczna. Wprawdzie reżyser posłużył się "cytatami" a'la Kantor, a samego Kordiana wypreparował z kontekstu, obdarzając dżisiejszą wrażliwością, jednak zatrzymali się w połowie drogi innym postacie kazał grać jak w poczciwym teatrze XIX-wiecznym. Jedynie Ignacemu Gogolewskiemu za sprawą jego niepospolitego talentu udało się wykazać, że nieważna jest stylistyka, ale liczy się siła wyrazu: jego Grzegorz poruszał wyobraźnię i emocje widzów. Blisko tego celu był także Adam Ferency jako Car, postać w wykonaniu aktora sugestywna i pełna niebezpiecznego, przytłumionego ognia. Reszcie nie pomogły przemowy z balkonów bieganina po sali teatralnej i inne efekty, spośród których wyróżniała się magiczną silą muzyka. A sam Kordian Tomasza Borkowskiego?

Czy rzeczywiście wnosi coś do portretu psychologicznego młodego, dzisiaj dojrzewającego człowieka? Bo na pewno nie jest figurą historyczną, reżyser nie miał bowiem ambicji raz jeszcze opowiedzieć, jak to pewien ambitny podchorąży nie zdołał zmienić biegu historii. Przeciwnie, to raczej portret mocnego bohatera, potrafiącego się przeciwstawić światu, nieufnego wobec otoczenia, ale i samego siebie. Dlatego zdarza się, że i sam wsłuchuje się niepewny w to, co mówi. Gdyby udało się aktorowi przekroczyć barierę samoizolacji, a reżyserowi stworzyć Kordianowi szansę na dialog z innymi postaciami, mógłby powstać spektakl znaczący. Tak - mamy do czynienia zaledwie z próbą przełamania hamletycznego stereotypu Kordiana ze stosunkowo mglistym tłem. Mimo to warto odnotować krok poczyniony w dobrym kierunku. Kto wie, może Słowacki jeszcze nie całkiem na straty?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji