Artykuły

Przed nowymi przedstawieniami "Niezapomnianego 19"

Teatr Nowy w Łodzi, występując z polską prapremierą sztuki Wsiewołoda Wiszniewskiego, dowiódł raz jaszcze, że stawia sobie ambitne i trudne zadanie, które i dla bardziej dojrzałych zespołów byłoby nie lada orzechem do zgryzienia. Bez wątpienia, to jest godne pochwały - ale jednocześnie zobowiązuje do maksymalnego wysiłku, by sprostać zadaniu tak, aby ten wielki zamiar nie pozostał tylko efektownym gestem.

Teatry nasze coraz śmielej sięgają po dramaty klasyki radzieckiej, co jest zjawiskiem bardzo pozytywnym, gdyż świadczy o ich okrzepnięciu. Sztuki te dają wielkie pole do realistycznej inscenizacji w wielkim stylu, heroiczno - romantycznego spektaklu. Ale klasyka radziecka wymaga wielkiego napięcia twórczego i poczucia odpowiedzialności. Toteż obowiązkiem krytyki jest przeanalizowanie zarówno osiągnięć jak i mankamentów prapremier, by można było spożytkować ich zdobycze - i błędy.

A przecież pisma literackie zaniedbały to uczynić w stosunku do tak poważnego wydarzenia teatralnego jakim jest prapremiera "Niezapomnianego roku 1919" w Łodzi. Jest to tym bardziej ważne i znów aktualne, że sztukę Wiszniewskiego ma wkrótce wziąć na warsztat Teatr Polski w Warszawie, pragnąc w ten sposób uczcić pamięć Józefa Stalina.

Rewolucja Październikowa, Wojna Domowa, to temat, który W. Wiszniewski wciąż opracowuje na nowo. Temat ten niezwykle absorbuje autora, uczestnika Wojny Domowej. Powracają te same motywy, ci sami ludzie, wciąż odkrywani na nowo, inaczej. Ale jakże daleko uszedł Wiszniewski w "Niezapomnianym roku" od takiej "Pierwszej Konnej", w której natłok wydarzeń zasłania jeszcze bohatera tych wydarzeń, nie pozostawiając nawet czasu na bliższe przyjrzenie się ludziom rewolucji, nawet na nadanie im imion. Postaci te, wśród naporu i fascynacji dziejów, nie mają jeszcze wyraźnych twarzy - jak niewyraźną ma twarz ktoś siedzący w pędzącym pociągu - są one jeszcze uproszczone i abstrakcyjne.

Toteż dopiero w późniejszych sztukach Wiszniewskiego wypływa coraz wyraźniej podmiot rewolucyjnej burzy - człowiek - coraz bardziej zindywidualizowany. Poprzez "Optymistyczną tragedię", gdzie marynarze przestali być symbolami, ale są jeszcze niekiedy naturalistycznie zwężeni, dochodzi autor do ludzi "Niezapomnianego roku" o pełnym, ludzkim i historycznym profilu.

"Niezapomniany Rok 1919" jest sztuką wieloodsłonową, która w szerokich ramach pokazuje heroiczne zmaganie się młodej republiki z rozwścieczoną kontrrewolucją, dążącą do odzyskania swego "raju u-traconego". Wielka jest galeria robotników i marynarzy, komisarzy i białogwardzistów, oportunistów i szpiegów. Każda z tych postaci jest ostro narysowana, konkretna i historyczna. Burza dziejowa nie miota już tu ludźmi jak ślepy żywioł liśćmi - autor tu wie już dokładnie, że była ona robiona rękami ludzi, ich wolą i krwią - ich geniuszem.

Na tym szerokim tle rysują się najdobitniej wielkie postacie Lenina i Stalina, bohaterów rewolucji, którzy najklasyczniej wyrażają twórczy i świadomy pierwiastek ludzki w historii. Wiszniewski odniósł tu nie lada sukces. Wiszniewski osiągnął po raz pierwszy pełniejszy i głębszy wyraz - nie przez rozbudowanie intymno - psychologicznych momentów (które nie zawsze przybliżają, ale często zwężają rysunek wodzów) - lecz przez ukazanie Stalina w perspektywie jego rewolucyjnej i państwowej działalności. Pozwoliło to wydobyć jego geniusz organizatorski, jego twórczą siłę i żelazną konsekwencję, rewolucyjną odwagę burzenia starego.

Zasadniczym celem reżyserii w "Niezapomnianym Roku 1919" jest by postaci wodzów głęboko i przekonywająco rysować jako twórców epoki - aby siła ich myśli i woli, przenikając masy, stała się centralną ideą spektaklu. W jakim stopniu to się reżyserowi udało?

BLASKI I CIENIE PRAPREMIERY

Należy od razu powiedzieć, ze przedstawienie jako całość ma dobre tempo i tę temperaturę bystrych, przełomowych wydarzeń, która decyduje o zainteresowaniu i pozyskaniu widza. Można i należy sprzeczać się z reżyserem K. Dejmkiem o ujęcie postaci Lenina i niektórych scen (np. narady w Oranienbaumie, w salonie madame Butkiewicz), o farsowe ustawienie postaci negatywnych - ale w zasadzie wydobył on dynamikę "Niezapomnianego Roku".

Pięknym i ważnym osiągnięciem przedstawienia jest postać Stalina w wykonaniu Seweryna Butryma. Stalin w jego interpretacji jest wielkim działaczem o potężnej indywidualności, jest wodzem o fascynującym spokoju, człowiekiem o ogromnej prostocie, wynikłej z jasności myśli i ukochania sprawy człowieka. Postać Stalina w łódzkim przedstawieniu naprawdę promieniuje niezwykłym urokiem wewnętrznej dobroczynnej siły, panują swoją wymową nad całym spektaklem. Rola Butryma jest niewątpliwie wybitną kreacją i zasługuje, sądzę, na wielkie uznanie.

W jaki sposób osiągnął Butrym ten rezultat? Artysta poszedł po najwłaściwszej drodze, wyznaczonej przez doświadczenia najwybitniejszych radzieckich aktorów. Odrzucił on metodę drobiazgowego, naturalistycznego kopiowania zewnętrznego rysunku postaci Stalina - co jest względnie najłatwiejsze, ale przez co absolutnie nie oddaje się jeszcze jego wielkości, jeśli nie jest to podparte "wnętrzem" postaci. Przeciwnie, Butrym bardzo skąpo stosuje znane gesty i ruchy Stalina, mianowicie tylko wtedy, gdy logika wewnętrznego działania mu to nakazuje. Artysta cały swój wysiłek skupia na oddaniu wewnętrznego świata myśli i uczuć Stalina, przez ukazanie jego epokowych działań - na uwypukleniu jego skoncentrowanej myśli i woli. Oszczędny gest, którym Butrym podkreśla swoje słowa, wynika bardzo naturalnie z sytuacji - bez natrętnego powtarzania i mechanicznego naśladownictwa.

Doskonały jest Butrym w scenie w wagonie, w rozmowie z nieudolnymi komendantami garnizonu piotrogrodzkiego. W miarę ujawniania się ich przestępczej lekkomyślności, Stalin staje się coraz spokojniejszy, coraz cichszy. A w powietrzu czują się burzę. Ile w tym groźnej wymowy, imponującego opanowania człowieka czynu.

W tej wnikliwie przemyślanej i doskonale wyrażonej postawie Butrym utrzymuje się prawie przez całe przedstawienie. Widz ani przez chwilę nie traci wrażenia, że ma przed sobą człowieka, wielkiego.

Niestety - sceniczna postać Lenina w wykonaniu K. Dejmka jest całkowitym przeciwieństwem metody i rezultatu Butryma. Poza zewnętrzną charakteryzacją i zespołem ruchów (zresztą, nie wiadomo, czy autentycznych) Dejmek nie zdołał nadać kreowanej przez siebie postaci żadnych istotnych cech twórcy Rewolucji Październikowej. Leninowi ze sceny łódzkiej zabrakło kipiącej energii, jego ostrej i celnej ironii, jego jasnowidzenia w chaosie rewolucyjnych wydarzeń - tego jakiegoś wewnętrznego żaru genialnego myśliciela i stratega. Ta postać na scenie powinna przecież być "górskim orłem rewolucji", tym niezwykłym człowiekiem, który w groźnej rewolucyjnej zawierusze "czuł się jak ryba w wodzie" - wreszcie powinien być tym najbardziej ludzkim, pełnym ciepłego optymizmu wodzem, który tak cenił człowieka z ludu i wierzył w jego utajoną cudowną siłę.

Myślę, że nie wolno ukrywać faktu, iż ta postać sceniczna stanowi przykry dysonans z obrazem Lenina, który mamy w oczach i sercu. To trzeba otwarcie powiedzieć - by nauka nie poszła w las, i by nieudany eksperyment Dejmka mógł być krytycznie wykorzystany przez innych, którzy podejmą tę piękną i fascynującą rolę.

DOŚWIADCZENIA RADZIECKIE

W Związku Radzieckim już dawno zarzucono metodę naturalistycznego, portretowego kopiowania postaci wodzów. W najlepszym razie traktuje się taki system pracy nad rolą jako etap przejściowy w drodze do znalezienia "wnętrza" postaci. Ostatecznie geniusze są wielcy przez to co stworzyli, a nie przez to jak gestykulowali lub jak poruszali się. Słynny Szczukin, pierwszy wykonawca roli Lenina, z początku kładł ogromny nacisk-na autentyczność ruchów, głosu, intonacji itd. Lecz już po kilku przedstawieniach pojął, że np. ruchliwością i gestami nie odda wewnętrznego dynamizmu osobowości Lenina, z czego natychmiast wyciągnął wnioski. Jego następcy (Strauch, Gribow) jeszcze większy kładli nacisk na odtworzenie wewnętrznej istoty roli: ni^ - pokazywać Lenina, lecz być (Leninem na scenie, intensywniej żyć jego myślą i czynami. Zewnętrzny rysunek wypływał później sam - o wiele naturalniej i konsekwentniej. Zaś artysta Dikij w roli Stalina do minimum zredukował kopiowanie sylwety, osiągając najlepszy rezultat.

Oczywiście, jest bardzo dobrze, jeśli aktor potrafi osiągnąć również maksymalne podobieństwo. Lecz gdy nie zdoła poza nie wyjść, czeka go fiasko tym większe, im uporczywiej usiłuje przez powtarzanie gestów i ruchów oddać autentyczność postaci. Osiąga wówczas cel przeciwny - aż do karykaturalnego przerysowania.

Z czego wynikło niepowodzenie Dejmka? Poza wyżej powiedzianym, z tego przede wszystkim powodu, że wziął na siebie niezwykle skomplikowaną rolę w sztuce, którą równocześnie reżyseruje (co czyni zresztą nie po raz pierwszy). Wiadomo że to bardzo niebezpieczna rzecz. To jest to samo co grać bez reżysera, bez kontroli - i to jaką rolę!... Z drugiej strony - reżyser, zaabsorbowany własną grą, nie jest w stanie uchwycić całości przedstawienia.

Wybitne miejsce w sztuce zajmuje marynarz Szybajew, pełnomocnik Wydziału Specjalnego floty bałtyckiej. Janusz Kłosiński jako Szybajew jest marynarzem o bardzo podkreślonych cechach marynarskich, o zamaszystym geście, hałaśliwym humorze, pełnym żywiołowej siły i chwackiego optymizmu. Trzeba przyznać, że w ramach takiej koncepcji Kłosiński dał postać żywą i soczystą. Czy jednak Szybajew, pełnomocnik Wydziału Specjalnego, któremu Stalin powierza niezwykle doniosłe zadanie zlikwidowania spisku, mógł być takim prymitywnym i żywiołowym marynarzem (czym bardziej przypomina anarchistę Aleksieja z "Optymistycznej tragedii")?

Warto tu przypomnieć Szybajewa w wykonaniu art. Merkuriewa z Leningradzkiego teatru (gościł u nas w ub. roku). Szybajew Merkuriewa był podczas rewizji opanowany, pełen napiętej czujności w obliczu wroga, którego nakrył. Tylko że jego marynarska dusza i iście ludowy spryt i dowcip znajdowały wyraz w tej lekkości i humorze - i w jakiejś ironicznej szarmancji - z jaką demaskuje zebranie kierownictwa spiskowego, które chce uchodzić za towarzyską potańcówkę. Ile dowcipu i spokojnego poczucia siły jest w jego ironicznej pogodzie, z jaką mówił do amerykańskiego dyplomaty, rozkrzyczanego i grożącego swym paszportem z powodu zatrzymania go: "Cicho, cicho, Ameryka...". Ileż aktualnego i symbolicznego było w tej odmiennej postawie komunisty i anglosaskiego dyplomaty.

Zaś Szybajew - Kłosiński i to wypowiada - zgodnie ze swoją koncepcją - cały podniecony, nerwowy, rozbiegany. Czy nie trafniejsza jest koncepcja leningradzka?

Bardzo ciepło i bezpośrednio zagrali Pilarski, Rachwalska i Zieliński robotników Zakładów Putkowskich. Szczególnie Rachwalska miała w sobie dużo spokojnej siły robotnicy, nawykłej do trudów i pewnej swojej sprawy.

SATYRYCZNE CZY KOMICZNE

Postacie negatywne potraktowane zostały przez reżysera - zresztą konsekwentnie w całej sztuce - farsowo. Ale czy słusznie? Przykład: w rozmowie z nieudolnymi i szkodliwymi dowódcami piotrogrodzkiej obrony (G. Lutkiewicz i Z. Suwalski) Stalin ledwie opanowuje wzburzenie. Moment jest bardzo groźny. Atmosfera naładowana elektrycznością. Ale jak wyglądają dwaj wspomniani przywódcy? Są pocieszni, komiczni, nawet błazeńscy - jakby zupełnie z innej sztuki. Wywołują też na widowni wesoły śmiech (niepotrzebnie rozładowujący napiętą atmosferę) - zamiast budzić u widza oburzenie i pogardę. Zinowiewowcy wcale nie powinni być zabawni, kiedy zawalają obronę Piotrogrodu.

Po tej farsowej linii poszedł i W. Ścibor jako generał Rodzianko. Repertuar gestów, kaszlnięć, chrząknięć tego "Głównodowodzącego Zjednoczonych Sił Zbrojnych płn.-zach. Rosji" był już prawie operetkowy i tylko czekało się, by nasz generał raz po raz oznajmiał: "thudno, śfetnie", jak książę z "Zemsty Nietoperza".

Wydaje się, że każdorazowo powinien być znaleziony jakiś nadrzędny wspólny mianownik dla wszystkich postaci przedstawienia - w zależności od zasadniczej tonacji i charakteru sztuki. Inaczej powstaje dysonans, zakłócający odbiór całości i zmniejszający znaczenie bohaterów sztuki.

Oczywiście powie ktoś: a Szekspir, a tragiczne i komiczne... Ależ tak! Kto ma być komiczny, niech sobie będzie (np. kapelmistrz gen. Rodzianki, który zawczasu ćwiczy "Boże caria chrani"). Ale nie Rodzianko ani komisarz piotrogrodzkiego Okręgu - tak samo jak komicznym nie jest u Szekspira Jagon czy Szajlok. Nawet klown, któremu by polecono pełnić funkcję kata, stałby się makabryczny. "Niezapomniany Rok" to przecież też "optymistyczna tragedia", a nie krotochwila.

Madame Butkiewicz (W. Jakubińka) jak na wytrawnego szpiega z "lepszych sfer", przy całym swym cynizmie była zbyt wulgarna. Jej mąż (A. Cyprian) nie uniknął w groźnych dla siebie momentach nadmiernej . krzykliwości. Wydaje się, że zdrajcę w chwili zdemaskowania strach raczej paraliżuje niż usposabia do hałaśliwości. Może i bywa inaczej, grunt byśmy uwierzyli.. Dax (T. Minc) z powodzeniem utrzymał do końca flegmę doświadczonego agenta "Intengence Sondce", którego jednak toczy robak sceptycyzmu. Białogwardzista Niekludow (L. Szmaus) w swym interesującym epizodzie spiskowca, który poczuł się naraz oszukany przez zagranicznych inspiratorów i prawie że przejrzał - wyraził swoją histerię po klęsce o wiele za bardzo nadużywając strun głosowych. I to nawet wtedy, gdy w ostatecznej depresji prosi gen. Rodzianko, by oddał go pod sąd za załamanie się.

A. Danielewicz - jako 6zef sztabu gen. Rodzianko, Seydlitz -swoją skupioną postawą sztabowca, który jednak cokolwiek myśli nad sytuacją, ratował "honor" swego śmiesznego zwierzchnika.

Należy wspomnieć o szczególnie efektownej scenie ataku na fort Krasnaja Górka, za którą otrzymali brawa przy otwartej kurtynie scenograf i inscenizator. Dekoracje były surowe i proste w duchu tych surowych czasów (zresztą przypominały dekoracje z filmu "Niezapomniany Rok").

Nie wolno oczywiście porównywać tego przedstawienia ze spektaklem Leningradzkiego teatru (przecież czołowego radzieckiego zespołu) ale wolno 1 należy uczyć się od tego ostatniego. Warto u nich uczyć się starannego wykończenia szczegółów, doskonałego zgrania całego zespołu, a przede wszystkim świadomości aktorów: kogo grają, kim są na scenie. Wreszcie celowego operowania światłem i dźwiękiem.

Gwoli sprawiedliwości należy powiedzieć, że to trudne przedstawienie zastało zrealizowane, jak na zwyczaje Teatru Nowego, w wyjątkowo krótkim terminie: dwóch i pół miesiąca. Jak na "Niezapomniany Rok" to naprawdę niewiele czasu. Ale czy należało bić rekord szybkości właśnie przy tej sztuce?

Przedstawienie łódzkie, niezmiernie pouczające dla teatrów, które sięgną po sztukę Wiszniewskiego - mimo swych niedociągnięć świadczy o tym, że ambitny Teatr Nowy pokaże nam jeszcze niejedno ciekawe osiągnięcie, jeśli tylko eksperymentować będzie z pełnym poczułem odpowiedzialności i ze zwykłym sobie zapałem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji