Artykuły

Dwie zbrodnie teatralne

Wracając od Skuszanki niechcący podsłuchałam rozmowę kilku młodych ludzi, którzy - prawdopodobnie studenci - jak ja (i większość widzów) wracali tramwajem do Krakowa. Młodzi ludzie spierali się ciekawie i symptomatycznie. Nie będę jednak cytować ich rozmowy, jednym tylko zdaniem pragnę posłużyć się, do celów zresztą raczej formalnych.

- Z jednej strony ta sztuka szerzy kulturę, z drugiej stawia aktualne problemy, to dobrze...

Otóż w tej na pewno nie recenzji z dwóch sztuk o tematyce młodzieżowej wszystko, co podsłuchani rozumieli pod określeniem: "szerzy kulturę", zostawić pragnę na boku. Choć może nie należy pisać tak o debiutach.

Niełatwy zabieg oddzielenia treści od formy dodatkowo usprawiedliwiają niewątpliwie ambicje autorów, którzy pragną zabrać głos w powszechnej dyskusji o młodzieży. Z okazji "Strasznej zabawy" podkreśla to nawet wypełniony cytatami z artykułów prasowych program, część najciekawsza tego spektaklu.

"Straszna zabawa" formułuje spostrzeżenie i zarzut dość modny: młodzież jest nieautentyczna. Kiedy w finale Pani Maria (bohaterowie cały czas, założywszy, że ją zabili, szukali dla tej zbrodni motywów, powiada zdegustowana:

- A nie mogliście mnie zabić po prostu dla pieniędzy? - chodzi jej właśnie o to.

Manifestuje swoją dezaprobatę konstrukcji psychologicznych wychodzących poza sprawy najbardziej prymitywne, które z tej racji właśnie uważa w każdym razie za zdrowsze. Pachnie tu sarmatyzmem, ba! myśmy nigdy nie lubili rzeczy zbytnio skomplikowanych.

Ale to na rachunek własny. Pozostający całkowicie w mocy Marcina Bierżewicza młodzi bohaterowie sztuki nie dostali od niego nic, czym by mogli bronić się sami.

Historie, które wymyślają oskarżając się, lub broniąc w imaginowanym śledztwie, zawierają wszystkie jeden i ten sam motyw: niechęć do ucieleśnionego ideału. Pani Maria dzień i noc czuwała przy umierającej matce łzy. Katowana w Gestapo nie wydała swego męża, który podeptał jej miłość i odszedł do innej kobiety. Zapłaciła wielkie sumy, aby ocalić życie kochanki męża, matki Katarzyny. Wszystkie swoje możliwości wykorzystała, aby dopomóc rozwojowi młodego muzyka - Marka. Bezinteresownie. Tak wielka dobroć, takie serce, są czymś niezwykłym, upokarzają otoczenie ludzi zwyczajnych, którzy nie mogą mu sprostać. Parę zdań w sztuce wskazuje na to, że zabawa nie jest tylko zabawą. To konwencja, która pozwala ujrzeć uczucia i myśli bohaterów wyolbrzymione, dorosłe do - chciałam napisać: dramatów. Melodramaty to raczej. Ale zgodnie z umową, sprawy te zostawmy kompetentnym.

I w tym także tkwi zarzut: oto jaka jest młodzież. Czego nie dokonuje się w rozbuchanej lekturą wyobraźni, a do czego jest się zdolnym na jawie! Stawiam zakład, że' pani Maria wolałaby zostać uduszona naprawdę. Tymczasem trwa patologiczna zabawa, ludziom słabym, życiowym impotentom jedynie patalogiczna zabawa rozproszyć może nudę zwykłego bytowania.

No, cóż, biedny Marcin Bierżewicz, jak już imaginować sobie świat, to po co taki smutny?

Karpowicz bliższy jest życia nie tylko dlatego, że tam zbrodnia się dokonuje naprawdę i chociaż różne Ucieleśnione Myśli wychodzą u niego na scenę. Karpowicz żadnych modnych ani niemodnych ocen stawiać nie pragnie, w ogóle, jeśli pretenduje do ocen, to nie w sensie publicystycznym. Dlatego prawdopodobnie wtedy nawet, gdy bohaterowie sami mówią o sobie: "my młodzi" i "my starzy", autor nie buduje tego, jakże mimo wszystko złudnego przeciwstawienia. Na scenie rozgrywają się losy po prostu ludzi. Ta pozycja o wiele więcej pozwala wyjaśnić.

Jest w sztuce "Wracamy późno do domu" interesujący ciąg myślowy, który może nie każdemu widzowi rzuci się w oczy.

Kiedy Ada staje się wspólniczką zbrodni, morderstwa na swoim rówieśniku, kiedy przed matką staje dylemat - ukryć czy wydać córkę, matka również wybiera drogę zbrodni, ponieważ ukrywa. Więcej: nie chce nawet dopomóc tamtemu, walczącemu ze śmiercią chłopcu. Nie robi tego w imię miłości do córki, tej miłości w ogóle - na scenie przynajmniej - widać bardzo mało. Pani Reglicka nie może dopuścić, aby zawalił się jej dom. Wszystko, co wewnątrz - ona wierzy - da się jeszcze jakoś zwyciężyć. Tylko - bez innych ludzi. Taki jest punkt wyjściowy pani Marii Reglickiej, głównej bohaterki dramatu, osoby sobie ufającej.

Zaś Ada? Długo na scenie trwa sugestia że zabójstwo dokonane zostało w atmosferze pijackiej zabawy, kłótni dwóch amantów dziewczyny, która w ogóle często zmienia amantów- Czyli tragiczne skutki rozwydrzenia seksualnego i alkoholizmu? Sama Ada podtrzymuje ten obraz i dopiero o wiele później, kiedy ukrywanie i tak już na nic się nie zda, Ada mówi (chyba w rozmowie z siostrą) prawdę. Jak matka, ona też zabiła w obronie swego domu. W obronie domu, który choć jej samej, "wracającej późno", nie na wiele się przyda, ale który pozostał ostatnią może świętością. Trzeba utrzymać przynajmniej mit o świętości.

Ada broni także matki, którą dziej podziwia niż kocha. Tutaj natrafiamy na wątek myślowy pokrewny "Strasznej zabawie", lecz jakże inaczej rozwiązany!

Pani Reglicka (nota bene też Maria) jest kobietą spokojną i racjonalną. Własna prawość, szlachetność serca są jak znakomicie dopasowany pokrowiec: Pani Maria czuje się w nim bardzo dobrze. Chętnie acz dyskretnie aplikuje go innym. Napisał niedawno Salomon Łastik (na łamach bodajże "Zwierciadła"), że dzieci zazwyczaj czują mniej zaufania do rodziców tzw. przyzwoitych. To właśnie są rzeczywiste proporcje sprawy.

Rodzinny dom, kilka osób, z których każda myśli w gruncie rzeczy o sobie, bywa budowlą bardzo kruchą. Pierwszą cegłę z fundamentów domu Reglickich wyciąga ojciec, wszystko, co dzieje się dalej nie dowodzi niczyjego rozwydrzenia ani cynizmu, jest tylko logicznym ciągiem zdarzeń. Nie wracajcie późno do domu - mówi Karpowicz. Karpowicz nie jest głupi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji