Artykuły

"Opowieść o Turcji" Nazima Hikmeta w Teatrze Nowym

Jeśli na ogół zadaniem recenzji jest obieranie drzwi do teatru, oprowadzanie widza po rozmaitych piętrach nadbudowy, czy też przez labirynt ideologii sztuki, o w wypadku "Opowieści o Turcji" Nazima Hikmeta recenzent jest w tej mierze niepotrzebny, bo drzwi są na oścież otwarte. Tak proste i prawdziwe, bezpośrednio do serca i rozumu widzów przemawiające są słowa i dzieje w tym widowisku Teatru Nowego. Oto współczesna Turcja: prostytutki amerykańskiego imperializmu, przekupni ministrowie, naczelnik policji - entuzjasta faszyzacji kraju, dziennikarz bez skrupułów i bez przekonań, a raczej o jednym przekonaniu: te należy za jak największe pieniądze służyć jak najgorszej sprawie. A oto lud turecki, robotnicy, chłopi i inteligencja, ludzie na pozór niewyróżniający się niczym, lecz pełni umiłowania dla sprawy pokoju i swej ojczyzny. Wreszcie starcie tych dwóch światów w niesłychanie dramatycznych scenach.

A więc, może ktoś zapytać, inscenizowana publicystyka?

Po stokroć nie.

Hikmeta będą jeszcze grać i będą goi czytać pokolenia, które przyjdą, dla których świat amerykańskiego imperializmu i półświatek ich lokajów będzie tylko przeszłością. Odtworzą, grając Hikmeta artystyczną prawdę o tym, co się działo we wszystkich krajach, nie tylko w Turcji, w okresie inwazji wojującego dolara.

"Opowieść o Turcji" wprawia widza w stan największego napięcia. O kilka sekund za późno, w porównaniu ze zwyczajem, wybucha aplauz na widowni. Tak silne jest wrażenie, tak obezwładnia ono widza, że przytomnieje dopiero przy pełnym świetle na sali.

W nieprzerwanym toku widowiska, po dramatycznych i pełnych usprawiedliwionego, a więc rzetelnego i przekonywającego patosu scenach - następują prawie liryczne o nieteatralnej, rzekłbyś, subtelności. Naczelnym tematem jest nieuniknione zwycięstwo ludu tureckiego, choć widzimy, iż ponosi on w konflikcie widowiska klęskę. Ale jest to klęska kilku osób, protagonistów, przygotowujących, zwycięstwo sprawy. Widzimy to zwycięstwo wzrokiem Hikmeta, wyostrzonym w ciemnościach trzynastu lat więzienia tureckiego. Prosta kobieta, była mamka Fatma, która wykarmiła jedną z największych ohyd Ankary, właśnie owego dziennikarza, jest przedstawicielką ludu tureckiego, zyskującego pod żelazną stopą faszyzmu świadomość, że walka o własne szczęście lub szczęście kogoś bliskiego jest nierozerwalnie związana z walką o wolność i sprawiedliwość społeczną dla wszystkich ludzi.

Jeśli powiedziano, iż widowisko nie wymaga komentarza ideologicznego, ponieważ komentuje się bezpośrednio samo, opętuje widza bez niedomówień i nieporozumień - nie znaczy to jednak, że zadanie postawione zespołowi, reżyserowi i scenografowi Teatru Nowego było łatwe. Przeciwnie, chyba najcięższe, z dotychczasowych. Hikmet pokazuje całą Turcję. I wędrownego pieśniarza-chłopa i raut z szampanem i redakcję wielkiego brukowca, wyrugowanych z ziemi chłopów i salę przyjęć w więzieniu; ulicę ankarską i robotników portowych w konspiracji, mord popełniony na przywódcy robotników i gabinet naczelnika policji, biuro obrońców pokoju i salę sądową. Pokazuje to często w jednoczesności wydarzeń, która wymaga wielkiej przestrzeni, czy też sceny obrotowej.

Inscenizacja w Teatrze Nowym rozwiązała sprzeczność między tymi wymogami sztuki, a możliwościami technicznymi teatru. Powstało widowisko, w którym tę Turcję, o którą chodzi, widzimy od kresu do kresu. Turcję, gdzie zawsze obecny jest wielkorządca amerykański, choć w coraz to innej postaci. Raz jako agent tajnej służby, dyktujący naczelnikowi policji sposób postępowania, do którego go wcale nie trzeba zachęcać, to znowu jako generał amerykański, przyjmujący towar kupiony za dolary: armię turecką; to znowu jako sierżant amerykański, niewidoczny na scenie, a jednak obecny w swej zwierzęcej ohydzie. Tę Turcję wreszcie, którą przemierza stary chłop z pieśnią o Stalinie na ustach. Jest On dla niego Hyzyr Alejhuseliam'em, legendarnym bohaterem narodu tureckiego, który zawsze przychodzi z pomocą biednym.

Wielkie to i trudne zadanie przedstawić talki cały świat w ruchu i w nieustającej walce Tym bardziej trudne, że zabrakło przykładów - jaki trzeba to zrobić. Spektakl w Teatrze Nowym jest prapremierą polską.

Sugestywna jedność widowiska powstała dzięki umiejętnemu połączeniu tekstu z inscenizacją, reżyserią, grą i muzyką. Rzadki to wypadek. I dlatego widowisko nie jest interpretacją Hikmeta, lecz w każdym detalu i w całości jego opowieścią o Turcji.

Reżyser i scenograf rozwiązali sprzeczność zachodzącą między małą sceną, a wielką przestrzenią, wymaganą przez ciągłą zmianę miejsca akcji - nie berlińskimi kotarami i schodami lat dwudziestych, jak się to wobec braku sceny obrotowej nasuwało, lecz przez ruchomą dekorację, przez odsłanianie i zasłanianie jej elementów - to tkaninami, które mimo umowności swojego złączenia nie robią uszczerbku realizmowi sztuki - to rzutami światła czy ciemności na część sceny. Możliwe, że ktoś podniesie zarzut powrotu do konwencji formalistycznej w dekoracji. Ale, według nas, nie będzie miał racji.

Nie będzie miał racji również ten, kto nie dostrzeże wielkiego wyczynu artystycznego całego zespołu i będzie chciał wyróżniać poszczególnych wykonawców dużych ról i małych, lecz wielkich dzięki wielkości widowiska. Wydaje się, że nie należy tak postępować, choć łatwo jest ulec pokusie na przykład w wypadku Janiny Draczewskiej (Fatma), która pokazuje wielki teatr pozbawiony teatralności. Powiedzieliśmy na przykład...

Nie, nie doszukamy się słabych miejsc i wcale nie chcemy tego uczynić. Chcemy tylko powtórzyć, cytując własną wypowiedź na odbytej kiedyś w Łodzi dyskusji:

"Wolę jedno potknięcie walczącego teatru, niż tuzin sukcesów małomieszczańskiego!"

A cóż dopiero gdy chodzi o sukces walczącego teatru o wielki sukces.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji