Artykuły

Lejzorka śmiech i łzy

Krasowski, zachęcony widać powodzeniem niedawnej inscenizacji powieści Bandrowskiego o Piłsudskim, zaadaptował z kolei inną powieść. Tym razem - radzieckiego pisarza Erenburga, należącego do tegoż pokolenia, co Bandrowski. Wybór tych dwu pisarzy nie, jest chyba przypadkowy, gdyż w obu wypadkach oglądamy na scenie te same czasy, tylko że z dwu bardzo różnych perspektyw. Obie powieści są awanturniczymi epopejami, pierwsza - dyktatorskiego marszałka Polski dwudziestolecia, druga - Lejzorka, żydowskiego krawca z Homla.

Lejzorek jest postcucią skomplikowaną. Bo jest uczuciowy i naiwny jak Jaś z Księżyca, równocześnie obdarzony zdrowym rozsądkiem Szwejka, a wreszcie - jak Chaplin - niewydarzony i prześladowany życiowym pechem. Wszyscy go oszukują i wyzyskują, z każdej sytuacji wychodzi "wyślizgany" na czysto. Nigdzie nie może zagrzać miejsca, bo w kraju rewolucji posądzają go o kontrrewolucję, a o rewolucyjność - w krajach kapitalistycznych. Ścigany nędzą staje się anarchicznym okazem "lumpenproletariusza", drwiącego z wszelkich wiązadeł społecznych, więc z ustroju politycznego i rodzinnego, z uczuć narodowych czy religijnych. W każdym ustroju i pod każdą szerokością geograficzną odkrywa obłudą i tępotą, egoizm i spekulacją, krzywdę i niesprawiedliwość.. Nawet Ziemia obiecana - Palestyna, w której Lejzorek ostatecznie ląduje, jest dlań obca i wroga. Pod symboliczną ścianą płaczu kończy zaszczuty wędrowiec swój burzliwy żywot. Z pogromu życiowego ocala jedną wartość uczuciową: tęsknotę za rodzinnym Homlem.

W kolejach życiowych Lejzorka odzywa się dalekie echo legendy o Żydzie wiecznym tułaczu. Ale zapewne istotniejsza jest głębsza aluzja osobista pisarza, który po rewolucji październikowej emigrował na zachód, by po dłuższym okresie anarchizowania myślowego - powrócić do kraju i stać się czołowym szermierzem humanizującego socjalizmu. Niemniej okres emigracyjny, w którym Erenburg pisał Lejzorka, wycisnął na bohaterze powieści piętno anarchizmu. Podobnie jak na klasycznym przykładzie tego gatunku literackiego - postaci Julia Jurenity.

Wydaje się, że tę właśnie nutę autorskiego wyznania uwzględnił Krasowski w swym scenariuszu, którego akcent końcowy rehabilituje anarchizm Lejzorka. W reżyserii - położył Krasowski nacisk na różnolitość faktury, na jej wisielczy humor, przechodzący nieustannie w humanistyczną liryczność Natomiast nie akcentował zewnętrznie typowości żydowskiego środowiska, poprzestając na specyficznym dowcipie tekstu, właściwym obyczajowości małomiasteczkowego ghetta, nasiąkniętego talmudyczną tradycją. I ta warstwa słowa jest tak przemożna, że pokonuje próbę zewnętrznego odbarwienia i uogólnienia środowiska. Płynna zmiana dziewięciu wybranych epizodów "życiorysu" umożliwiła wstawki - monologi, dopełniające przerw w akcji. Układ ten stworzył dobry przykład teatru epickiego, gdzie opowiadanie przeobraża się w dynamicznie zorganizowaną akcję. Płynny ciąg obrazów łamie się jednak w Lejzorku na epizodzie niemieckim i angielskim, a obraz ostatni - mimo że sam w sobie dramatyczny - grzeszy przydługą sceną w grobowcu Racheli.

Rola Lejzorka jest oczywiście osią przedstawienia. Grał ją E. Rączkowski, którego aktorska maniera zająkliwego mówienia i nieco patologicznych odruchów debila, znalazła w tej roli właściwy wyraz. Raczkowski scharakteryzował przekonująco anarchicznego Lejzorka, o którym nie wiadomo, czy kpi, czy o drogę pyta. Z niezwykłym ferworem i temperamentem punktował dowcip słowny i sytuacyjny oraz całą zjadliwość satyry o niezwykłej celności. Znalazł też w monologach dobry ton gorzkiej refleksji czy dyskretną nutę uczuciową o wyrazie nieraz dramatycznym a nawet tragicznym. Przydałoby się tylko lepsze opanowanie pamięciowe tekstu.

Inne role - z konieczności epizodyczne wymagają pewności rzemiosła, ile że nie ma tu czasu na "rozegranie się" a trzeba rolę od razu zaatakować i ostro obrysować. Powiedzmy otwarcie, że nie było z tym najlepiej, mimo wyraźnego wysiłku reżysera, by figury mocno osadzić, a nawet przerysować i wykrzesać z nich maksymalną siłę wyrazu. Do tych "mobilizowanych" aktorów należy J. Guenther, dysponujący dużą sprawnością i inwencją charakterystyczną. Stworzył też wyrazistą sylwetkę niewydarzonego prokuratora Kugla, a drugą - jeszcze ciekawszą - Abramczyka, żebraka pod murem płaczu. W roli tej osiągnął Guenther zaskakujący wyraz, przerzucając się z podrabianego natchnienia zawodzącego psalmisty. - w codzienną trzeźwość skłopotanego Żydka. Dobry epizod Lewka, fryzjera "z manierami" dał W. Pyrkosz, a - półobłąkanego biurokracją - Pietrowa: F. Pieczka. Żywo scharakteryzował sylwetkę spekulanta Chejfeca - T. Szaniecki, a S. Michalik dał kapitalną karykaturę dziarskiego funkcjonariusza piłsudczyzny. Równie dynamicznie rozegrał J. Harasiewicz podwójną postać apostoła Armii Zbawienia i agenta kontrwywiadu angielskiego. Kobiece role szablonowo przerysowane, wypadły zaledwie poprawnie. Może Niusia (M. Cichockiej) i Amerykanka (A. Lutosławskiej) stały się nieco ciekawsze.

Obraz sceniczny był ciekawy i nawy przez użycie wyolbrzymionych w symbole szczegółów, jak kopuła cerkiewna, bukiet, maszyna krawiecka, czy nogi typowych reprezentantów ustroju, jako postaci przerastających scenę. Szczegóły te, wyjaskrawione ostrymi i brutalnymi plamami, korespondowały z nastrojem i środowiskiem, a także i ekspresyjnym założeniem reżysera. Natomiast ubiory pozbawiono - nie wiadomo dlaczego - podobnej charakterystyki środowiskowej i lokalnej, przenosząc niejeden z nich w sferę zbyt neutralnej stylizacji.

Skoczna a charakterystyczna melodyjka "Titiny" snująca się w różnych wersjach przez cale przedstawienie, nadawała mu ton drwiącego kontrastu.

Przekład brzmiał dobrze ze sceny, jedynie nazwisko bohatera - Rojtszwaniec - niezręcznie wychodzi po polsku - i chyba lepiej brzmiałby: Rojtszwanc.

Lejzorek ma zapewnione długie powodzenie, o czym świadczy wymownie niezwykle żywa reakcja publiczności. Przedstawieniem tym Teatr Ludowy obchodzi swe ambitne sześciolecie, udokumentowane zawsze ciekawym doborem repertuaru i niejednym świetnym przedstawieniem. Przypomnijmy tu monumentalną Oresteję, rozkosznego Pigwę "naszego" Broszkiewicza czy sztuki współczesnych autorów o pasjonującej, problematyce i formie. Jest ich seria niemała: Myszy i ludzie, Stan oblężenia, Jacobowsky, Romulus, Smok - czyli: Steinbeck, Camus,Werfel, Durrematt, Szwarc...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji