Artykuły

Przypadki Karola M.

Nowa wyspa pojawiła się na teatralnym oceanie Londynu. W październiku ubiegłego roku swoją działalność zainaugurował Bridge Theatre. Dyrektorem placówki został Nicholas Hytner, były kierownik artystyczny National Theatre. Jednym z założeń, jakie wygłasza szef nowo otwartej sceny, jest promocja nowej dramaturgii - pisze Szymon Spichalski w Teatrze dla Was.

Hytner ma jednak świadomość, że nie może pozwalać sobie na eksperymenty. Nie sprzyja temu komercyjny charakter BT, dlatego dyrektor mówi o konieczności łączenia na scenie popularnej formy z możliwie jak najbardziej pogłębioną treścią. Jednym z atutów nowej sceny jest jej dogodna lokalizacja. Nazwa placówki wzięła się od pobliskiego monumentalnego London Bridge.

Postulat promowania nowych dramatów znalazł wyraz w pierwszej, inauguracyjnej premierze Bridge Theatre. "Młody Marks", sztuka napisana przez popularnych na wyspach Richarda Bean'a i Clive'a Colemana, nawiązuje do krótkiego wycinka z życia niemieckiego filozofa. Chodzi mianowicie o pierwsze lata pobytu w Londynie. Twórca naukowego socjalizmu trafił do stolicy Anglii krótko po tym, gdy został wygnany z Królestwa Prus za działalność rewolucyjną. Miasto nad Tamizą w latach 50. XIX wieku było z jednej strony rozrastającą się i rozwijającą metropolią, z drugiej stało się miejscem powstania olbrzymich nierówności społecznych i ekologicznej katastrofy. Pobyt Marksa w Londynie miał decydujące znaczenie dla rozwoju jego teorii o społeczeństwie klasowym i niszczących mechanizmach kapitalizmu, które dokładnie opisał w wydanym kilkanaście lat później "Kapitale". Jak na ironię, resztę życia spędził... właśnie w stolicy Albionu.

"Życie Marksa było komedią" - zapowiadali twórcy spektaklu, co znalazło przełożenie na formę scenariusza. Tekst duetu Bean-Coleman ma formę tragikomedii obyczajowej, względnie wiernie nawiązując do faktów z życia filozofa. Dramaturgia wymusiła kilka historycznych naciągnięć (np. pojedynek z obrażonym hrabią miał miejsce w Antwerpii, nie w Anglii). 32-letni Marks (w tej roli popularny komediowy aktor Rory Kinnear) rezyduje w obskurnej dzielnicy Soho, dystrykcie zamieszkanym w XIX wieku głównie przez imigrantów. Już pierwsza scena dużo mówi o sytuacji ekonomicznej protagonisty. Próbuje zastawić w lombardzie serwis swojej żony, ale szybko zostaje rozpoznany i zmuszony do ucieczki. W domu nie jest lepiej. Małżonka Karola. Jenny (Nancy Caroll), po raz kolejny postanawia od niego odejść.

Hytner, jako reżyser widowiska, sprawnie rozgrywa paradoksy towarzyszące postaci Marksa. Z jednej strony jest socjalistą głoszącym górnolotne teorie o konieczności zniesienia klas społecznych; z drugiej nie potrafi porozumieć się z prostymi robotnikami. Popada w konflikt z częścią londyńskiego środowiska rewolucyjnego, bo sens przemiany widzi w ewolucji, nie w krwawym przewrocie. Występuje przeciwko arystokracji, choć to z tej klasy społecznej wywodzi się jego żona. Całym sobą poświęca się ideom i służbie społeczeństwu, choć zaniedbuje przy tym rodzinę i unika sumiennej pracy. Finansowo cały czas jest zależny od pożyczek wiernego mu przyjaciela Friedricha Engelsa (Oliver Chris), który u Hytnera jest korzystającym z uciech życia fircykiem. Podkreślanie hipokryzji Marksa (jak i innych socjalistów) potęguje efekt komiczny, zwłaszcza w scenach zebrań kółka rewolucyjnego. Odmalowane środowisko może przypominać niektóre sceny z wystawionego kilka lat temu w warszawskim Teatrze Dramatycznym "Młodego Stalina" Tadeusza Słobodzianka.

Spektakl traktuje o młodości Marksa, choć Hytner próbuje przemycać współczesne nawiązania. Rodowici londyńczycy z pogardą spoglądają na imigrantów - była nimi de facto ówczesna niemiecka mniejszość nad Tamizą. W satyrycznym wizerunku rewolucjonistów można dopatrywać się odniesień do obecnych angielskich elit, ale duet Bean-Coleman nie ryzykuje tak daleko idących analogii. Spektakl z Bridge Theatre jest satyrą społeczno-polityczną, ale zdecydowanie brakuje tu podstaw do wybrzmienia bardziej współczesnych tonów. Pozostaje cieszyć się przede wszystkim wartką akcją i komizmem sytuacyjnym (znakomita scena z Darwinem w British Library!).

Jednym z ciekawszych elementów przedstawienia jest scenografia zaprojektowana przez Marka Thompsona. Na obrotowej scenie ustawiony jest kubik z jednej strony przedstawiający mury londyńskich kamienic, z drugiej wnętrza domu Marksa czy biblioteki. W tle naklejony jest dodatkowo prospekt przedstawiający dachy robotniczych osiedli z niezliczoną ilością kominów w tle. Dzięki takiemu zestawieniu udaje się uzyskać efekt pogłębionej przestrzeni, a przy okazji podkreślić klaustrofobiczność miasta nad Tamizą. Uliczki ówczesnego Londynu sprawiały wrażenie ciasnoty, potęgowanej dodatkowo przez przeludnienie.

Pod względem dramaturgicznym "Młody Marks" ma dobre tempo, poszczególne wątki łączą się w całość. Jak przystało na angielską komedię, dużo tu czarnego humoru i kąśliwej ironii. W tej ostatniej przoduje tytułowa postać, przez co niespecjalnie przypomina poważnego Niemca, jakim był w rzeczywistości Marks. Ten anachronizm niespecjalnie jednak przeszkadza. Kinnear prowadzi swoją postać konsekwentnie, przedstawiając towarzyszące jej momenty zarówno chłodnego cynizmu, jak i zwątpienia. Karol i Friedrich prezentują się niczym gwiazdorski filmowy duet, wznosząc okrzyki "Marks i Engels - Engels i Marks!". Obowiązkowo pojawiają się przygłupi konstable (w tych rolach William Troughton i Joseph Wilkins). Ta schematyczność nie jest wadą, zważywszy na sprawne rozegranie sztuki przez zespół aktorski.

Problem stanowi pewna płytkość w odmalowywaniu psychologii postaci. Nie jest to wina grających, powierzchowność tkwi w samym tekście. Czy Marks Kinneara przechodzi prawdziwą przemianę, nawet po śmierci syna? W jego światopoglądzie nie zmienia się tak naprawdę nic. Trudno też uwierzyć w tak spokojne przejście Jenny do porządku dziennego nad faktem małżeńskiej zdrady. Szkoda postaci Engelsa - Oliver Chris zaledwie raz sygnalizuje wyobcowanie związane z pogardą odczuwaną wobec ojca, poza tym cały czas jest lekkodusznym dandysem. Fanatyczny Carl Schramm, w wykonaniu Ebena Figueiredo, ani razu nie wątpi w postawę Marksa, ale tępy upór postaci odbiera aktorowi szansę nadania jej jakichkolwiek różnorodnych odcieni.

Forma "Młodego Marksa" świadczy o czymś jeszcze. Celem twórców z Bridge Theatre nie była dyskusja z poszczególnymi tezami Marksa, ale odniesienie się do ich wpływu ma przecież niebagatelne znaczenie. W jednej ze scen Karol rozprawia z Engelsem o szansach, jakie niosą ze sobą krzewione przez nich idee. Fryderyk mówi o tym, że ideologia popularyzowana przez kolegę w przyszłości zmieni "życie jednych na lepsze, drugich na gorsze". Ten swoisty eufemizm może brzmieć dość groteskowo w naszej części Europy i wielu częściach Azji czy Ameryki Południowej. Choć reżyser sprawnie odmalował blaski i cienie towarzyszące prywatności niemieckiego filozofa, zapomniał o mroku, jaki roztoczyła sylwetka Marksa nad następnym stuleciem i ponad miliardem ludzi.

***

Szymon Spichalski - teatrolog i krytyk, absolwent warszawskiego WoT-u, obecnie pracuje jako kierownik literacki w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu.

***

Richard Bean (1956 - ) i Clive Coleman ( 1946 - )

"Młody Marks", komedia

Transmisja przedstawienia z The Bridge Theatre w Londynie

Spektakl z cyklu "National Theatre Live"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji