Artykuły

Namiętności w krzywym zwierciadle

Zawsze powtarzam, że nie ma nic gorszego niż źle wystawiona opera, w której wszystko jest nieprawdą - mówi Włodzimierz Nurkowski, reżyser dyptyku "Pajace/Gianni Schicchi", którego premiera odbędzie się 23 marca w Operze Krakowskiej.

Myśli pan, że można wybrać się do opery w poszukiwaniu "prawdy"?

- Zależy, co rozumiemy przez to słowo. W przypadku opery prawda to zgodność wszystkich elementów składowych, które dopełniają się w spektaklu. Jeśli chcemy "wypowiadać prawdę o świecie", możemy to zrobić również za pomocą eseju czy referatu. Ostatecznym kryterium prawdy jest skuteczność wykreowanej na scenie rzeczywistości czy naprawdę nas to wzrusza, przejmuje grozą, śmieszy. Zawsze powtarzam, że nie ma nic gorszego niż źle wystawiona opera, w której wszystko jest nieprawdą. Natomiast zrealizowana w sposób doskonały może być najwspanialszym widowiskiem, jakie mogę sobie wyobrazić

Na ile "Pajace" Ruggera Leoncavalla, czyli wzór opery werystycznej, przedstawiają prawdziwe problemy i sytuacje z życia, jak to myślano pod koniec XIX wieku?

- "Pajace" to jeden ze zwiastunów tego rodzącego się wówczas stylu. To opera nieco hybrydyczna, ale rzeczywiście spełnia kryteria gatunku. Choć już wcześniej w operze opisywano życie małych społeczności czy wręcz półświatka, np. w Carmen, w pewnym sensie w "Traviacie" czy "Cyganerii".

Dzieło mówi jednak wprost o ludziach społecznie nieuprzywilejowanych czy wręcz wykluczonych. Takie głosy zdają się być w dzisiejszym świecie bardziej słyszalne i wybrzmiewają częściej w debacie publicznej.

- Aby dokonać takiej analogii, musielibyśmy literalnie przenieść akcję w dzisiejsze realia. Jednak zgodnie z naszym poczuciem estetycznym i wrażliwością zdecydowaliśmy, że rzecz rozgrywać się będzie w bliżej nieokreślonym czasie XX wieku, czyli w tzw. nieodległej przeszłości.

Jaką więc prawdę o ludziach odzwierciedlają "Pajace"?

- W operze Leoncavalla możemy, niemal jak w krzywym zwierciadle, w zdemonizowanym wymiarze, obejrzeć przypadłości natury ludzkiej. Dzieje się to nie tylko przez sam temat, ale i nieprawdopodobną kondensację oraz kumulację efektu dramatycznego.

Zwykle to dzieło funkcjonuje w połączeniu z "Rycerskością wieśniaczą" Mascagniego. Pan wybrał jednoaktówkę "Gianni Schicchi" Pucciniego. Dlaczego?

- To niezwykle ciekawe zestawienie, zresztą już zaproponowane przez innych reżyserów. Obydwie opery w sposób szczególny i mocny dotykają sfery ludzkich namiętności i czegoś, co przekracza normę. W "Pajacach" jest to miłosna żądza i zazdrość, które prowadzą do autodestrukcji i katastrofy. Trudno tu zresztą mówić o miłości, skoro facet jest tyranem, pastwi się nad swoją żoną, którą wziął z ulicy, i oczekuje, że będzie jego podnóżkiem oraz służącą spełniającą wszelkie zachcianki, a ona jest nie tylko krnąbrna, ale ma jeszcze jakieś aspiracje i marzenia. Opera Leoncavalla to jedna z najbardziej krwawych i gęstych tragedii. W "Giannim Schicchim" niszczącą namiętnością jest chciwość i żądza pieniądza. Z jednej strony u Leoncavalla mamy więc jedną z najbardziej krwawych i gęstych tragedii, z drugiej u Pucciniego drugą stronę spektrum.

Pajace to teatr brutalnej prawdy?

- Zdecydowanie tak. Myślimy o bohaterach w taki sposób i budujemy sceny tak, jakby były fragmentami filmu z kręgu włoskiego neorealizmu, a "Gianni Schicchi" to z kolei slap-stickowa farsa, dzieło niezwykle zabawne. Z punktu widzenia kompozytorskiego metier, to najlepsza opera Pucciniego, nie bez kozery mogłaby stanąć koło "Falstaffa" Verdiego. Nie ma tam ani jednej zbędnej nuty. To bezwzględny obraz natury ludzkiej, wyśmianej i wyszydzonej. Słynna aria Lauretty "O mio babbino caro" rozpływa się w swej ckliwości

z fascynacją i z całą premedytacją zestawiona jest z brutalnym światem pazernej rodziny, potworów na kształt rodziny Addamsów.

Widzowie mogą spodziewać się również atrakcji - będą elementy breakdance, sztuki cyrkowej i sztuki iluzji...

- W ten sposób urzeczywistnimy w "Pajacach" objazdowy teatr komediantów, który przyjeżdża do tej małej włoskiej miejscowości. Pewne wątki znajdą się również w drugim dziele, bo grupa komediantów pojawi się również w "Giannim Schicchim" jako element absolutnie kontrolowanego kiczu. Używając metafory kulinarnej, o ile "Pajace" będą zasadniczym daniem obiadowym, o tyle opera Pucciniego będzie po prostu wykwintnym deserem.

Czy pracując nad konkretnym tytułem, ogląda pan inscenizacje innych reżyserów?

- Oglądam. W przypadku "Pajaców" przychodzi mi na myśl słynny i wielokrotnie nagradzany film Zeffirellego z 1982 roku, którym byłem swego czasu zachwycony. To wzorcowe, sfilmowane w specyficzny sposób "Pajace", jednak nie w stylu "Złodziei rowerów", bo nie próbują udawać życia. Głośna była również inscenizacja "Schicchiego" na festiwalu operowym w Glyndebourn. Na szczęście w mojej inscenizacji wpadłem na pomysły, których u nikogo i nigdzie nie widziałem. W "Giannim" pójdziemy trochę w kierunku montypythonowskiego odjazdu, nie chcę jednak zdradzać zbyt wielu szczegółów.

Nadal posiada pan największą płytotekę z muzyką klasyczną w Krakowie?

- Nie bardzo mogę się wypowiadać, bo nie mam porównania. Wciąż kupuję płyty, choć miejsca nie mam zbyt wiele. Najbardziej oczywiście lubię te czarne, nie bez powodu mówi się o magii czarnego krążka. Lubię to skrzypienie i chwilowe zakłócenia. Poza tym z płytami jest podobnie jak z książkami, które również lubię mieć w ręce i nie potrafiłbym się przestawić na elektroniczne nośniki.

Wie pan, ile płyt liczy Pańska kolekcja?

- Myślę, że w sumie ok. 10 tys. kompaktów i winyli. Mam również trochę płyt szelakowych i patefon. Mój wnuk kręci korbką, a potem z zaciekawieniem słucha muzyki.

Jakiej płyty słuchał pan ostatnio na tym patefonie?

- Od dłuższego czasu jest tam płyta z ariami operowymi, na której jest nawet fragment z "Pajaców", a w każdą niedzielę słucham konkretnej, przeznaczonej dokładnie na dany dzień kantaty Jana Sebastiana Bacha. To mój zwyczaj od lat.

**

Ruggero Leoncavallo Pajace Giacomo Puccini Gianni Schicchi

... opowieść o skrajnych namiętnościach, które stają się źródłem destrukcji, pożerają człowieka i dewastują jego życie. Reżyseria: Włodzimierz Nurkowski, kierownictwo muzyczne: Tomasz Tokarczyk, scenografia i kostiumy: Anna Sekuła, przygotowanie chóru: Jacek Mentel Premiera: 23 marca 2018; kolejne spektakle: 24, 25 i 27 marca 2018.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji