Artykuły

Prawnuki Świętoszka

Miesiąc temu Komedia Francuska - zwana też Domem Moliera - obchodziła 340 rocznicą jego urodzin. Aktorzy celebrowali tę uroczystość w kostiumach epoki Ludwika XIV, otaczając fotel - ponoć molierowski - który stoi w reprezentacyjnym foyer sali Richelieu. Tak oddali hołd swemu mistrzowi, którego duchową obecność uzmysławiał muzealny rekwizyt o wątpliwej autentyczności. Nieco żenująca mumifikacja, woniejąca naftaliną.

Dwa lata temu oglądałem w tymże teatrze Świętoszka, afiszowanego jako 2613 przedstawienie od czasu premiery. Znów przytłoczenie tradycją. Dla dzisiejszego teatru pytanie jest zasadnicze: czy Molier ma być czcigodną i nietykalną skamieliną - czy też sprawą żywą? Jeśli więc szukamy w nim aktualności, musimy oderwać się od komentarza historycznego komedii o Świętoszku, jako próby zohydzenia ówczesnego typu faux dévót - obłudnego pobożnisia. I wydaje się. że dziś ostrze satyry przenosi się z postaci tytułowej, na jej ofiarę, na Orgona, jako oszukanego bohatera komedii łatwowierności. Orgon wydaje się mieć rysy samego Moliera, rysy autobiograficzne i prawdziwsze, niż arcydemoniczna w swej chciwości i zmysłowości postać Tartufa. Dalej - w Świętoszku komedia ociera się nieustannie o dramat, ba/ nieraz o tragedię i tylko sztuczne zakończenie ratuje sprawę od ponurości. Ta gorzka nuta jest zresztą cechą komediowego pisarstwa Moliera. Stąd pytanie drugie: jaki ton obrać w przedstawieniu Świętoszka?

Przedstawienie nowohuckie kładzie akcent na wątek Orgona, bliższe jest też dramatu niż komedii. Czy to z zamysłu reżysera czy dzięki żywości interpretacji Z. Klucznika, postać Orgona wysuwa się na plan pierwszy. Ten dobroduszny ojciec rodziny, okazuje się tyranem, domowym, kiedy pochłania go obsesja fałszywych wyobrażeń. Kiedy staje się żałośnie bezradny wobec przemożnej sugestii Tartufa, jak ofiara zafascynowana, przez węża. Kiedy wszyscy - tylko nie on - widzą oczywiste sztuczki sprytnego oszusta. Orgon osamotniony w swym beznadziejnym uporze, wpada w okrutną pułapkę. Trudno w tej potworności odnaleźć nuty komiczne i trzeba by bardzo ostrej komiki scenicznej, aby przeważyć szalę śmieszności. Klucznik - prowadząc konsekwentnie swą rolę omotanego poczciwca - stosuje chwyty komiczne bardzo powściągliwie. Folgując śmieszności tylko od czasu do czasu, utrzymuje rolę na tonie mimowolnego dramatu. Nawet - w słynnej scenie podsłuchiwania spod siołu, dozwalającej na błaznowanie. Orgon Klucznika stał się postacią w swej obsesji żywą i krwistą, w odróżnieniu od domowników, potraktowanych konwencjonalnie. Sztuczne pozycje i gęsty i takież układy sytuacyjne miały zapewne uwydatnić sztywną, manierę epoki i zastąpić etykietalny styl scenicznego baroku. Niestety nie wydaje mi się, by cel ten (jeśli był taki) - osiągnięto. W dworskich korowodach i dygach nie wszyscy czuli się pewnie i swojsko. Szczególnie panie czuły się skrępowane ogoniastymi sukniami, kiedy przyszło drobić nóżkami, czy stylizować gesty.

H. Lutosławska, jako Elmira miała żywsze sceny w uwodzeniu Tartufa, a K. Dubielówna znalazła dobry ton dziecinny w roli Marianny. Jednak nadużycie wyższych rejestrów głosowych raziło ucho krzykliwością. B. Czuprynówna zagrała z ferworem fertyczną i wszędobylską pokojówkę Dorynę, choć zdałoby się w tej roli więcej swobody. Jeszcze mniej tej swobody wykazała autokratyczna babcia Pernelle (M. Cichocka). Lepiej zarysowały się role męskie: wybuchowego młodziaka Damisa (R. Jarosz), stylowego zalotnika Walerego (A. Polek) i trzeźwego Kleanta (J. Harasiewicz). Zabawnie rozegrał epizod Woźnego, M. Lekszycki, rozwijając melancholijną filozofię urzędasa, stojącego ponad życiem.

Stylowość teatralnego baroku uwidoczniła się w pomysłowym prologu, dowcipnie związanym z postacią zbawcy. - Oficera (F. Matysik) przynoszącego w finale cudowne ocalenie. Zwroty do publiczności, jakby ówczesnej, wśród której siedział monarcha - rozdawca łask, dworskie ukłony i uniżenia, stukanie laską w podłogę dla rozpoczęcia akcji stworzyły atmosferę teatru Moliera.

Tartufe zjawia się dopiero w akcie trzecim, poprzedzony jakże sprzecznymi zapowiedziami! To świetny chwyt, podniecający ciekawość widza, który niecierpliwie czeka na zjawienie się zagadkowej postaci. Tartufe ma być niespodzianką. Różni aktorzy różnie interpretowali tę rolę, żeby tu przypomnieć naszego Jaracza, czy nieodżałowanego Szuberta. Jedni pogłębiali nabożną obłudę aż do pogodnego samouwielbienia, inni rysowali od pierwszego rzutu drapieżność i wir kotłujących się namiętności pod układną maską.

R. Kotas stwarza postać nieoczekiwaną i zaskakującą - Tartufa, zamkniętego w sobie na cztery spusty. Groźny jest ten kamienny spokój, oszczędne ruchy i brak gestu, i zwolnione reakcje. Powiększa wrażenie biała, krótko ostrzyżona peruka, i nieruchoma maska twarzy, a wolny rytm mówienia, skrzekliwy głos i eksplodujące spółgłoski nadają postaci ton władczy. Również wybijanie rymów przenosi nas w czasy Moliera i bardzo przypomina, dykcję francuskich aktorów. Wszystko to jest niezmiernie ciekawe. Ale trzeba by już genialnej wirtuozerii głosu, żeby samą tylko mową wyrazić, pełnią demonizmu i przewrotności Tartufa. Choć postać ta w wykonaniu Kotasa stała się bardzo niezwykła, jednak, była raczej symbolem Tartufa, niż Tartufem żywym. Może i jest w takim podejściu sporo racji, bo typ molierowskiego świętoszka - jak i kanwa komedii - wydają się dziś życiowo nieprawdopodobne i domagają się raczej abstrakcyjnego uogólnienia.

Ta niezwykła precyzja mówienia, Kotasa jest niemałym osiągnięciem, scenicznym. Również Klucznik, Czuprynówna, Lekszycki nie zmarnowali jednego słowa tekstu. Szkoda, że w innych rolach nie słychać było podobnej troskliwości o wyrazistość słowa i prozodię tekstu.

Scenografia - arcyświeża w esencjonalnym skrócie barokowego stylu. Kto ze stylami oswojony - łatwo rozpozna kręconą linię pionową 10 meblach, kulisowo - ogrodowe szpalery i górą - nimby fałszywej idealizacji. Ale kto nieświadomy tych spraw, kto chciałby sobie wytworzyć autentyczny obraz baroku - niewiele skorzysta. To samo tyczy kostiumów, skomponowanych w świetnych zresztą zestawach barwnych, przypominających barokowe malarstwo, także perukami i uczesaniem.

W całości oglądaliśmy Moliera ciekawie unowocześnionego, ale dla smakoszów, bo chyba nie dla ludu. Świętoszka - Skuszanki, dalekiego prawnuka Moliera. Cóż, przesadna wierność nie jest dobra, ale i zbytnia swoboda także - nie. Gdzież złoty środek?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji