Artykuły

Nowy Świętoszek

Ta dekoracja, markująca tylko tradycyjny styl molierowskiego teatru - dekoracja czysta w formie, przejrzysta i czytelna - a przecież na wskroś nowoczesna - jest pierwszym zaskoczeniem widowni. Niby żadnych rewelacji: prostota architektoniczna, dwa krzesła - monstre, stolik - pochyła szachownica podłogi i nieco abstrakcyjne kandelabry jako przeświecająca kompozycja figuralna. To wszystko aż drażni doskonałością estetyczną. Wydaje się wręcz nieprawdopodobieństwem, że można tak zarazem "ładnie" i "nowocześnie", ale nie cukierkowo. Zdumiewają te zręczne pozory prostoty. Zapowiadają coś niepokojącego. I jeszcze na owym tle - czyste barwy strojów. Kostiumy "z epoki" - i jednocześnie ich współczesny, dowcipny kontur malarski...

Czy nie za wiele tego dobrego? Postacie zbliżają się ku widowni. Słychać pierwsze słowa. To już Molier. List adresowany do króla. Ukłon i zmrużenie oka do - władzy oraz publiczności.

No, tak - reżyser z miejsca określa ramy sztuki. Krystyna Skuszanka prezentuje nowe przedstawienie w Teatrze Ludowym wierne artystyczno-ideowym założeniom tej sceny. "Świętoszek" stanie się dalszym ciągiem dyskusji teatralnej o pojęciach władzy. I, oczywiście - będzie to "Świętoszek" całkiem niepodobny do serii znanych nam od lat wystawień molierowskiego dramatu.

Nie znajdziecie tedy na scenie wizerunku uśmiechniętego, tłustego obłudnika - ani nawet lisiej twarzyczki, upudrowanej fałszywą pokorą.

Świętoszek wprowadzony do teatru przez Skuszankę - jest groźny i demoniczny. To dworak, który swój ostateczny cel widzi w uchwyceniu władzy, jaką mu da fakt wyłudzonej darowizny od Orgona.

Wtedy - niejako po drodze do podstępnie wybranej celu - każda zdobycz uświęca środki. Wdzięki pięknej Elmiry są wówczas łupem wynikającym z poczucia władzy, zaś małżeństwo z jej córką, Marianną - parawanem legalności w nowej sytuacji.

Stąd też wiele kwestii, dotąd rozgrywanych na serio w mniej lub bardziej tradycyjnych przedstawieniach "Świętoszka" - reżyser Teatru Ludowego potraktował pod przekorny uśmiech, a czasem najwyraźniej przy akompaniamencie gromkiego śmiechu.

Strona kobieca: Elmira, Marianna i pokojówka Doryna - nie traktuje poważnie zaślepienia Orgona w odniesieniu do erotycznej linii działania obłudnego Tartufe'a. Ów żeński chór komentuje chichotem, przeznaczonym dla widowni - lubieżne ciągoty Świętoszka, dodatkowo podkreślając, że to jedynie mało ważne szczeble z całej drabiny, po której pragnie wspiąć się ten człowiek o znacznie wyższych racjach. Pojedyncze szczeble są tu tylko śmiesznostkami dotyczącymi zakłamania ludzkiej natury. Lecz z chwilą kiedy Tartufe ma postawić nogę na szczycie drabiny - oto co oznaczałoby zagarnięcie władzy - śmiech zamiera. Bo oto drabina przemienia się w cokół, na którym w wyrasta groźny pomnik. W kamiennej twarzy czai się cyniczny grymas.

Ale władza obłudy ma kruche podstawy. Tak kruche, jak kruche są argumenty fałszu wobec dowodów prawdy.

Otrzymaliśmy zatem w bieżącym sezonie drugiego klasyka teatru na nowohuckiej scenie - odczytanego w sposób zaskakujący świętością ujęcia. Szekspirowski "Wieczór Trzech króli" potraktowany z plebejską farsowością, odsentymentalizowany - zgiełkliwy i rubaszny, umowny festyn ludowy - oraz demoniczny "Świętoszek" Moliera.

Trudno porównywać oba spektakle. Już sama faktura dramaturgiczna wpływa na różnice. Na pewno bardziej czytelny jest Świętoszek, choćby przez wzgląd na mniejszą zawiłość wątkowa) I może dlatego uderza mocniej w odbiorcą, niepokoi go swą drapieżnością.

Aby demonizm postaci Tartufe'a narzucał się z miejsca widowni, trzeba było w tej roli obsadzić aktora, którego zewnętrzne i wewnętrzne warunki harmonizują z zamysłem reżyserskim. Ryszard Kotas mieścił się zarówno w groźnej masce Świętoszka jak i uosabiał cynizm dworaka, odległego od służalczości - nie gardzącego żadnymi środkami, które przybliżają mu główny cel życiowej kariery: absolutnej władzy nad otoczeniem.

Dwie role kobiece: bardzo różne i bardzo stylowe - szczególnie, moim zdaniem, błyszczały podczas przedstawienia. Filuternie uwodzicielska Elmira (Anna Lutosławska) i rezonerska Doryna (Bogusława Czuprynówna). Słabiutko natomiast, mimo pięknego kostiumu i fryzury - wypadła Marianna (Krzesisława Dubielówna). Orgon (Zdzisław Klucznik) był tragikomiczną ofiarą obłudy. Jego bezkrytyczna naiwność nie budziła współczucia. I słusznie.

Scenografia i kostiumy Mariana Garlickiego, to poważny wkład artystyczny w ten interesujący, pełen twórczej inwencji - spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji