Artykuły

Paulina Walendziak: Musimy drapać sobie szkłem po duszy

- W tym zawodzie musimy sobie, niestety, drapać szkłem po duszy. Rano jesteśmy 50-letnią kobietą, wieczorem 8-letnią dziewczynką, pytanie kiedy jesteśmy sobą - mówi Paulina Walendziak, studentka Szkoły Filmowej w Łodzi.

"Lew na ulicy" to był pierwszy spektakl, jaki zobaczyłam w Lodzi. Pomyślałam wtedy, tak strasznie chciałabym w nim zagrać i udało się. Gram jeszcze w "Czarownicach z Salem", a teraz przygotowuję się do kwietniowej premiery "Otchłani" w Teatrze im. Jaracza.

Budzik wybudza mnie brutalnie o 8.30, od godz. 10 zaczynam próby w teatrze, które trwają do 14. Potem mam cztery godziny przerwy. Siedzę zazwyczaj wtedy ze scenariuszem i dopracowuję swoją postać, czytam książki, żeby napełnić się inspiracją, albo po prostu odpoczywam, czyli śpię, bo od godz. 18 do 22 czeka mnie kolejna próba. Bądź spektakl.

Rano 50-letnia kobieta, wieczorem dziewczynka

To trudna praca, eksperymentowanie na swoich uczuciach fascynuje, ale jest też bolesne. W tym zawodzie musimy sobie, niestety, drapać szkłem po duszy. Rano jesteśmy 50-letnią kobietą, wieczorem 8-letnią dziewczynką, pytanie kiedy jesteśmy sobą. Łatwo zatracić się w tych różnych postaciach.

Nie od razu zdawałam do szkoły filmowej. Po maturze zdecydowałam się na dosyć szalony plan i poszłam do Torunia na Akademię Sztuk Pięknych na krytykę artystyczną.

Zrezygnowałam po trzech miesiącach, postanowiłam, że skupię się na śpiewaniu, wystąpiłam w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, tam zajęłam drugie miejsce. Marzyłam, żeby dostać się do Krakowa do szkoły teatralnej na kierunek wokalno-aktorski, ale postanowiłam spróbować też swoich sił w Łodzi, na wszelki wypadek.

Moje serce zatrzymało się w Łodzi

Wysiadłam na dworcu Łódź Kaliska, pojechałam na Piotrkowską do akademika, zameldowałam się, wybrałam się na spacer do Szkoły Filmowej i zauroczyła mnie atmosfera szkoły, miasta.

Pojechałam na egzaminy do Krakowa, ale już wiedziałam, że moje serce zatrzymało się w Łodzi. W Krakowie przyszła wiadomość, że dostałam się tu do Szkoły Filmowej, byłam trzecia na liście. Kraków przestał się liczyć. Byłam taka szczęśliwa, że ta Łódź mnie przytuliła. Zakochałam się w niej i tak flirtujemy cztery lata.

Zaraz kończę studia, ale nie boję się tego, co będzie w czerwcu. Jestem otwarta na wszelkie miny losu i korzystam z każdej szansy, jeśli jest dla mnie rozwijająca.

Szkoda tych wszystkich opowieści

Nie chcę się zamykać tylko w świecie teatru, dlatego wystąpiłam w "Planie B", udało mi się zrobić Teatr Telewizji "Mock" i z dużym zniecierpliwieniem czekam na film Pawła Borowskiego "Ja teraz kłamię", gdzie zagrałam główną rolę. We wrześniu na festiwalu w Toronto będzie premiera.

Rozszerzam swój świat do jak największych rozmiarów. Ta szkoła pokazuje nam jasny kierunek, jest autostradą, którą trzeba jechać 100 na godz., aleja starałam się zawsze spojrzeć w lewo, w prawo, trochę wyżej. Jedyne czego się boję, to rozkładu organizmu, który tworzyłam ze szkołą, z ludźmi na roku. Za chwilę będę musiała opróżnić swoją szafkę, pawlacz w szkole, będę musiała się z każdym pożegnać.

Z Łodzią się nie żegnam, zostaję tutaj, to miasto ma w sobie jakiś tragiczny romantyzm. Uwielbiam je za to. I za kamienice. Ostatnio widziałam, jak jedną burzono na Narutowicza. Piękne balkony roztrzaskiwały się o ziemię. Szkoda tych wszystkich lat, opowieści, które być może tam się tworzyły. I jeszcze zieleń, za to pokochałam Łódź. Każde drzewo mogłabym tu przytulić.

Poniedziałek - dzień święty, który święcę

Lubię się wyciszyć, spokój tworzy we mnie poczucie bezpieczeństwa. Pęd przeszkadza mi w tym zawodzie. Nie mogę nigdzie kupić czasu, nie mogę go nigdzie złapać.

W moim tygodniu mam dwa dni wolne: niedzielę i poniedziałek, o ile w niedziele nie mamy spektaklu. Ale poniedziałek to jest już u mnie dzień święty, który święcę. Czytam wtedy Patti Smith, uwielbiam jej książki, poezję, słucham jej muzyki. Jest moją mistrzynią, wzorem kobiecości. Oprócz oczywiście mojej mamy.

Moja mama, jak wchodzi do domu, to pojawia się życie. Marzę o tym, żeby zawsze mieć ten błysk dziecka, który ona ma w sobie. Dziecko pcha każdego artystę, dziecko pyta, jest szalone, ciekawe. Staram się jakoś w sobie pogodzić dziecko i kobietę.

Lubię marzyć, nie boję się marzyć. Marzenia u mnie rodzą się z chwili na chwilę. Teraz marzę o wakacjach, nie mogę doczekać się lata, bardzo za nim tęsknię. Chciałabym zacząć się wspinać na skałkach, poćwiczyć jogę, podróżować, mieć więcej wolnego czasu.

Na razie w sobotę mam wyjątkowo wolne popołudnie, więc pewnie pójdę na jakiś spektakl.

"OTCHŁAŃ" w reż. Mariusza Grzegorzka, rektora Szkoły Filmowej

Reżyser sięgnął po prowokacyjną sztukę Jennifer Haley - "Otchłań".

Jej akcja toczy się jednocześnie sto lat temu i w odległej przyszłości. To niepokojące połączenie thrillera, romansu i dramatu psychologicznego. Science fiction i retro. Przekraczająca tabu, hipnotyczna opowieść o granicy między światem realnym a wirtualnym, o naszej moralności

w sieci, głodzie miłości i cenie, jaką trzeba zapłacić za jego zaspokojenie - czytamy na stronie Teatru im. Jaracza. Obsesje, pożądanie, morderstwa, nakładanie masek. Co nam daje czas spędzony w nieprawdziwym świecie?

W spektaklu zobaczymy: Agnieszkę Skrzypczak, Paulinę Walendziak, Marka Nędzę, Andrzeja Wichrowskiego oraz Krzysztofa Zawadzkiego (gościnnie, aktor Narodowego Starego Teatru w Krakowie).

Kostiumy zaprojektuje wybitna malarka Magdalena Moskwa. Opracowanie muzyczne stworzą wspólnie Mariusz Grzegorzek oraz DJ Alex.

Prapremiera 6 kwietnia 2018 roku na Scenie Kameralnej Teatru im. Jaracza w Lodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji